To rybackie miasteczko położone ok. 60 km na południe od Monastyru w niczym nie przypomina znanych tunezyjskich kurortów. Nie ma tu hoteli z basenami, plaży z parasolami, dyskotek i supermarketów. Jest za to cisza i spokój, o które w sezonie niełatwo
Mahdija nie wygląda jak typowe arabskie miasteczko. Gdyby nie okazały meczet z ośmiokątnym minaretem, można by odnieść wrażenie, że jesteśmy gdzieś na Krecie albo Malcie. Śródziemnomorski nastrój odprężenia, relaksu, błogiego lenistwa, jakby spowolnionego czasu towarzyszy nam w czasie niespiesznej przechadzki.
Jego największą atrakcją jest bez wątpienia znakomicie zachowana medyna zajmująca znaczną część miasta. Rzeczywiście stara, bo zbudowana przez Fatymidów w X w., kiedy Mahdija była arabską twierdzą obronną. Najlepszym przykładem jej warownego charakteru jest masywny mur otaczający część portu z bramą Skifa El-Kahla, z której roztacza się piękna panorama miasta i zatoki.
Nie sposób ominąć niewielkiego, pięknego placu Kairskiego (Place du Caire) w centrum. To wizytówka Mahdiji. Ulokowane pod rozłożystymi konarami wielkich drzew kawiarnie, gdzie można wypić kawę w malutkich szklankach i zjeść daktylowe ciastko, pełne są mieszkańców godzinami popalających nargile i czytających gazety. Kelnerzy z trochę nieobecnymi twarzami przechadzają się pomiędzy stolikami, co jakiś czas przysiadając, aby wdać się w niespieszną pogawędkę z przysypiającym gościem. Wszyscy tu się znają i wyraźnie widać, że nikomu się nigdzie nie spieszy od wielu, wielu lat.
Warto odnotować, że wszystko, co zjemy i wypijemy w tych kawiarniach i pobliskich restauracjach jest o niebo tańsze niż w Monastyrze, Susie, że o Dżerbie nie wspomnę. Także sprzedawane tutaj dywany, biżuteria, a nawet alabastrowe wielbłądy (okropne!) kosztują o wiele taniej niż gdzie indziej.
Po Mahdiji najlepiej chodzić bez planu, zanurzyć się w plątaninę wąskich uliczek (często ślepych), pełnych bawiących się dzieci, kotów, malutkich sklepików, piekarni i warsztatów, w których wyrabia się kilimy i koce (warto zapytać o cenę - nie będzie wysoka).
Nie omińmy także Borj El-Kebir - wielkiej XVI-wiecznej fortecy wzniesionej na najwyższym wzgórzu miasteczka. Z jej szczytu zrobimy zdjęcia całego portu.
Na samym końcu cypla, na którym leży Mahdija, tuż nad samym morzem rozłożył się cmentarz (wygląda trochę surrealistycznie) z górującą nad nim latarnią morską. Tuż obok mamy dobrze zachowane resztki portu Fatymidów z fragmentami filarów stanowiących kiedyś główną część fortyfikacji obronnych.
Zajrzyjmy także do miejscowego muzeum, niewielkiego, lecz ze wspaniałą kolekcją mozaik, marmurowych posągów i rzymskich lampek oliwnych.
Na piętrze zobaczymy tunezyjskie stroje, arabskie i rzymskie monety, a także cedrowe belki z wersetami koranicznymi pochodzące z Wielkiego Meczetu w Kairuanie.
Na zwiedzenie miasta wystarczą dwie-trzy godziny. Dobrze jest przyjechać do Mahdiji po południu i zostać tu do zachodu słońca. Najlepiej go kontemplować, siedząc w którejś z małych restauracyjek nad talerzem pełnym sardynek z rusztu albo smażonych na oliwie krewetek. Wszystko z zapierającą dech pastą harrisa. Wszystko prosto z morza. A widoki niezapomniane.
Z Monastyru i Susy najlepiej dojechać pociągiem, jest 16-20 połączeń dziennie; raz dziennie odjeżdża pociąg do Tunisu