Stambuł: miasto dwóch kontynentów

Nie ma już kosmopolitycznego miasta, do którego przyjeżdżał Orient-Express. Dziś jego sylwetkę rzeźbią kopuły meczetów w asyście stojących na baczność minaretów, niewyraźne za warstwą mgły i smogu

Welcome to Asia - taki napis wita sznur samochodów pędzących przez cieśninę Bosfor po dwóch podwieszanych mostach. Welcome to Europe - przeczytamy, jadąc w drugą stronę. - Mieszkam w Azji, a pracuję w Europie - to częsta odpowiedź mieszkańca Stambułu zapytanego o kontynentalną przynależność. Ta dwoistość jest tu bardzo widoczna, bo Wschód rzeczywiście spotyka się z Zachodem prawie wszędzie. Od tysięcy lat.

***

Czasami miasta zmieniają się nie do poznania. Na XVIII-wiecznych rycinach wzgórza Belgradu usiane są minaretami, a w karawanserajach wąsaci Serbowie w czerwonych fezach i szarawarach palą nargile. Warszawa na XIX-wiecznych fotografiach to lśniące kopuły cerkwi na dzisiejszym placu Piłsudskiego, szyldy pisane cyrylicą i stójkowi na rogach. Polacy zatarli ślady obcego panowania, burząc cerkwie, zmieniając szyldy. Serbska stolica planowo pozbywała się pamiątek po okresie, kiedy była prowincjonalnym tureckim miastem, przebudowując się na europejską modłę i zamieniając fezy na kapelusze.

Ale są też miasta, gdzie zmieniający się władcy, ery i cywilizacje zostawiły piętno, którego nikt nie próbował zetrzeć. Rzym nie bez przyczyny nazywany jest Wiecznym - na ruinach stolicy dawnego imperium wyrosła średniowieczna i barokowa siedziba papieży, a potem stolica nowoczesnego włoskiego państwa. Dlatego rzymskie forum wyrasta dziś nagle w samym centrum wśród zgiełku samochodów, na wygiętym w łuk parterze dawnego teatru usadowił się barokowy pałac, a XIX-wieczne kamienice pochylają się nad zatopionym Domus Aurea Nerona.

Stambuł wchłonął skarby Bizancjum, traktując je jako spuściznę, ale i bodziec do rywalizacji. Gdy Turcy zdobyli w 1453 r. Konstantynopol, stolicę cesarstwa bizantyjskiego, dokonali okrutnej rzezi mieszkańców, ale nie zniszczyli miasta. Pokolenia osmańskich architektów uczyły się zawodu, studiując doskonałe proporcje kopuły kościoła Mądrości Bożej. Sinan (1489-1588), największy z nich, pisał z dumą: "Dzięki pomocy Wszechmogącego i łasce sułtana zdołałem wznieść podczas budowy meczetu Selima kopułę przewyższającą ją rozmiarami o cztery zira (łokcie) pod względem średnicy i o sześć odnośnie do wysokości" [cyt. za przewodnikiem Pascala - M.J. ].

I dlatego sercem cesarskiego i sułtańskiego miasta jest dawne forum Augusta, na którego krańcach stoją dwie tak podobne i tak różne budowle - Hagia Sophia i Błękitny Meczet, ze swymi kopułami symbolizującymi doskonałość wszechświata. Leżący tuż obok plac zachował taki sam owalny, mocno wydłużony kształt, jak rzymski hipodrom, na miejscu którego się znajduje. Nawiasem mówiąc, jest to miejsce w specyficzny sposób związane z Polską: w XVIII wieku posłowie z legacji Rafała Leszczyńskiego po nadużyciu okowity obcięli mieczami głowy wężom ze stojącej tam Kolumny Wężowej ufundowanej przez greckie miasta po bitwie pod Platejami w 479 r. p.n.e. (Grecy pokonali w niej Persów) i przywiezionej do Konstantynopola z wyroczni w Delfach.

