Te trzy piękne miasta dzieli pół godziny jazdy pociągiem. Dla niektórych mają nawet więcej uroku niż Amsterdam, a mniej tu ludzi, samochodów i hałasu.
Hagę warto zobaczyć przynajmniej z pięciu powodów. Właśnie tu mamy największą szansę otrzeć się o królewską rodzinę, bo w pałacu Huis ten Bosch (nie można go zwiedzać) mieszka uwielbiana przez Holendrów królowa Beatrix (ur. 1938, na tronie od 1980 r.). Największą szansę na spotkanie monarchini mamy 30 kwietnia, w jej urodziny. W całym kraju odbywają się wówczas huczne uroczystości, a Jej Wysokość osobiście zaszczyca dwa wybrane miejsca (bardzo często jest to Haga). Może się też zdarzyć, że któryś z członków królewskiej rodziny przejedzie obok nas na rowerze...
Drugi powód to Scheveningen (śpiewał o nim Jacques Brel), modny kurort, do którego z Hagi dojeżdża się tramwajem. Szerokie plaże, piękne wydmy, ogromne molo z drogimi restauracjami. Luksusowy hotel Kurhaus w nocy wygląda jak pałac maharadży. W zależności od pogody można tu pływać na każdym sprzęcie, jaki dotąd wymyślono - skutery wodne, kajaki, narty (ze spadochronem lub bez), deski... Można spacerować po wietrznej plaży albo zajadać frutti di mare w niezliczonych restauracjach. Od końca kwietnia do początku czerwca wybrzeże zamienia się w galerię "sztuki piaskowej". Naprawdę trudno uwierzyć, co można zrobić z piasku! Średniowieczne zamki, posągi Buddy, greckie rzeźby, realistyczne portrety znanych osobistości.
Powód trzeci to Binnenhof - zespół budowli otaczających XIII-wieczny Rycerski Dwór, w którym obradowali przedstawiciele holenderskich księstw. Początkowo otaczały go mury obronne, ale gdy w XVII w. Haga stała się stolicą nowego państwa, mury zastąpiono siedzibą Wilhelma Orańskiego - pierwszego władcy niepodległych Niderlandów. W skład kompleksu wchodzi wewnętrzny dziedziniec zwany Buitenhof, Pałac Głowy Państwa, Pałac Wilhelma IV oraz kilka potężnych bram: Więzienna, Wewnętrzna, Maurits oraz Stadhouder (Brama Głowy Państwa). Aż do połowy XIX w. Binnenhof otaczała woda i dostać się doń można było wyłącznie zwodzonymi mostami strzeżonymi przez te potężne bramy. Nieopodal znajduje się pomnik Johana de Witta - ostatniej (jak dumnie do niedawna powtarzali Holendrzy) ofiary politycznego mordu w Niderlandach. Rodzina de Witt na krótko przejęła władzę w republice z rąk rodu orańskiego. Koniec ich panowania był tragiczny. Ostatni z de Wittów Johan wplątał Holandię w kilka niepotrzebnych wojen, czego Holendrzy mieli serdecznie dosyć. W roku 1672 został zamordowany (wraz z bratem) przez rozwścieczony tłum. W Rijksmusem w Amsterdamie można zobaczyć obraz przedstawiający dwa nagie ciała rozpięte na wymyślnych rusztowaniach głowami w dół.
Szczególnym miejscem w kompleksie Binnehof jest mała ośmioboczna wieża zwana Torentje. Do niedawna holenderski premier siedział w odsłoniętym oknie wieży i każdy obywatel mógł sprawdzić, czy głowa państwa pilnie pracuje dla dobra kraju. Niestety, pierwszy po 330 latach polityczny mord w Holandii spowodował konieczność lepszej ochrony premiera - 6 maja 2002 r. członek radykalnej organizacji ekologicznej zamordował Pima Fortuyna, populistycznego polityka cieszącego się sporym poparciem. Holandia była w szoku. Dzisiaj okna w premierowskiej wieży są wzmocnione i zasłonięte, co stoi w jawnej sprzeczności z holenderską tradycją, która nakazuje nie mieć tajemnic przed sąsiadami. Mimo to świadomość, że jest kraj, w którym premiera zamyka się w wieży, jest wielce krzepiący, a miejsce warte zobaczenia.
