Podróżując, na ogół nie wracam tam, gdzie już kiedyś byłam, Kapadocja to wyjątek. Odwiedzam ją w środku upalnego lata, wiosną, i zimą... Za każdym razem wiem, że zabraknie mi filmów do aparatu, choćbym zabrała ich nie wiadomo ile.
Istambuł - gorączka wielkiego bazaru więcej w serwisie Bermudy.pl
https://pogoda.gazeta.pl/pogoda/0,0.html#11-TR">Sprawdź pogodę w Turcji w serwisie pogoda.gazeta.pl
Przeczytaj relacje z Turcji w serwisie Kolumber.pl
Moim ulubionym miasteczkiem jest Goreme - świetna baza wypadowa do podejmowania bliższych i dalszych wycieczek. Zaledwie kilometr stąd znajduje się wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO słynna dolina skalnych kościołów. Zwiedzać można tylko kilka, głównie XI-wieczne, a jest ich w okolicy około 360. Niektóre proste, z prymitywnymi, symbolicznymi freskami w kolorze ochry, inne - jak Kościół z Klamrą - dwupoziomowe, z kolorowymi scenami z ewangelii na ścianach. Są kościoły na planie krzyża, kilkunawowe i takie z jedną komorą, którą nawet trudno nazwać nawą. (Natkniemy się na nie również w Dolinie Ihlary czy koło miasteczka Cavusin.)
Każdy kilometr tej krainy to niepowtarzalne krajobrazy. Skały mogą być białe, szare, różowe, czerwone, a im bliżej zachodu słońca, tym bardziej intensywny kolor przybierają. Są wśród nich grzyby, dochodzące do 30 m bajkowe kominy (- Raczej fallusy! - poprawiają mnie zwykle turyści), zoo z wielbłądem i kamienna postać Matki Boskiej... Co zobaczymy, zależy od naszej wyobraźni. Niestety, wycieczkowicze "zaliczają" jedynie zdjęcia w kilku standardowych punktach widokowych, do których podjeżdża autokar.
Jeśli jednak mamy więcej czasu, udajmy się w zakamuflowane doliny - choć nieraz trudno znaleźć do nich wejście - i pokluczmy po skalnych labiryntach i kryjówkach (konieczne dobre buty i latarka). Zgubić się trudno, wcześniej czy później dojdziemy do drogi albo do miasteczka.
Turcja - podróże kulinarne więcej w serwisie turystyka.gazeta.pl
Wiele skalnych domów jest zamieszkanych. Są zresztą bardzo wygodne - zimą ciepłe, latem chłodne. W miękkim tufie można drążyć wciąż nowe pomieszczenia, w miarę potrzeb dość licznych rodzin. Wbrew pozorom nie są to prymitywne jaskinie - wnętrza niewiele różnią się od zwykłych mieszkań, na ogół jest w nich bieżąca woda, elektryczność i - obowiązkowo - telewizor. Przekonuję się o tym w domu Aiszy, która proponuje nam gozleme, nasze ulubione tureckie danie. Dziewczyna błyskawicznie zagniata ciasto, kijkiem wałkuje cienkie naleśniki i smaży na węglowym piecyku. Do tego nadzienie - dla mnie serowe, dla towarzyszącego mi Pawła kartoflane. Mąż Aiszy bierze do ręki sas (coś w rodzaju mandoliny) i zaczyna grać. Wiemy, że nie robi tego bezinteresownie - liczy na tradycyjny bakszysz.
Rejs Odessa - Istmabuł więcej w serwisie turystyka.gazeta.pl
Dom Aiszy koło miasta Urgup jest w bardzo dobrym stanie, ale są i takie, których lokatorzy ze względów bezpieczeństwa musieli się wyprowadzić. Z Zelve, poważnie uszkodzonego w czasie trzęsienia ziemi w latach 50., wysiedlono wszystkich. Ta skalna wioska to dziś rodzaj osobliwego muzeum, a raczej osady duchów - chodziliśmy po niej przez dwie godziny i nikogo nie spotkaliśmy. Wciąż można rozpoznać, gdzie znajdowały się mieszkania, gdzie meczet, a gdzie pamiętający bizantyjskie czasy kościółek. Jest nawet wykuty w skale młyn.
Wschodnia Turcja więcej w serwisie turystyka.gazeta.pl
Najbardziej niesamowite są jednak podziemne miasta - w sumie 36.
Dwa z nich, Derinkuyu i Kaymakli, łączy 9-kilometrowy tunel, którym mogły przejść - wyprostowane, ramię w ramię - 3-4 osoby. Choć odsłonięto dopiero ok. 10 proc. ich powierzchni, i tak robią ogromne wrażenie. Derinkuyu było największe, mogło tu mieszkać 10 tys. osób, a mówi się nawet o 20 tys.! Zwiedza się na razie 8 z 18 poziomów, schodząc na głębokość 52 m.