Hagia Sophia, kiedyś największy kościół chrześcijańskiego świata (77 na 79 m u podstawy, kopuła wnosi się na wysokość 62 m), a potem przez pewien czas największy meczet świata muzułmańskiego, w 1934 r. z woli założyciela nowoczesnego państwa tureckiego Mustafy Kemala Atatürka przestała brać udział w tej religijno-kulturowej rywalizacji i stała się muzeum. A także symbolem przemijalności wszystkiego, co doczesne - władzy, ambicji, znaków wiary. Bo jak, stając na emporze (galerii), z której bizantyjscy władcy słuchali mszy, nie zadumać się nad tym, że dziś każdy z nas może zająć miejsce Porfirogenety, urodzonego w purpurze? (Przydomek Porfirogeneta przysługiwał cesarzom, gdyż rodzili się w komnacie wykładanej porfirem - rzadkim marmurem o purpurowym kolorze; był symbolem wyłączności, jedyności, boskiego namaszczenia władcy.) Czy też nie pomyśleć o losie pochowanego tu w XIII w. Enrica Dandolo, ślepego doży weneckiego, który w 1202 r. powodowany chciwością namówił krzyżowców do splądrowania Konstantynopola? Nie zaznał wiecznego spokoju - 250 lat później po zdobyciu miasta Turcy wykopali jego kości i rzucili psom. Jakby miasto samo zemściło się za gwałt, którego na nim dokonano.

***

Pragnąc prześcignąć bizantyjskich budowniczych Hagia Sophii, Sinan i jego następcy wznosili meczety coraz to wspanialsze. Ich kopuły w asyście stojących na baczność minaretów, niewyraźne za warstwą mgły i smogu, rzeźbią sylwetkę miasta. Ja najbardziej lubię meczet Sulejmana Wspaniałego. Żeby do niego dotrzeć, trzeba wspiąć się pod górę stromymi ulicami, wśród zgiełku i ścisku, znajdując drogę pomiędzy wystawionymi na chodnikach towarami niezliczonych sklepików. Spacer od doczesności do wieczności odbywa się więc w uświęconym przez kulturę kierunku - ku górze. Na obszernym trawiastym dziedzińcu rozłożyła się potężna rozczłonkowana bryła meczetu, jak statek kosmiczny tuż przed startem, z dyszami minaretów wystrzelonymi w niebo. Wewnątrz kopuła, doskonale harmonijna, zamyka wszechświat nad naszymi głowami.

Na cmentarzu przy meczecie wśród gąszczu nagrobnych stel Sinan wzniósł ażurowe mauzoleum Sulejmana Wspaniałego, największego z osmańskich władców (1495-1566, sułtan turecki od 1520 r.). Przykryty zielonym płótnem wysoki nagrobek kryje szczątki człowieka, który panował kiedyś nad połową świata.

Ale i jego imperium dawno już znikło z map.

W mniejszym mauzoleum spoczywa jego ukochana żona Roksolana, Rusinka, zwana też Radosną Sułtanką. Branka z Ukrainy okręciła sobie sułtana wokół palca, zostając jego pierwszą małżonką. Namówiła nawet Sulejmana do zabicia starszego syna, żeby to jej potomek mógł zostać sułtanem. Roksolana, która przybyła z innego świata, pojęła i wykorzystała bezlitośnie zasadę, która w tym patriarchalnym świecie pozwalała kobiecie sprawować władzę: ważne jest tylko, żeby mężczyzna myślał, że to on rządzi.

Ona i jej następczynie mieszkały w haremie Topkapi Sarayi sułtańskiego pałacu Topkapi. To wielkie dzieło sztuki w niczym nieustępujące różnym zachodnim wersalom. Potężna rezydencja z kilkoma dziedzińcami rozciąga się na cyplu u zbiegu Bosforu i Złotego Rogu, zatoki wbijającej się między wzgórza cienkim klinem niczym norweski fiord. Są tam eleganckie pawilony i skarbiec z ogromnymi brylantami, jakie ogląda się tylko w filmach (86-karatowy diament Łyżkarza należy do 22 największych na świecie). Najpiękniejszy jest jednak harem z eleganckimi komnatami wyłożonymi ceramicznymi płytkami o niezwykle delikatnych ornamentach - pastelowej zieleni i błękitowi od czasu do czasu dodaje smaku czerwony kontrapunkt. W każdej komnacie kafelki mają inne wzory - niczym w wyrafinowanej tureckiej kaligrafii - będące doskonałymi małymi kompozycjami. Strzeżone przez armię eunuchów konkubiny, żony i matka sułtana spędzały tam dnie w zamknięciu, plotkowały i snuły misterne intrygi.

