List z Pekinu. Witaj, Roku Szczura!

Fajerwerki hałasem i światłem odpędzają złe duchy i wszelkie nieszczęścia

Chun Jie - Święto Wiosny - najważniejszy festiwal w kulturze chińskiej. Miliony ludzi podróżują do rodzinnych miejscowości, by z najbliższymi uczcić nadchodzący rok. Oto garść wrażeń i obserwacji z tegorocznych obchodów Chun Jie w Pekinie.

Poniedziałek, 4 lutego

Jest wieczór, do Nowego Roku brakuje dwóch dni, ale w Pekinie już od tygodnia panuje atmosfera festiwalu. W alejach, bramach i na wąskich uliczkach zakwitają lampiony i świąteczne dekoracje, zewsząd słychać eksplozje fajerwerków, które budują nastrój oczekiwania na nadejście Roku Szczura.

Szczur, zaradny, oszczędny i ambitny, jest pierwszym z dwunastu stworzeń w chińskim zodiaku tworzącym cykl księżycowego kalendarza. W przeszłości jego nadejście dość często zbiegało się z ważnymi wydarzeniami, np. w 1912 r. ustanowiono Republikę Chin, a w 1972 r. do Pekinu przyjechał z historyczną wizytą prezydent USA Richard Nixon. Rok 2008 zaczął się od olbrzymiej śnieżycy, która sparaliżowała południe i wschodnie wybrzeże. W Kantonie, gdzie podobnych opadów nie widziano od kilku dekad, na dworcu kolejowym utknęło pół miliona podróżnych. W Hunanie do akcji na skutych lodem drogach musiała wkroczyć armia. Niektóre lotniska zostały sparaliżowane, a pociągi pękały w szwach. Postanowiłem więc zostać w domu - w Pekinie.

Wtorek, 5 lutego

W Zizhu Yuan (Bambusowy Park) spotkałem pana Cao, dżentelmena ok. 70., w ogromnych okularach i berecie. Na pozór przeciętny Chińczyk, tzw. lao bai xing (odpowiednik naszego Kowalskiego), niemal rzucił mi się na szyję, gdy powiedziałem, że jestem z Polski. - Tak bardzo fascynuje mnie "Solidarność"! - krzyknął. - A jeszcze bardziej Chopin! Mam w domu kilkadziesiąt płyt muzyki klasycznej. Spacerowaliśmy wokół zamarzniętego jeziora, dyskutując o "Trzech kolorach" Kieślowskiego, o Powstaniu Warszawskim i rzekomym wyzwoleniu Polski przez Armię Czerwoną. W końcu pan Cao musiał wracać do domu, gdzie już gromadzili się krewni, sprzątając, gotując i przygotowując wszystko na jutrzejszą biesiadę.

- Nowy Rok - powiedział na odchodnym - będzie taki jak zawsze. Z lepieniem pierogów, fajerwerkami, oglądaniem telewizji.

Wieczorem ze znajomą z pracy pojechaliśmy taksówką na zakupy. Dawniej w Chinach podarunki na Nowy Rok były symboliczne (ubrania, zabawki), ale dziś bez wyszukanych prezentów ani rusz. Jackie (takie wybrała sobie imię po angielsku) pochodzi z wioski ok. 150 km od Pekinu. Święta na wsi opisuje z nostalgią. Pamięta olbrzymie ogniska, które mężczyźni rozpalali nocą wśród grobów ku pamięci przodków. Kobiety zostawały w domu, by wspólnie przygotować wielki kocioł duszonej wieprzowiny.

