40-letni Jaime Carsi i jego 39-letnia żona Mary Somerville pobrali się w drugiej połowie kwietnia, a w podróż poślubną wyruszyli w środę, 3 maja. Wszystko zapowiadało się idealnie - słońce, morze i hiszpański klimat. Jednak do tragicznego zdarzenia doszło już trzy dni później, w sobotę. Wówczas doszło do zatrucia dwutlenkiem węgla.
Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W sobotę, 6 maja para miała wybrać się wraz z przyjaciółmi na wycieczkę łodzią. Nie pojawili się jednak na miejscu, a znajomi nie mogli nawiązać z nimi żadnego kontaktu. Wówczas zaalarmowali policję.
Funkcjonariusze o poranku ruszyli w stronę wiejskiej posiadłości, w północno-wschodniej części Majorki, gdzie zatrzymali się nowożeńcy. Tam dokonali makabrycznego odkrycia. Para leżała przytulona w łóżku - Jaime nie wykazywał funkcji życiowych, a Mary była nieprzytomna.
Wszystko wskazuje na to, że było to spowodowane nieprawidłowym działaniem lodówki gazowej, która doprowadziła do wycieku tlenku węgla [...] Wygląda na to, że był to wypadek domowy
- powiedział rzecznik policji Guardia Civil na Majorce cytowany przez "The Guardian".
Kobieta w poważnym stanie została przetransportowana na oddział intensywnej terapii w szpitalu Manacor, gdzie teraz walczy o życie. Z kolei znajomi pary wspominają jej zmarłego męża w mediach społecznościowych. Jak napisała na Instagramie ich przyjaciółka Patti:
Jaime Carsi pojawił się w moim życiu i zamieszkał w moim sercu wiele lat temu w Londynie. Jego uśmiech i duch to czysta miłość. A kiedy ożenił się z naszą ukochaną dziewczyną z Edynburga, słodką Mary - to było połączenie jak z nieba. Odszedłeś od nas o wiele za wcześnie.