***

Trudno uwierzyć, że tak niedaleko, po drugiej stronie Złotego Rogu, leży zupełnie inny Stambuł, ten międzynarodowy - Agathy Christie, Maty Hari i kapitana Klossa z pamiętnego odcinka "Stawki większej niż życie". Galata i Pera (dziś Beyoglu) to także dawne dzielnice prześcigających się w przepychu poselstw Ich Europejskich Królewskich Mości, genueńskich i greckich kupców. Genueńczycy do XVII w. praktycznie sami rządzili się w Galacie - po zdobyciu miasta sułtan Mehmet Zwycięzca obdarował ich autonomią, w podzięce za pomoc podczas oblężenia. Pozostawili po sobie pamiątkę: krępą wieżę Galata, fragment dawnych obwarowań, z której można obserwować panoramę miasta i wijący się przesmyk Bosforu z sunącymi po nim tankowcami z ropą z Morza Czarnego.

Ponad genueńską wieżą biegnie Istiklal, główna ulica handlowa. Do późna w nocy wypełnia ją gęsty tłum. Chłopcy w artystycznie podartych dżinsach, długowłose dziewczyny z pępkami na wierzchu albo wręcz przeciwnie - w zakrywających włosy chustach i długich spódnicach. Często zdarza się, że ta z pępkiem na wierzchu idzie pod ramię z tą drugą w hidżabie i szczebiocą radośnie. Taka jest dzisiejsza Turcja, kraj zawieszony pomiędzy islamską tradycją a europejską nowoczesnością, do której po I wojnie światowej zmusił ją rządzący silną ręką Mustafa Kemal Atatürk, modernizując kraj.

Ale najpierw, paradoksalnie, Stambuł pozbył się tej dwoistości, która sprawiała, że był najbardziej różnorodnym i kosmopolitycznym miastem na europejskim kontynencie. W 1920 r. tylko co drugi jego mieszkaniec był pochodzenia tureckiego. Dziś mniejszość ormiańska, grecka i żydowska stanowi w sumie tylko 20-30 tys. Po upadku imperium osmańskiego w 1922 r. i przejęciu władzy przez nacjonalistów doszło do wielkiego przymusowego exodusu nietureckich mieszkańców. Straciły na świetności dawne greckie i żydowskie dzielnice, wyludniły się wąskie uliczki wokół Patriarchatu, siedziby ekumenicznego patriarchy Konstantynopola uznawanego przez inne Cerkwie prawosławne za pierwszego wśród równych.

I dlatego nie ma już Stambułu, do którego przyjeżdżał Orient-Express, a jego pasażerowie zatrzymywali się w eleganckim hotelu Pera Palace (to właśnie tam Agatha Christie napisała "Morderstwo w Orient-Expressie"). Pozostały po nim kupieckie kamienice na Istiklal z wymyślnymi secesyjnymi balkonami, ażurowe pasaże (lekko przyciężkie wersje tych paryskich) i stare pocztówki z obwieszonymi biżuterią pięknościami z varietés o policzkach uróżowanych fotograficznym retuszem.

***

Istiklal narodziła się jako ulica handlowa. Niestety, Stambuł cierpi dziś na tę samą przypadłość, co Warszawa - dobre sklepy wyniosły się na stronę azjatycką i do centrów handlowych na obrzeża miasta. Na szczęście, podobnie jak w Warszawie, ich miejsce zajęły knajpy. Na Istiklal jest w czym wybierać.

Polakom turecka kuchnia kojarzy się przede wszystkim ze sprzedawanym na ulicy kebabem döner . Ale to tylko jeden z wielu jego rodzajów. Poza tym prawdziwy kebab robi się głównie z baraniny, a nie, jak u nas, z wołowiny. Za najlepszy uchodzi iskender - cienkie płaty mięsa w pomidorowym sosie na kawałkach pity, z obowiązkowym kleksem pysznego gęstego jogurtu. Warto go spróbować na przykład w znanej kebabowni Konak na Istiklal, gdzie przy drzwiach zawsze kłębi się kolejka, a stoły ustawione są tak ciasno, że chyba tylko ci, którym w dzieciństwie kazano trzymać książki pod pachami, żeby nauczyli się jeść z łokciami przy sobie, wyjdą z tego bez siniaków.

