Na rajskiej wyspie Ko Samui zaczyna brakować wody. Winę ponosi oczywiście susza, ale nie tylko. Wyspa przeżywa turystyczne oblężenie, co przekłada się na wzmożone zużycie tego życiodajnego surowca. Zużycie wody w licznych kurortach, które rozlokowane są na niewielkiej przestrzeni, jest ogromne. Władze kraju obawiają się skutków i stanu katastrofy. Apelują zarówno do mieszkańców, jak i przyjezdnych, by korzystali z niej oszczędnie. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ wyspa po pandemii "odżyła" turystycznie.
Jak przekazał zastępca burmistrza Ko Samui, Sutham Samthong, woda obecnie importowana jest z innych obszarów oraz zbiorników prywatnych. Surowiec następnie rozdysponowywany jest wśród ludności. - Staramy się rozwiązać sytuację. Nie chcemy, aby ogłoszono, że Ko Samui jest strefą katastrofy - powiedział przedstawiciel lokalnych władz. Zazwyczaj pora sucha na Ko Samui - podczas której deficyty wody wyspie są częstym problemem - trwa od marca do maja. W tym roku jednak dodatkowe trudności generuje zjawisko El Niño, wiążące się z mniejszymi opadami.
Chciałbym prosić ludzi, aby oszczędzali wodę, używali jej oszczędnie. Jeśli pomożemy sobie nawzajem, możemy przez to przejść
- powiedział Samthong, cytowany przez "The Guardian". Według doniesień medialnych, na wyspie obecne zasoby słodkiej wody wystarczą na niespełna 30 dni.
"The Guardian" rozmawiał również z jedną pracownic salonu masaży, która oznajmiła m.in., że "był czas, kiedy woda nie płynęła w ogóle przez cały tydzień". A jest to surowiec niezbędny do wykonywania tego rodzaju usług. - Mam gabinet masażu i pokoje do wynajęcia. To naprawdę wpłynęło na biznes - dodała.
Z kolei prezes Stowarzyszenia Turystycznego Ko Samui, Ratchaporn Poolsawadee zaznaczył, że dochody z odradzającej się w tym roku turystyki wcale nie są powodem do entuzjazmu, ponieważ i tak zarobione pieniądze przeznaczane są na zakup słodkiej wody. Ko Samui potrzebuje jej łącznie 30 000 metrów sześciennych dziennie. Większość, czyli 24 000 metrów, pozyskiwana jest przez podwodny rurociąg z Surat Thani. Reszta pochodzi ze zbiorników. Całość pompowana jest do kurortów turystycznych, przez co najbardziej dotknięte są lokalne społeczności, mieszkające w pobliżu takich ośrodków.
Źródła: The Guardian/New York Post