Pewien mężczyzna zapomniał sprawdzić, czy jego żona wróciła do samochodu po szybkim przystanku w trakcie podróży. Kobieta, która została w ciemnym lesie, przeszła 20 km, szukając pomocy. Kiedy w końcu udało jej się skontaktować z mężem, okazało się, że ten przejechał już prawie 160 km.
Boontom Chaimoon wraz ze swoją żoną Amnuay Chaimoon wyruszyli w Boże Narodzenie w nocną wyprawę samochodem. Para chciała o poranku dotrzeć do swojego rodzinnego miasta w prowincji Maha Sarakham w Tajlandii. Podróż przebiegała bez problemów, dopóki mężczyzna nie postanowił zatrzymać się za potrzebą. Zaparkował na poboczu około 3:00 w nocy i zniknął w lesie, nie wiedząc, że jego żona po chwili również opuściła pojazd i postanowiła pójść w jego ślady. Kiedy Amnuay wróciła, jej mąż już odjechał, zostawiając ją samą w ciemności.
Przerażona żona zdecydowała się poszukać pomocy. Po przejściu około 20 km dotarła o 5:00 nad ranem do dzielnicy Kabin Buri, gdzie skontaktowała się z policją. Na tym jej męka się nie skończyła, ponieważ nie znała numeru męża, a własny telefon zostawiła w torbie w samochodzie.
Dopiero o 8:00 rano funkcjonariuszom udało się w końcu skontaktować z Boontomem, który do tego czasu zdążył przejechać aż do oddalonej o 159,6 km prowincji Korat. Kiedy zdał sobie sprawę, co się stało, szybko zawrócił, by pojechać z powrotem po żonę. Zapytany, jak mógł odjechać tak daleko, nie zauważając jej nieobecności, upokorzony przyznał, że myślał, że... ta cały czas spała na tylnym siedzeniu.
Jak donosi lokalny portal Daily News, mężczyzna bardzo żałował swojego czynu i miał ogromne poczucie winy. Jednak nawet po takich zdarzeniach, kobieta zachowała spokój. Zdradziła, że są małżeństwem od 27 lat i mają 26-letniego syna.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.