Turcja to poza tym raj dla miłośników przystawek - znane również z greckiej kuchni meze mogą wystarczyć za cały posiłek. Kelnerzy przynoszą i przynoszą, zastawiając cały stół: smażone małe rybki, smażone bakłażany, pasty z grochu i fasoli, ośmiorniczki w winnym sosie, marynowane cukinie, do tego aromatyczna anyżówka raki. Każdy znajdzie coś dla siebie.

A jeśli kawa, to oczywiście mocna, aromatyczna i słodka, parzona w tygielku, ale Turcy rzadko ją piją. Jest droga. Codziennie opróżniają natomiast niezliczoną liczbę małych fikuśnych szklaneczek mocnej herbaty albo jej lżejszej jabłkowej krewnej.

Jeśli o jabłku mowa, to smak Orientu można poczuć próbując nargili, czyli wodnej fajki. Wonny aromatyzowany owocami lub ziołami tytoń tworzy dym delikatny, bo przefiltrowany przez wodę. Wdychany przez długi cybuch potrafi jednak zawrócić w głowie. Nargile to propozycja dla tych, którzy się nie spieszą i mogą godzinami przesypywać czas przez palce, siedząc na zarzuconej poduszkami kanapie, niczym prawdziwi ludzie Wschodu. Na przykład pod mostem Galata nad Złotym Rogiem, gdzie jakiś genialny planista umieścił dziesiątki restauracji i barów. Pykając, można stąd obserwować ruch na Bosforze w godzinie szczytu (która niemal nigdy się nie kończy): wielkie tankowce, zatłoczone wodoloty przewożące stambulczyków z Europy do Azji i z powrotem, statki wycieczkowe wiozące ich podczas weekendu na pobliskie wyspy, które, choć rozpędzone, mijają się tuż, tuż. Nikt jednak nie zwraca na to uwagi - w tym mieście napierający tłum i bliski kontakt fizyczny jest czymś normalnym.

***

I tu można by już skończyć, ale wielu czytelników uznałoby wówczas tekst za niewystarczający. Historycznie turyście z Polski Stambuł kojarzy się przecież z wielkimi zakupami. A więc pora na Wielki Bazar, największy w Europie rynek pod dachem, o powierzchni 31 tys. metrów kwadratowych. Miasto w mieście, labirynt ulic pnących się pod górę, krzyżujących się, zbiegających na placykach i pomiędzy kolumnami dwóch wielkich składów zwanych bedestanami. Wielki Bazar imponuje i przytłacza, ale też przygnębia. Bo Stambuł to stolica tandety. Na bazarze czy na ciasnych uliczkach wspinających się ku niemu od mniejszego Bazaru Korzennego sprzedaje się towar marnej jakości, sprytne podróbki dla turystów. Nie ma już marmurkowych dżinsów, tego symbolu złego gustu z lat 80. Ale są kaszmirowe szale wcale nie z kaszmiru (made in China ), szarobure swetry wcale nie z wełny, repliki piłkarskich koszulek i wszelkich rozmiarów biało-błękitne amulety z "okiem Proroka".

Są też na Wielkim Bazarze sklepy z pięknymi dywanami, wspaniałe sklepiki antykwariuszy, gdzie sprowadzane przed laty z Europy stare zegary sąsiadują z kunsztownymi nargilami z rżniętego kryształu. Ale ceny są nastawione na turystów, dziś perski dywan bardziej się opłaca kupić choćby w Rzymie. Słynne osmańskie rzemiosło - sztuka kaligrafii, snycerki, tkania kilimów, złotnictwa - zostało zredukowane do drogich i wcale nie najlepszej klasy pamiątek dla bardziej zasobnych cudzoziemców.

Ale to wszystko nieważne. Wystarczy widok startujących w niebo minaretów na siedmiu wzgórzach rozpiętego pomiędzy Wschodem i Zachodem cesarskiego i królewskiego miasta, żeby do Stambułu wracać, nawet jeśli tylko w myślach.

Stambuł w sieci

http://przewodnik.onet.pl - o Stambule po polsku: historia, najważniejsze zabytki, dużo informacji praktycznych

http://www.istanbullife.org - gdzie spać, jeść, bawić się, co zwiedzać, w 12 językach (bez polskiego)

http://www.istanbul.com - oficjalna strona miasta po turecku i angielsku

http://www.istanbulcityguide.com - angielska strona dla ekspatów, dużo informacji nt. rozrywek i życia kulturalnego

Więcej o: