Dwa tygodnie żeglowania po Morzu Egejskim dobiegały końca, wracaliśmy do Pireusu. Ostatnią noc spędziliśmy w Methanie, małym portowym miasteczku na Peloponezie, a rankiem wzięliśmy kurs na marinę Kalamaki. Sprzyjał nam lekki południowo-wschodni wiatr. Jednak u wejścia do Zatoki Sarońskiej zaczął się wzmagać, a kiedy na trawersie pojawił się południowy cypel Eginy, przekraczał już 6 stopni w skali Beauforta i wciąż rósł. Zwinęliśmy grot, ale genua nam się wyrwała. Z trudem poskromiliśmy rozszalały żagiel i już na silniku popłynęliśmy w kierunku Eginy, by uciec przed sztormem. Tuż przed wejściem do basenu portowego silnik zgasł, wysoka fala niosła nas prosto na zatłoczoną jachtami keję. Byliśmy niemal pewni, że rozbijemy się o ich sterczące dzioby. Jednak w ostatniej chwili dwie holenderskie jednostki odepchnęły się od siebie, a my cudem wcisnęliśmy się w szczelinę między nimi. Awaria silnika okazała się poważna (część trzeba było sprowadzić z Aten), co oznaczało przynajmniej dwudniowy postój w porcie. Nadarzyła się okazja, żeby bliżej poznać wyspę.
Zaczynamy od stołecznego miasta, też Eginy (6 tys. mieszkańców). Już samo nabrzeże jest interesujące. Klasycystyczne budynki wzniesiono w latach 1826-28, kiedy Egina była stolicą Grecji, wyzwolonej właśnie z niewoli tureckiej. Mieszkali tu członkowie rządu, wraz z pierwszym prezydentem Ioannisem Kapodistriasem (jego pomnik stoi w bocznej uliczce). Na południowym krańcu bulwaru, ponad portem rybackim, góruje kościół Panagitsa z 1806 r. poświęcony Matce Bożej. Tuż przy nim oryginalny targ - zamiast na straganach, sprzedawcy wykładają owoce i warzywa (przywożone ze stałego lądu) na łodziach zwanych kaikami. Kręci się tu mnóstwo kupujących, my również uzupełniamy zapasy. W pobliżu przystani promowej, na drugim końcu bulwaru mają postój dorożki - za 10 euro można dojechać na krańce miasta. Najpierw odwiedzamy zbudowane w 1802 r. przez wenecjan warowne domostwo zwane Pyrgos Markellos. W latach 1826-28 było siedzibą pierwszego rządu niepodległej Grecji. Kwadratowy, trójkondygnacyjny budynek ma solidne ściany z maleńkimi oknami, narożne półbaszty i zwieńczenia w postaci trójkątnych sterczyn na każdym rogu. Wygląda na opuszczony, chociaż mieści się tu ponoć miejski dom kultury. Sąsiednia bazylika Agios Nikolaos (św. Mikołaja) ma dwie wieże zegarowe i dzwonnicę. Materiał do jej budowy czerpano z ruin antycznych budowli otaczających akropol. Obszerne wnętrze zdobią freski, uwagę przykuwa rzeźbiony w marmurze ikonostas. Dorożkarz (i zarazem nasz przewodnik) zachwala Omorfi Ekklisia, czyli "Piękny Kościół" poświęcony św. Teodorowi, z 1289 r. Żeby obejrzeć zdobiące go XIII-wieczne freski przedstawiające sceny z życia i męczeństwa patrona, jedziemy aż na koniec miasta. Również w peryferyjnej dzielnicy Livádi odnajdujemy niepozorny domek, w którym Nikos Kazantzakis napisał "Greka Zorbę". Rzuciwszy nań tylko okiem (niezbyt interesujący), jedziemy w stronę akropolu - Kolony. Leży na niewysokim wzgórzu, w północnej części wyspy, już poza miastem. Stała tu świątynia Apollina, zbudowana w latach 520-500 p.n.e. jako dorycki peripteros (12 kolumn o wysokości 6 m wzdłuż jednego boku i 6 wzdłuż drugiego, krótszego). Świątynię kazał zburzyć cesarz Konstantyn w 354 r. n.e. Przetrwały dwie kolumny i podpierany przez nie odcinek architrawu. W 1810 r. potężny sztorm zniszczył i ten fragment, pozostawiając jedną, bardzo już okaleczoną kolumnę - stąd nazwa Kolona. Obejrzawszy resztki akropolu i leżący u jego podnóża teatr zwalniamy naszego cicerone i kończymy zwiedzanie w Muzeum Archeologicznym Eginy (najstarsze w Grecji, powstało w 1829 r., otwarte od wtorku do niedzieli w godz. 8.30-15, wstęp 1,50 euro). W małym, parterowym pawilonie zbudowanym tuż przy Kolonie w 1980 r. (dar bawarskich archeologów) zgromadzono przedmioty z tutejszych wykopalisk: prehistoryczne naczynia, narzędzia z neolitu, kreteńską i cykladzką ceramikę, duże egejskie dzbany z namalowanymi morskimi scenami. Jednak największe wrażenie robi marmurowy sfinks z 460 r. p.n.e. umieszczony pośrodku holu - pół lew, pół orzeł z kobiecą głową.