Ci, którzy nie mogą sobie pozwolić na wyjazd, zostają w Pekinie, pracując lub doglądając interesów. Moi znajomi, sprzedawcy herbaty, pochodzą z prowincji Fujian, gdzie rośnie słynna tie guan yin , herbata o nadzwyczajnym zapachu i smaku. Nowy Rok to dla nich czas najlepszych interesów. Wraz z grupką krewnych i asystentów planują obiad w restauracji i fajerwerki, których stosy piętrzą się w sklepie obok pudeł herbaty. - Spójrz - mówi Wang, wyciągając krótki, pękaty fajerwerk w szarym papierze. - Jak ustawisz ich kilkanaście rzędem na ulicy i odpalisz, huk taki, że nawet moja głucha babcia usłyszy! Sprzedawcy sączący gorzką herbatę pu'er z porcelanowych miseczek wybuchają śmiechem uradowani perspektywą zabawy. Ale mimo tej radości tęsknią za domem - w Fujianie jedzenie jest lepsze, a fajerwerki głośniejsze...

Środa, 6 lutego, i następne dni

Wieczór noworoczny obchodziłem w domu tybetańskiego lamy wraz z garstką jego uczniów i znajomych. Lama Pujun sześć lat temu został wysłany z Lhasy do Pekinu przez swoją świątynię. W jego mieszkaniu wypełnionym słodkim zapachem kadzidła parę skromnych mebli ustawiono pod ścianami, by stworzyć dużą, otwartą przestrzeń. W bocznym pomieszczeniu z okazji święta pod ołtarzykiem paliło się ok. 100 świeczek. Pujun powitał mnie z fotela na końcu pokoju. W piżamie, ze skrzyżowanymi nogami wyglądał jak buddyjski posążek, z tym że kątem oka oglądał telewizję, a w ręku trzymał telefon komórkowy, z którego wysyłał i odbierał życzenia świąteczne.

Po chwili z kuchni wyłoniła się wysoka Chinka w średnim wieku i postawiła na stole cztery kilo pierogów świątecznych (pomimo starań nie zjedliśmy wszystkich). Pujun pochodzi z prowincji Qinghai (niegdyś część Tybetu) i choć w trakcie nauki i pracy zjeździł całe Chiny (obecnie kończy doktorat z filozofii), uważa Qinghai za najpiękniejszy zakątek świata. - Nasza kultura jest tam o wiele lepiej zachowana niż w Lhasie. W ostatnich latach do Lhasy napłynęła fala chińskich kierowców, sklepikarzy, robotników i wszystko zaczęło się zmieniać. Teraz najczęściej słyszy się dialekt z Sichuanu... Lama nie planuje udziału w noworocznym szaleństwie fajerwerków, więc po kilku godzinach wymykam się do innych znajomych.

Według chińskiej tradycji fajerwerki mają hałasem i światłem odpędzać złe duchy i wszelkie nieszczęścia. Każda rodzina na długo przed noworocznym wieczorem wydaje krocie na osobisty arsenał: wulkany, rakiety, moździerze, sznury petard... Prawie tydzień wcześniej urządzają na podwórkach próby ognia, raz po raz wysadzając coś w powietrze, smrodząc prochem i aktywując alarmy samochodów. Hałas jest nieprawdopodobny!

Pokaz sztucznych ogni przypomina radosną partyzantkę, rewolucję, która wymknęła się spod kontroli. W tym roku zaczęło się grubo przed północą. Kiedy wybiegałem z domu, już na schodach czuć było zapach prochu. W plątaninie wąskich uliczek kłębił się tłum. Przed restauracją ktoś właśnie odpalił dwie taśmy petard, zatrzymując na kilka minut przechodniów i samochody. Tuż obok dwaj mężczyźni papierosami odpalali kolorowe rakiety, a dzieci, zatykając sobie uszy, uruchomiły coś, co wysypało się w powietrze górą iskier. Na niebie strumieniami kolorów zakwitały coraz to nowe eksplozje, wciąż przybierając na sile. Koło północy odpalono największe ładunki. Zewsząd coś wybuchało, niosąc się światłem, dymem, hałasem. Ludzie, przekrzykując się, witali Rok Szczura.

Święto zaczynało się w najlepsze, z kilkoma dniami poświęconymi na wizyty u krewnych, odwiedziny świątyń, buszowanie po jarmarkach i biesiadowanie. Oficjalnie Święto Wiosny zakończy się 21 lutego Festiwalem Latarni.

Więcej o: