Dokładnie 40 lat temu, 17 lutego 1980 roku, Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy zdobyli Mount Everest. Dokonali tego zimą jako pierwsi, co wcześniej mogło wydawać się niemożliwe. Po kilkudziesięciu latach od tego wyczynu zimowa wspinaczka na Mount Everest nadal jest zarezerwowana tylko dla nielicznych. Więcej na temat wyprawy Polaków przeczytasz TUTAJ >>
Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
- Zimą nie ma tam prawie nikogo. Największe przeszkody w zdobywaniu szczytu to bardzo silny wiatr, niska temperatura i krótkie dni. Poza tym w Himalajach o tej porze roku nie ma dużej ilości śniegu, przez co lód jest odsłonięty - mówi dziennikarz i fotoreporter Piotr Trybalski, jeden z autorów książki o pierwszym zimowym wejściu na najwyższą górę świata "Gdyby to nie był Everest".
Dlatego zdecydowana większość wypraw odbywa się wiosną, zwykle w drugiej połowie maja. Obok doświadczonych himalaistów mogą wziąć w nich udział także turyści. Zachęcają do tego liczne agencje organizujące tego typu wyprawy. I, jak zauważa Piotr Trybalski, teoretycznie może zdecydować się na to każdy, kto jest zdrowy, wyćwiczony i dysponuje odpowiednimi pieniędzmi. - Obecnie na koszt wejścia składa się pozwolenie, które kosztuje 11 tysięcy dolarów amerykańskich, oraz opłata dla agencji, która organizuje wyprawę - mówi nasz rozmówca.
Ceny wypraw zaczynają się od 30 tysięcy dolarów, przy tym większość ludzi płaci za nie od 40 do 60 tysięcy. Takie oferty zawierają zazwyczaj m.in. transfer z lotniska do bazy, sprzęt, wyżywienie, a także wnoszenie bagażu.
Jednak czy najwyższy szczyt świata rzeczywiście może zdobyć każdy, kto spełnia powyższe warunki? Zapytaliśmy o to Monikę Witkowską - podróżniczkę, dziennikarkę i pisarkę, która w 2013 roku zdobyła Mount Everest.
- Nie, to nieprawda. Bzdurną jest też opinia, że jeśli ktoś ma pieniądze, to go tam wniosą. Owszem, zdarza się, że na takie wyprawy decydują się osoby przypadkowe, ale zwykle już podczas pierwszych, aklimatyzacyjnych wyjść do wyższych obozów widzą, że to nie dla nich i same wycofują się z wyprawy - mówi podróżniczka.
Monika Witkowska na szczycie Mount Everest Monika Witkowska
- Tam naprawdę dostaje się w kość - i fizycznie, i psychicznie. Organizm się buntuje, człowiek wygląda, że tak powiem, niezbyt reprezentacyjnie, życie na wysokości też do wygodnych nie należy, a do tego jeszcze dochodzi świadomość ryzyka. To naprawdę nie jest żadna wycieczka - dodaje.
Jak zaznacza Monika Witkowska, ludzie, którzy zdobywają Mount Everest, nie są przypadkowymi turystami. - Praktycznie każdy przygotowuje się do takiej wyprawy miesiącami czy wręcz latami. Przy tym w 90 procentach są to ludzie, którzy znają się na wspinaniu - podkreśla nasza rozmówczyni.
Przekonanie, że Mount Everest może zdobyć każdy, podsycają zdjęcia kolejek, które ustawiają się w drodze na szczyt. Zwykle obiegają one media na całym świecie w drugiej połowie maja, kiedy panują najlepsze warunki pogodowe do takich ekspedycji. W ubiegłym roku głośno było o zdjęciu nepalskiego himalaisty Nirmala Purja, które przedstawia kolejkę ludzi czekających na wejście.
- Trzeba pamiętać, że zdjęcia pochodzą z jednego dnia, a raczej zaledwie kilku godzin w roku! To nie jest tak, że tam są ciągle kolejki. Tworzą się one w najlepszym dniu okna pogodowego, kiedy przychodzą optymalne warunki pogodowe. Zwykle zdarza się to w drugiej połowie maja. Wystarczy pójść choćby dzień wcześniej czy dzień później, fakt, ryzykując już gorszą pogodę, ale za to mieć górę niemal pustą, bez żadnych kolejek - wyjaśnia Monika Witkowska.
Co i raz słyszymy o tragediach w górach, ale najgłośniejsze są te z gór wysokich. Także na Evereście co jakiś czas ginie wspinacz. Jak tłumaczy Monika Witkowska, przyczyn jest mnóstwo, bo i trudności jakie czyhają na śmiałków na najwyższym szczycie świata jest wiele. Już na samym początku, na odcinku między obozem bazowym a obozem pierwszym (na wysokości 6100 metrów n.p.m.), znajduje się przejście przez imponujący i piękny, ale usiany szczelinami i bardzo niebezpieczny Icefall Khumbu (Lodospad Khumbu). Głównym zagrożeniem na tym etapie są nie tylko szczeliny, ale też lawiny oraz mogące się zawalić seraki (olbrzymie bloki lodowo-śniegowe).
Mount Everest Monika Witkowska
Z kolei wyżej, zwłaszcza pomiędzy obozem czwartym (7900 metrów n.p.m.) a szczytem (8848 metrów n.p.m.), do największych zagrożeń dla zdrowia i życia wspinacza należy ostra choroba wysokościowa, w tym związany z nią obrzęk mózgu oraz obrzęk płuc, a także zawały czy zakrzepica (krew na takiej wysokości jest gęstsza niż normalnie).
- Niedotlenienie związane z wysokością ma również wpływ na to, że każda czynność na wysokości staje się dużo trudniejsza niż na dole. Człowiek szybciej się męczy, a jego umysł też działa wolniej i nie zawsze racjonalnie - wyjaśnia Monika Witkowska.
Mount Everest Monika Witkowska
- Dość częstym powodem śmierci w czasie ataku szczytowego bywa też wyczerpanie. Inne przyczyny to m.in. hipotermia, uderzenie spadającymi kamieniami, upadki z wysokości, a nawet zaczadzenie w wyniku niedostatecznej wentylacji namiotu podczas gotowania - dodaje nasza rozmówczyni.
***
W maju 2019 roku w czasie wspinaczki na Mount Everest zaginęło aż 11 osób. To największa liczba ofiar od czterech lat. Warto wspomnieć, że w ubiegłym sezonie Nepal wydał aż 381 zezwoleń, co daje najwyższą ich liczbę w historii komercyjnych wypraw na Mount Everest.
Liczne tragedie wywołały dyskusje na temat tego, kto może wspinać się na najwyższy szczyt świata. Władze Nepalu po licznych głosach krytyki ze strony doświadczonych himalaistów zaczęły rozważać zaostrzenie warunków przyznawania zezwoleń. Od przyszłego sezonu wszyscy kandydaci będą musieli przejść obowiązkowe badania lekarskie. Poza tym każdy z nich musi udowodnić, że wszedł już na szczyt o wysokości co najmniej 6500 metrów n.p.m.
Czy takie obostrzenia spowodują, że wypadków będzie mniej? Trudno to przewidzieć. Mogą jednak odebrać argument osobom, które twierdzą, że na Mount Everest może wejść każdy - nawet osoby bez górskiego doświadczenia.