Następnego dnia objeżdżamy wyspę. Wyruszamy wypożyczonym samochodem (50 euro doba) w kierunku Agia Marina, popularnego kurortu na wschodnim krańcu Eginy. Mniej więcej w połowie drogi (6 km) zatrzymuje nas imponujący, największy w całej Grecji kościół. Nazwano go Agios Nektarios - na cześć biskupa Nektariosa (1846-1920), kanonizowanego w 1962 r. świętego kościoła greckiego. Ukończony w 1994 r. kościół jest wzorowany na stambulskiej Hagia Sofia. Między dwiema smukłymi wieżami olbrzymiej budowli mieszczą się dwa rzędy arkad i cztery rzędy okien zwieńczone wielką kopułą, wspartą na wewnętrznych kolumnach. Może się pod nią zmieścić 9 tys. osób. Po drugiej stronie szosy na wysokim, skalistym wzgórzu widać niewielkie kościółki wśród pojedynczych pinii i cyprysów. To Palaiochora, bizantyjskie miasto, które było stolicą wyspy przez kilkaset lat. Kiedy w 896 r. arabscy piraci napadli na Eginę i zrównali ją z ziemią, mieszkańcy rozpoczęli budowę nowych siedzib w głębi lądu. Prócz budynków mieszkalnych wznieśli 365(!) kościołów - po jednym na każdy dzień roku. Wprawdzie Palaiochora została zniszczona w 1536 r. przez wojska Barbarossy, jednego z wodzów sułtana Sulejmana Wspaniałego, ale wyludniła się zupełnie dopiero w 1826 r. Dziś nikt już tu nie mieszka, trudno nawet rozpoznać miejsca, gdzie stały domy. Pozostało natomiast 38 kościołów. Zostawiamy samochód u podnóża i na piechotę zmierzamy do wymarłego miasta (wstęp wolny). Szeroka, kamienista ścieżka prowadzi zakosami pod górę. Oprócz nas nie ma nikogo, słychać tylko cykady, pachną nagrzane słońcem zioła, czerwienią się kwitnące maki.
Kościoły są bardzo małe, mogą pomieścić zaledwie kilka czy kilkanaście osób. Większość jest bardzo zniszczona, tylko gdzieniegdzie zachowały się fragmenty fresków i reliefów. Ale trzy czy cztery są wciąż czynne - świadczą o tym prowizoryczne ołtarzyki, zwiędłe kwiaty, ślady po wypalonych świecach. Kiedy docieramy na szczyt wzgórza, ze stojącego na nim kościoła św. Jerzego wychodzi brodaty kapłan, za nim mniszka w czarnym habicie. Przed ikoną patrona świątyni stoi bukiet polnych kwiatów i palą się dwie świeczki.
