Nawiązuje się niezwykłe, bezpośrednie relacje pozbawione dystansu, jaki często pojawia się w miejscach, w których jest się postrzeganym jako przybysz z bogatego świata. Spędziłem tam miesiąc, doskonale się czułem, wróciłem pełen energii i ochoty do życia. A już zupełnie fantastyczne chwile spędziłem w Górach Taka na pograniczu Sudanu z Erytreą. Rozbiliśmy namiot stosunkowo niedaleko od cywilizacji, a jednak w głuszy, wśród skał. Raz dziennie schodziliśmy po wodę. To były spokojne dni we wspaniałej, bezludnej scenerii, idealne warunki, by zastanowić się nad życiem.
Na pewno nie zapomnę pożaru sawanny podczas podróży po Mali. Byliśmy we czwórkę, wcześnie rano rozpalaliśmy ognisko, co nie jest tam zabronione, wręcz przeciwnie - to stała i oczywista praktyka. Tego dnia wiał silny wiatr i ogień przeniósł się na trawę, która błyskawicznie zaczęła się palić. Bardzo szybko zajął się nasz namiot, na szczęście udało się go ugasić i wrzucić do samochodu. Gdy uruchamialiśmy stacyjkę 20-letniej fiesty, pod autem już paliła się trawa. Czułem strach i okropną bezsilność. Nic nie mogliśmy zrobić. Pożar rozprzestrzeniał się niezwykle szybko i mimo naszych wysiłków skończył się dopiero wtedy, gdy przestało wiać. Mieszkańcy najbliższej wioski, którzy pomagali gasić pożar, w ogóle się nie przejmowali i traktowali to jak coś, co się po prostu zdarza, ale dla nas to było naprawdę mocne przeżycie.
Zdunowicach na Kaszubach. Wieś jest otoczona lasem, leży nad pięknym rynnowym jeziorem Suminko połączonym z drugim, znacznie większym - Sumino. Jest tam pięknie, czysta woda, ciekawe trasy rowerowe w pagórkowatym terenie, mało ludzi. Równie miło wspominam rowerowy wyjazd na Roztocze.
jeździć w strony, w których jeszcze nie byłem, a jest ich wiele. Ludzie w poszukiwaniu pięknych miejsc często wybierają się niezwykle daleko, a nie wiedzą o tym lub nie doceniają tego, co mają w zasięgu ręki. Na razie znam i lubię Kaszuby, Roztocze, Warmię, Tatry i Beskidy. Pochodzę z Krakowa i to jest jeszcze jedno miejsce, które lubię. Nie jestem jego fanatycznym piewcą i nie każę wszystkim, jak niektórzy ludzie stąd, zachwycać się Krakowem, ale naprawdę jest tu bardzo ładnie.
notesem i ołówkiem. Lubię na bieżąco notować, pamięć można mieć dobrą, ale notatki pomagają. Lubię po powrocie opisać podróż albo przynajmniej opowiedzieć o niej, krótko mówiąc: podzielić się przeżyciami z innymi. Relacje ze sztafety "Afryka Nowaka" ukażą się w książce opisane przez uczestników poszczególnych etapów. Być może będą nawet dwa tomy. W pierwszym znajdzie się opis trasy z północy na południe, czyli z Libii do RPA, a w drugim - z powrotu, czyli z RPA do Algierii.
Wiadomo, że czasem warunki zmuszają, by przenocować pod dachem, nawet w hotelu. Ale namiot jest najlepszy. Choć jeszcze fajniej nocuje się pod gołym niebem. Oczywiście nie wszędzie jest to możliwe, ale np. w Sudanie, gdzie w południe temperatura dochodziła do 50 stopni, przyjemnie było ułożyć się do snu, mając nad sobą tylko niesamowicie rozgwieżdżone niebo.
Nie jestem smakoszem, najbardziej lubię owoce. W zachodniej Afryce zajadałem się świeżym mango i bananami w przeróżnych postaciach, z których najlepsze były smażone jak frytki. Z Egiptu zapamiętałem sok z granatów. Granaty są pyszne, ale żeby je zjeść, trzeba się nieźle napracować, to mnie zawsze zniechęcało; tymczasem sok ma dokładnie ten sam smak - prostu granat w płynie, a do tego jeszcze schłodzony. Rewelacja! Podczas sztafety śladami Kazimierza Nowaka zajadałem się też falafelami. Są to smażone w głębokim oleju kulki z mielonej cieciorki przyprawionej cebulą, czosnkiem, kminkiem i kolendrą. Podróże w ogóle zmieniły mój stosunek do jedzenia, wcześniej negatywny...
Spore rozczarowanie przeżyłem w Asuanie, mieście na południu Egiptu, przy pierwszej katarakcie Nilu. Będąc tam po raz pierwszy, zachwyciłem się tym miejscem, a zwłaszcza ludźmi. Odbyłem wiele ciekawych rozmów o życiu, rodzinie, religii. Druga wizyta była zupełnie inna - miałem spore oczekiwania i, niestety, się zawiodłem. Trafiłem na miejscowych, którzy traktowali nas jak chodzące portfele, nie jak ludzi. To było bardzo nieprzyjemne i przygnębiające. W każdym razie z dwóch pobytów dokładnie w tym samym miejscu mam zupełnie różne doświadczenia. Coś takiego daje do myślenia i skłania do ostrożności w ocenach, dlatego nie zarzekam się, że nigdy więcej gdzieś już nie wrócę.
Po tym, co zobaczyłem na ostatnich Kolosach w Gdyni, zdecydowanie Ameryka Południowa, a szczególnie Patagonia. To dziki i trudny teren, ale ujmująco piękny. Chciałbym przejechać go na rowerze. Oprócz tego Niger - dwa razy byłem blisko, ale najwyraźniej to nie był jeszcze ten czas.