Święto Trifon Zarezan wywodzi się podobno z greckich Dionizjów. Legenda mówi, że z woli Olimpu Dionizos miał opiekować się jednym z tutejszych miast. Pewnego ranka, po kilku dniach strasznej burzy, na brzegu morskim w pobliżu dzisiejszego Bałcziku znaleziono jego posąg. Miasto nazwano Dionizospol i od tej pory hucznie czczono nowego boga, choć rolnictwo i uprawa winnej latorośli miały tam już bogate tradycje. Zwyczaj szybko rozprzestrzenił się w całej Bułgarii i przetrwał mimo pięćsetletniej tureckiej niewoli. Chrześcijańskie wcielenie Dionizosa, św. Trifon Zarezan, ma do dziś swoje święto 1 lub 14 lutego, w związku z różnicami w kalendarzach gregoriańskim i juliańskim.
Z maleńkiej wiejskiej cerkwi rusza kolorowy, rozśpiewany pochód. Na czele czterej mężczyźni w baranich czapach prowadzą grajka, za nimi barwna grupka dziewcząt z tacami i ze skórzanymi bukłakami. Na jednej z tac grube podpłomyki, rumiane chlebki i okrągłe placki, na innej pieczona faszerowana papryka, kawały dymiącej jagnięciny i banica (strucla orzechowa). Tuż przed winnicą dziewczęta z grajkiem przystają, a ich śpiew staje się coraz bardziej uroczysty. Od strony wsi zbliżają się pozostali uczestnicy świątecznego korowodu, zaś czterej mężczyźni znikają między szpalerami winorośli.
Świąteczny pochód, do którego dołączyłem w ubiegłym roku w okolicach Melnika w bułgarskiej Macedonii, jest podobny do setek innych. Mężczyźni, najczęściej właściciele winnic, symbolicznie podcinają pędy, nacięcia polewają ubiegłorocznym winem, a odcięte łozy przynoszą do domu w formie wieńca lub snopka i kładą pod ikoną. Ma to zapewnić obfitość winogron w nowym sezonie, ich dobry smak i zapach. Poczęstunek niesiony przez dziewczęta powinien być choć częściowo spożyty w obrębie winnic. Towarzyszą temu kolejne śpiewy i tańce. Czasem w ceremonii uczestniczy pop, który kropi winnice wodą święconą.
W regionie Tyrnowa czy Wracy podczas obrzędu Trifon Zarezan wybierany jest car winnic - pełni rolę mistrza ceremonii, na prośbę sąsiadów podcina pędy w ich winnicach i udziela rad początkującym winiarzom. Po obrzędach wraca do wsi udekorowanym powozem lub na barkach uczestników. Obnoszony od zagrody do zagrody bierze udział w poczęstunkach, obcałowują go najładniejsze panny. Ceremonie kończą się w gospodarstwie cara, dokąd docierają wszyscy uczestnicy Trifonowden. Jak Bułgaria długa i szeroka wieczory upływają na tańcach, śpiewach i przy zastawionych stołach. Coraz częściej korzystają z tego turyści, głównie narciarze (sezon trwa nawet 140 dni), którzy ze stoków Witoszy, Bałkanu, Riły lub Rodopów mają blisko do winnic.
Święto Trifon Zarezan nie może się obyć bez chleba pieczonego w dniu przycinania winorośli. Żona właściciela winnicy wczesnym rankiem zagniata ciasto według uświęconego przez wieki przepisu. Używa kilograma trzykrotnie przesianej mąki, dwóch łyżeczek soli i dwóch szklanek letniej wody. Wyrabia i formuje bochenek, którego wierzch zdobi jakimś dionizyjskim elementem, np. wykonanym z ciasta wizerunkiem grona, beczułki, kielicha lub patrona uroczystości. Upieczony chleb przykrywa bawełnianą ściereczką, by nie stwardniał. Potem wraz z pieczonym kurczakiem i tykwą wina wkłada go do nowego wełnianego worka. Gospodarz bierze worek na plecy i uczestniczy w ceremonii przycinania winorośli, błogosławienia plantacji i poświęcenia jej. Po powrocie do wsi częstuje rodzinę, sąsiadów i przyjezdnych. Resztki pieczywa zjadają zwierzęta, co ma chronić je przed drapieżnikami przez następny rok. Jedzeniu kurczaka musi towarzyszyć wino z ubiegłorocznych zbiorów, podawane w białych wysokich naczyniach, a pozostawioną na dnie resztkę zanosi się do domu cara winnic. Tam udekorowanego wieńcami bohatera uroczystości polewa się zeszłorocznym winem, skandując prośby o urodzaj.
Jeśli na święto Trifon Zarezan wybierzemy się do południowo-zachodniego regionu winnic, warto zatrzymać się w Melniku (dwie godziny z Sofii malowniczą trasą w stronę Salonik). To prześliczne miasteczko-muzeum leży w górach Pirin. W średniowieczu było warowną twierdzą broniącą szlaków handlowych wiodących doliną rzeki Strumy. Melnik rozwijał się od VI w. i już wówczas słynął z doskonałego czerwonego wina. Jak dawniej leżakuje ono w skalnych pieczarach i niszach. Enolodzy twierdzą, że kiedyś bywało tak gęste, że można je było wylać na płócienną chustę i przenieść na sporą odległość. Pito je w Wiedniu, Wenecji, w Hiszpanii. Na początku XX w. zaraza zniszczyła plantacje, a miasto uległo poważnym zniszczeniom w czasie ostatnich wojen bałkańskich. Kiedyś miało 12 tys. mieszkańców, 72 cerkwie i wiele okazałych budowli. Obecnie nazywane jest najmniejszym miastem Bułgarii - żyje tu zaledwie ok. 280 osób. Na szczęście zachowało się prawie sto historycznych obiektów, wśród nich domy patrycjuszy przypominające małe warownie, niektóre z XIV w. Paszową kysztę zdobią drewniane rzeźby mistrzów tzw. szkoły debyrskiej i witraże, kyszta Kordopułowa mieściła w piwnicach 250 tys. litrów wina. W południowej części miasteczka można zwiedzić bazylikę św. Nikoła z XIII w. oraz pozostałości twierdzy despoty Aleksieja Sława, a 6 km na północny wschód od Melnika Rożeński Monastyr z 1600 r. z cennymi freskami, sławnym ikonostasem i kolekcją drewnianych rzeźb.
Hotel Despot Slav - dwójka ze śniadaniem 17 euro
www.cbbbg.com/tourism/eng/melnik_eng.html
Żył w Azji Mniejszej w I połowie III w. Wychowany w bogobojnej rodzinie wiejskiej, już jako dziecko dokonywał cudów, m.in. wyleczył z choroby psychicznej córkę cesarza Gordiana. Podczas prześladowań chrześcijan zakazano mu praktyk i próbowano zmusić do wyrzeczenia się wiary. Schwytany i poddany torturom, nie tylko nie wyparł się Boga, ale publicznie podziękował Stwórcy za męczeńską śmierć.