Podziemne kryjówki istniały już w VI wieku p.n.e., systematycznie je powiększano. W razie najazdu wroga można było się w nich ukrywać nawet przez pół roku. Prócz mieszkań znajdowały się tu również magazyny, stajnie, winiarnie... Wodę czerpano ze studni, powietrze dostarczały szyby wentylacyjne, a za oświetlenie służyły lampki oliwne.
W VIII wieku n.e. przestano interesować się podziemnymi korytarzami. Z czasem zostały zasypane, zaczęto je odkopywać dopiero w latach 60. XX wieku.
Autostopem po Turcji więcej w serwisie turystyka.gazeta.pl
Położona w centralnej Anatolii Kapadocja to jedno z najchętniej odwiedzanych przez turystów miejsc. Tłumy widać jednak tylko latem, po sezonie jest raczej pusto i spokojnie. Zresztą i tak tutejszy folklor nie poddaje się komercji. Kobiety na co dzień chodzą w szarawarach i chustach, popularnym środkiem transportu są osiołki czy drewniane dwukółki, uprawia się poletka i winnice.
Kapadocja to nieco zniekształcona perska nazwa oznaczająca Ziemię Pięknych Koni. Dziś mało kto o nich pamięta, słynne są natomiast ziemniaki i niezłe wina z niskich winorośli uprawianych na gołębim nawozie oraz piękne dywany i wyroby z onyksu (półszlachetna odmiana agatu) - koło miasteczka Uchisar zobaczymy mnóstwo warsztatów, w których obrabia się ten kamień, zamieniając go w jaja czy wazoniki. Położone kilka kilometrów dalej Avanos to stolica ceramiki, w centrum stoi nawet pomnik garncarza.
Zaledwie 6 km od Avanos leży karawanseraj Sarihan - wybudowany w XIII w. przez Seldżuków zajazd dla podróżujących karawanami (jeszcze niedawno był na wpół zawalony, odrestaurowano go dzięki miejscowym pasjonatom). Przez Kapadocję prowadził Jedwabny Szlak i pozostałości podobnych obiektów zobaczymy w kilku miejscach. Budowano je co 30-40 km, bo tyle w ciągu dnia mogły przejść karawany.
Do Sarihan najlepiej przyjechać wieczorem, gdy odbywają się semy - ceremonie derwiszy. Atmosfera jest niesamowita. To nie grupa folklorystyczna, lecz prawdziwi derwisze (przeprowadzili się do Kapadocji z Konii, ośrodka kultu Merlany, słynnego XIII-wiecznego mistyka): codziennie o 21.30 w długich szatach i spiczastych kapeluszach pojawiają się w jednej z sal i przy akompaniamencie złożonej z innych derwiszy orkiestry śpiewają modlitewne pieśni. Po kilkunastu minutach wpadają w trans i zaczynają niezwykły taniec - wirują coraz szybciej, aż do kilkudziesięciu obrotów na minutę. Każdy gest czy ułożenie głowy coś symbolizuje. Widzowie muszą zachować ciszę, nie wolno bić braw ani fotografować (dopiero po zakończeniu głównej ceremonii robi się kilka minut dla fotografów).
Najbardziej urozmaicone krajobrazy z fantastycznymi formami skalnymi znajdziemy w trójkącie wyznaczonym przez miasta Avanos, Urgup i Nevsehir. Jeśli jednak mamy trochę czasu, wybierzmy się na całodzienną wycieczkę do położonej na uboczu Doliny Ihlary. Wąwóz utworzony przez wysokie na 150 m skały jest oazą zieleni. W okolicach wioski Ihlara można doń zejść po wybudowanych - z myślą o wycieczkach - schodach. Ambitniejsi mogą udać się na 16-kilometrowy trekking (konieczny zapas jedzenia i wody). W ścianach wąwozu widać pozostałości skalnych domostw i ponad 100 kościołów, w wielu zachowały się freski. Wędrówka wzdłuż szemrzącego potoku, wśród drzew pistacjowych i kamforowych zarośli to prawdziwa przyjemność, tym bardziej że turystów jest niewielu. Przy okazji zahaczmy o pobliską wioskę Selime, gdzie stoi seldżucki grobowiec - oktagonalna konstrukcja ze spiczastym dachem.
Jeśli wolimy górskie wędrówki, wybierzmy się na wznoszący się koło Ihlary wulkan Hasan Dag (3268 m n.p.m.). Głównym wulkanem odpowiedzialnym za powstanie Kapadocji jest jednak bardziej odległy, przykryty wieczną czapą śniegu Erciyes (3917 m), także popularny cel wycieczek.
Kapadocja to dzieło wciąż nieskończone - wiatr, deszcze i śniegi nieustannie zmieniają kształt wulkanicznych skał. Nawet najlepszy artysta nie wymyśliłby czegoś podobnego.