Ruszamy dalej na wschód, ale zamiast do Agia Marina skręcamy w boczną drogę, która serpentynami wije się po porośniętym piniowym lasem wzgórzu. Drzewa rzedną i ustępują miejsca doryckim kolumnom świątyni Afai, córki nimfy Karme i Zeusa (poniedziałek-piątek, 8-19, sobota-niedziela, 8-15, wstęp 2,40 euro). Według mitu bogini mieszkała na Krecie i wpadła w oko jej władcy Minosowi. Nie chcąc zostać jego kochanką, skoczyła do morza i wynurzyła się dopiero przy Eginie. Ukryła się w tutejszym gaju i stała się niewidzialna (afaja ). Około 500 r. p.n.e. mieszkańcy zbudowali na jej cześć świątynię. Podobnie jak ta w Eginie była doryckim peripterosem. Tympanony tej świątyni, datowane na lata 490-480 p.n.e., zawierały sceny z wojen trojańskich. Wschodni przedstawiał kampanię Heraklesa przeciwko królowi Laomedonowi, zachodni wyprawę przeciwko Troi pod wodzą Agamemnona. Pośrodku każdego znajdowała się Atena otoczona wojownikami w różnych pozach (klękających, upadających). Owe rzeźby, tzw. marmury egineckie, znaleziono podczas wykopalisk prowadzonych w 1811 r. przez barona Hallera von Hallersteina i architekta C.R. Cockerella. Dwa lata później kupił je na aukcji we Włoszech Ludwik I Bawarski i umieścił w Gliptotece w Monachium (są tam do dziś). Natomiast w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Atenach znajdują się części zniszczonego wschodniego tympanonu znalezione podczas wykopalisk przez Adolfa Furtwänglera. Ponieważ środek każdego przyczółka zajmował posąg Ateny, sądzono, że była to jej świątynia. Sprostował to dopiero Furtwängler, który w 1901 r. odnalazł inskrypcję odnoszącą się do Afai. Jesteśmy tu przed sezonem, sami, możemy fotografować do woli jedną z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych świątyń archaicznej Grecji i rozległą panoramę. Ale głód przypomina nam o obiedzie. Zjeżdżamy więc do Agii Mariny i siadamy na tarasie nadmorskiej tawerny. Na stole pojawiają się dolmadhes (gołąbki zawinięte w liście winogron), moussaka (drobno posiekana baranina z bakłażanem, serem i sosem pomidorowym) souvlaki (pyszne szaszłyki z jagnięciny), plus butelka czerwonej retsiny (z winogron szczepu Rhoditis, podczas fermentacji do moszczu dodaje się odrobinę żywicy z sosny aleppo) no i sałatka kreteńska. W pierwszej chwili zdaje się nie różnić niczym od typowej sałatki greckiej (pomidory, ogórki, zielona papryka, krążki cebuli, kawałki fety), ale na dnie miseczki leży duża pajda ciemnego chleba, na którą ścieka oliwa i sok z przyprawionych oregano warzyw. Takiej kreteńskiej sałatki nie jedliśmy nawet na Krecie!
http://aegina.4mg.com/Enghistory.html
Górzysta Egina (gr. Aegina) czyli Wyspa Gołębi - jak ją nazwali Fenicjanie - (ae - wyspa, gina - gołąb) liczy 83 km kw., leży w Zatoce Sarońskiej, 50 km na południe od Aten. Wykopaliska w Kolonie dowodzą, że była zamieszkana już w neolicie. W II tysiącleciu p.n.e. władali nią Minojczycy, a potem Dorowie. Złote czasy nastały w VII i VI w. p.n.e., kiedy tutejsi kupcy handlowali z odległymi krainami, nawet z Fenicją i Egiptem. Wtedy też zaczęto tu (i prawdopodobnie w ogóle w Europie) bić monety. Odkąd w 459 r. p.n.e. wyspę podporządkowali sobie ateńczycy, jej historia należy już do dziejów Grecji . W latach 1827-29, podczas wyzwoleńczej wojny przeciwko Turkom, Egina okryła się chwałą. Mieszkańcy (ok. 15 tys.) zajmują się dziś uprawą winorośli, cytrusów, oliwek, a przede wszystkim orzeszków pistacjowych, z których wyspa słynie od dawna. A ponadto rybołówstwem i obsługą ruchu turystycznego. Letnie weekendy upodobali tu sobie szczególnie Ateńczycy (promem z Pireusu płynie się 1,5 godz., wodolotem - o połowę krócej).