Czwarty powód wizyty w Hadze to Mauritshuis, tuż obok wieży premiera. W XVII-wiecznym klasycystycznym pałacu mieści się niewielka, ale wspaniała kolekcja malarstwa, głównie niderlandzkiego. Mauritshuis przeżyło oblężenie po sukcesie filmu "Dziewczyna z perłą" Petera Webera, bo ten słynny obraz Johannesa Vermeera jest perłą w koronie kolekcji. Haga ma też jedno z największych dzieł malarza wszech czasów Rembrandta - "Lekcja anatomii doktora Tulpa" hipnotyzuje i przyprawia o dreszcz. Jest jeszcze przepiękne "Opłakiwanie Chrystusa" Rogera van der Weydena, jednego z największych mistrzów flamandzkich, po którym pozostało niewiele prac, a z haskim "Opłakiwaniem" równać się może tylko "Zdjęcie z krzyża" z madryckiego Prado. Mauritshuis regularnie pokazuje też wybitne wystawy.
Mauritshuis, wtorek-sobota 10-17, niedziele i święta 11-17, od 1 kwietnia do 1 września otwarte także w poniedziałki 10-17, bilet 11,50 euro, dzieci do lat 18 za darmo
I wreszcie Madurodam - miasteczko z klocków lego dla małych i dużych dzieci. Miniatury znanych budowli Europy to jedna z najsłynniejszych atrakcji Holandii. Można zrobić sobie zdjęcie jako Guliwer w krainie Liliputów, przechadzać się pomiędzy holenderskimi wiatrakami, z bliska oglądać amsterdamskie kanały, a także podziwiać największą na świecie miniaturową kolejkę.
Madurodam, George Maduroplain 1, 9-20, bilet 12,5 euro, dzieci 3-11 lat 9
Odjeżdżający kilka razy na godzinę pociąg ze stacji den Haag Centraal zawiezie nas w 10 minut do Lejdy (Leiden). To jakby Amsterdam w miniaturze. Nad przecinającymi miasto kanałami ciągną się szeregi starych domów o charakterystycznych trójkątnych i schodkowych szczytach tonących w kwiatach przez większą część roku. Leniwy spacer zaprowadzi nas na ciche podwórka, bardziej przypominające ogrody niż miejskie zabudowania. Dla wielbicieli ogrodów jest też Hortus Botanicus - wspaniała kolekcja roślin z niemal wszystkich zakątków świata. W XVIII-wiecznej oranżerii można podziwiać sumatrzańskie lasy deszczowe, indonezyjskie drzewa cynamonowe czy japońskie ogrody w miniaturze. Zapaleni hodowcy mogą kupić wybrane nasiona, nawet za pośrednictwem internetu.
Hortus Botanicus, 10-18, bilet 5 euro, dzieci 4-12 lat 2,50,
http://www.hortus.leidenuniv.nl
Warto odwiedzić najbardziej znany zabytek Lejdy - Pieterskerk (kościół św. Piotra). To nie tylko piękny przykład XV-wiecznego północnego gotyku, ale także kolebka północnoamerykańskiej cywilizacji. To właśnie z Lejdy w 1620 r. wyruszył statek Mayflower, aby zawieźć do Ameryki pierwszą grupę osadników. Wygnani z Anglii za przekonania religijne osiedlili się najpierw tutaj, a Pieterskerk był ich ośrodkiem religijnym, kulturalnym i społecznym. Kościół pięknie prezentuje się z murów średniowiecznej cytadeli zwanej Burcht. Świetnie zachowane mury można obejść dookoła i podziwiać wspaniałą panoramę Lejdy z jej kościołami, mieszczańskimi domami, ratuszem, zielenią i kanałami.
Lejda to jeden z największych ośrodków akademickich Holandii. Na sławnym uniwersytecie założonym przez Wilhelma Orańskiego w 1575 r. tradycyjnie studiują członkowie rodziny królewskiej. Większość mieszkańców to studenci i wykładowcy. Dlatego, jak na tak niewielkie miasto (ok. 120 tys. mieszkańców), kwitnie tu bogate życie wieczorno-nocne. Na dobrą, naprawdę dużą kawę najlepiej iść do Grand Cafe Van der Werff. Najlepsze śniadania podają w Scarlatti na słonecznym tarasie, a studenckie posiłki na każdą kieszeń w La Bota i w Odessie, której dodatkową atrakcją są stoliki na pokładzie łodzi. Najsłynniejszą restauracją na wodzie jest Annie Verjaardag. Na wielbicieli jazzu czeka The Duke, z muzyką na żywo co wieczór. Są też niezliczone puby dla młodszych - Malle Babbe, nieco starszych (po dwudziestce) - City Hall, De Zoop, Caminos i najstarszych (tuż po trzydziestce) - Roebels, De Burcht, Bruine Boon. Na miłośników zakupów czeka Haarlemmstraat - najdłuższa w Europie ulica sklepów.
