Podobno północna Grecja jest znacznie mniej ciekawa niż południowa. Znam tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Lądujemy na lotnisku Macedonia w Salonikach. Drugie co do wielkości miasto w Helladzie przypomina zachodnią metropolię - szerokie ulice, kolorowe sklepy i przecinający miasto na pół plac Arystotelesa.
Ruszamy na południe. Po godzinie drogi mijamy imponujący masyw Olimpu z jego najwyższym szczytem górą Mitikas (2917 m n.p.m.). Okryci białą mgłą olimpijscy bogowie skrzętnie strzegą swych tajemnic. Mitikas otacza powstały tuż przed II wojną światową park narodowy (na liście rezerwatów biosfery UNESCO). Grecy są z niego bardzo dumni.
Po dwóch godzinach docieramy do Larisy, stolicy Tesalii. Przy wjeździe do miasta wita nas spoglądający z herbu rączy rumak - w starożytności region słynął ze świetnych koni. Dzisiejsza Larisa to szare, przemysłowe miasto, z dużą bazą lotniczą na obrzeżach. O dziwo, znają tu Polaków. Nasi rodacy wybudowali tu cukrownię, a miejscową drużynę piłkarską prowadzili Jacek Gmoch i Andrzej Strejlau.
Po kolejnych dwóch godzinach podróży krajobraz się zmienia. Na gładkiej niczym stół bilardowy równinie wyrasta las skał, a właściwie skalnych słupów. Powstały podobno 60 tys. lat temu. Ale ludzie pojawili się tu znacznie później. I tylko ci, którzy szukali wyciszenia i modlitwy - mnisi prawosławni. Przez wieki ukształtowali to miejsce, tak że dziś Meteory są miejscem pielgrzymek nie tylko wyznawców prawosławia. Również katolicy przyznają, że mają niepowtarzalny urok i wyjątkową atmosferę.
Nazwa pochodzi od słowa "meteor" - "zawieszony pomiędzy niebem a ziemią". Terminu tego miał użyć w XIV w. mnich Atanazy, który pierwszy zbudował tu klasztor. Legenda głosi, że do Tesalii przybył ze świętej góry Atos, autonomicznej do dziś Republiki Mnichów na Półwyspie Chalcydyckim. A na górę wzniósł się na skrzydłach orła.
Śladem Atanazego podążyli inni. Dzięki finansowemu wsparciu bizantyjskiej dynastii Paleologów Meteory stały się centrum monastycyzmu. W czasie największego rozkwitu życia klasztornego działały 24 monastyry. Od XVII w. zaczęły podupadać i do dziś zachowało się tylko sześć - cztery męskie i dwa żeńskie. Przed każdym powiewają dwie flagi - biało-niebieska grecka i żółto-czarna bizantyjska. Spoglądający z niej dwugłowy czarny orzeł przypomina najświetniejsze czasy prawosławia.
Najokazalszy klasztor - Wielki Meteoron (znany również pod nazwą monastyr Przemienienia Pańskiego) - powstał w miejscu pierwszej budowli o charakterze sakralnym z XIV w. na wysokości 613 m n.p.m. Aby tu wejść, trzeba pokonać (w pocie czoła!) 150-stopniowe schody. Przerażonym męczącą wspinaczką warto przypomnieć, że do 1923 r. na górę można się było dostać tylko za pomocą połączonych ze sobą drabin. Przy wejściu do klasztoru, po lewej stronie jest pustelnia mnicha Atanazego. A w samej świątyni warto zobaczyć pozłacany drewniany ikonostas. Jednym z cenniejszych eksponatów jest manuskrypt Pisma Świętego z XVII w.
Po sąsiedzku, ale znacznie niżej, bo na wysokości ok. 320 m znajduje się inna budowla. Mnich Warłam pozazdrościł ziomkowi z Atos i postanowił zbudować jeszcze wyższy i piękniejszy klasztor. Ale nie doczekał finału prac. Obiekt dokończyli bracia Teofanis i Nektarios ze znakomitej rodziny Aspardów. Za ich sprawą powstały dwa kościoły - Wszystkich Świętych i św. Jana Chrzciciela. Niektóre źródła podają, że materiał na budowę pierwszego gromadzono przez 22 lata, a zbudowano go w ciągu... 22 dni! W środku zwracają uwagę wspaniałe malowidła wybitnego malarza ikon Franciszka Katelanosa. Ale największe wrażenie robi inne, tuż nad wejściem, które przedstawia błogosławionego Sisoisa u grobu Aleksandra Wielkiego.
Nad klasztorną skarpą jest kołowrotek. Dawniej za jego pomocą dostarczano na górę rozmaite przedmioty i... ludzi. Miejscowi opowiadają, że linę wymieniano tylko wtedy, kiedy się zerwała.
Klasztory żeńskie leżą po przeciwnej stronie. Serpentyna, która do nich prowadzi, zwiększa jeszcze wrażenie monumentalności kompleksu. Po drodze do monastyru św. Stefana mijamy klasztor św. Trójcy. Stoi w tym miejscu od sześciu wieków na niemal pionowej skale! To po niej wspinał się Bond (Roger Moore) w "Tylko dla twoich oczu" - na samą myśl ciarki przechodzą po plecach.
Po kilku minutach jesteśmy na górze. Klasztor św. Stefana istnieje od blisko dziesięciu stuleci. Cieszył się sympatią cesarza bizantyjskiego Andronikosa Paleologa, nawet używał nazwy "królewski". Nic zatem dziwnego, że pod jego strzechę szerokim strumieniem płynęły cenne prezenty, wśród nich relikwie św. Jana Chrzciciela i głowa św. Charalambosa.
Mnisi interesowali się sprawami okolicznej ludności, niektórzy aktywnie angażowali się w życie świeckie, np. założyli szkoły w Kalambace i Trikali. Klasztor św. Stefana w 1960 r. zupełnie opustoszał. Renesans nadszedł w chwili, kiedy zamieniono go na monastyr żeński.
To jedyny klasztor w Meteorach, do którego nie trzeba się wspinać po schodach - do wejścia prowadzi wąska kładka. Po przekroczeniu progu po lewej stronie zobaczymy sporą ikonę upamiętniającą wizytę patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I. Wewnątrz są dwa kościoły. Przed wejściem do nowszego - św. Charalambosa - można uderzyć w talanton (urządzenie wzorowane na przedmiocie, za pomocą którego Noe przywoływał zwierzęta do Arki). Do dziś wzywa zakonników na wspólną modlitwę. W kościele nie ma ikon malowanych, za to na ikonostasie zobaczymy motywy roślinne i zwierzęce. Zupełnie inny jest kościół św. Stefana Pierwszego Męczennika. Malowidła świętych pozbawionych twarzy mogą przerazić. Nie wiadomo, kto je zniszczył, jedni mówią o Turkach, inni o greckich komunistach. W dawnym refektarzu jest muzeum ze wspaniałymi ikonami (XVI-XVII w.), ornatami haftowanymi złotem i rzadkimi rękopisami, np. "Polityki" Arystotelesa.
Zakonnice modlą się i malują ikony. Można je kupić w przyklasztornych sklepach dużo taniej niż w pobliskich manufakturach, które "z obowiązku" odwiedzają wycieczki.