Ale największą dumą Lejdy jest Rembrandt Harmeszon van Rijn. Tu przyszedł na świat 15 lipca 1606 r. i tu namalował pierwsze obrazy. Rok Rembrandtowski obchodzi się hucznie - festiwale, wystawy, specjalne trasy turystyczne, konkursy, zabawy. Od 14 do 16 lipca odbywał się Festiwal Rembrandta. Na trzy dni Lejda powróciła do czasów wielkiego malarza: na ulicach pojawiły się słynne postaci z epoki, piękne damy i dzielni kawalerowie. "Nocna Straż" ożyła i strzegła bram miasta.
Przez cały rok można oglądać miejsca, z którymi związany był Rembrandt, w czym pomoże specjalny przewodnik po Lejdzie wydany z okazji jubileuszu (kupimy go w Centrum Rembrandta przy Marktsteeg 1).
Równie blisko Hagi leży Delft (można dojechać tramwajem, ale pociągiem znacznie szybciej). Świat zna to miasto ze słynnej niebieskiej porcelany malowanej we wzory. Na każdym kroku kuszą sklepy wypełnione po brzegi zastawami, figurkami i wazonami. Większość to jednak podróbki, choć często całkiem udane. Żeby obejrzeć prawdziwą porcelanę z Delft, czyli delft blue, trzeba przespacerować się do Royal Delft, manufaktury działającej nieprzerwanie od XVII w. Ceny ręcznie malowanej ceramiki przyprawiają o zawrót głowy (średniej wielkości wazon na tulipany kosztuje ok. 3 tys. euro!), ale stać nas przynajmniej na obejrzenie wspaniałej kolekcji. Z okazji Roku Rembrandtowskiego Royal Delft wystawia naturalnych rozmiarów (363 x 437 cm) porcelanową kopię "Nocnej Straży".
Zwiedzanie tylko z przewodnikiem 10.30, 11.30, 12.45, 14.00, 15.15, 16, bilet 4 euro, dzieci poniżej 14. roku życia za darmo
Delft nie musi zazdrościć Leidzie znakomitego obywatela, bo tu urodził się i mieszkał całe życie Johannes Vermeer (1632-75). Miasto nie może poszczycić się żadnym z jego dzieł, ale wielbiciele odnajdą dziesiątki miejsc uwiecznionych na obrazach i związanych z artystą: ulica Voldersgracht, gdzie się urodził, Nieuwe Kerk (Nowy Kościół), gdzie został ochrzczony, Markt, gdzie mieszkał, St. Luke's Guildhall, siedziba cechu malarzy, którego był członkiem. Punktem obowiązkowym jest skromny grób malarza w Oude Kerk (Stary Kościół).
W jednym z najwspanialszych kościołów Holandii - Nieuwe Kerk - pochowani są członkowie rodziny królewskiej, poczynając od założyciela dynastii Wilhelma Orańskiego, który zmarł w 1702 r. Ostatni królewski pogrzeb odbył się tu w 2004 r., kiedy zmarł książę Bernhardt von Lippe-Biesterfeld, ojciec królowej Beatrix.
Nieuwe Kerk i Oude Kerk - zwiedzanie połączone, kwiecień-październik poniedziałek-sobota 9-18, pozostała część roku 11-16, bilet 3 euro, dzieci 1,50
Koniecznie należy odwiedzić Markt, czyli główny plac targowy, który nadal pełni swoją funkcję. Można się tu najeść (ryby, sery, słodycze), zrobić zakupy (porcelana, nowe i stare ciuchy, zabawki, starocie), posłuchać grajków i obejrzeć uliczne przedstawienia. A na okrasę jest wspaniały XVII-wieczny ratusz miejski. Galeria wieńcząca pierwsze piętro służyła jako punkt obserwacyjny straży miejskiej, a w dominującej nad całością wieży umieszczono zegar i dzwon uruchamiany w chwilach zagrożenia.
Na koniec pozostaje niespieszny spacer malowniczymi uliczkami albo wycieczka kanałami. Enklawy zieleni przeplatają się z monumentalnymi kościołami. Wspaniała Brama Wschodnia (ok. 1400 r.) strzeże zwodzonego mostu, przez który niegdyś wiodła jedyna droga do miasta. Wieża Świętego Huberta (1500 r.) miała być schronieniem dla broniącej miasta załogi - dziś jest siedzibą Towarzystwa Sportowego. W Delftach wystarczy skręcić w jakąkolwiek boczną uliczkę, aby w ciszy przysiąść na zatopionej w zieleni ławce albo wypić kawę w jednej z wielu niewielkich knajpek nad kanałem.
http://www.holland.com - m.in. wszystko o Roku Rembrandtowskim, także po polsku
http://www.rembrandt400-leiden.nl - obchody w Lejdzie