Jeziora Plitwickie to najbardziej sielankowy zakątek Chorwacji i najstarszy (od 1949 r.) park narodowy w Europie. Tu rozpoczęła się wojna. Była Wielkanoc 31 marca 1991 r., gdy wczesnym świtem serbski oddział zaatakował na drodze Karlovac - Knin autobus wiozący do parku chorwackich milicjantów. Pierwszą ofiarą wojny został jeden z nich.
Serbscy separatyści sprzeciwiający się niepodległości Chorwacji specjalnie wybrali Jeziora Plitwickie na to miejsce - bo przyjeżdżali tu zachodni turyści i świat od razu mógł usłyszeć o ich żądaniach. I rzeczywiście. Grupę przerażonych Włochów schwytanych w krzyżowy ogień trzeba było ewakuować...
Chorwaci zbudowali w lesie stanowiska ogniowe. Przy granicach rezerwatu stanęły serbskie czołgi, wyparły chorwackie oddziały i przez pięć lat Plitvice były wielkim wojskowym obozem: serbscy żołnierze zaminowali zatrzymujące spadającą wodę trawertynowe tamy, grożąc ich wysadzeniem i zniszczeniem parku. Zaniepokojone UNESCO kilkakrotnie przysyłało swoje misje, by zapobiec najgorszemu. Na szczęście gróźb nigdy nie spełniono, a w sierpniu 1995 r. Chorwaci odbili te tereny z rąk Serbów.
Jeziora Plitwickie w ciągu dziesięciu lat po zakończeniu wojny pieczołowicie odrestaurowano i odnowiono ukryte w lesie hotele. Dziś to jedna z głównych atrakcji turystycznych tego młodego państwa.
Jeziora Plitwickie to miejsce naprawdę niezwykłe. Na długości ponad ośmiu kilometrów wzdłuż kilku rzek i strumieni ciągnie się 16 dużych i kilka pomniejszych jezior opadających kaskadą godną najwyśmienitszych wersalskich architektów. Różnica pomiędzy najwyższym jeziorem Prošćanskim a kanionem rzeki Korany wynosi 158 m. Wokół rośnie dziewiczy bór, jeden z największych w Europie.
Według legendy powstały po długiej suszy. Wyschła nawet rzeka Czarna, jeden ze strumieni, które je dziś zasila. Nie pomagały modlitwy i błagania zrozpaczonych wieśniaków. Aż nagle w dolinie pojawiła się tajemnicza Czarna Królowa ze swoim orszakiem. Wysłuchała próśb nieszczęśników i niebo w huku grzmotów rozdarły błyskawice. Zaczął padać ulewny deszcz i padał do czasu, aż powstały Jeziora Plitwickie .
Tajemnica kaskad leży w wysokim nasyceniu wody związkami wapnia z krasowego podłoża i w jej krystalicznej czystości. Woda, uderzając o skały, tworzy mikrokryształy zatrzymujące się na mchu i roślinach. Podczas trwającego lata procesu rośliny - dosłownie - kamienieją. Tak powstaje trawertyn budujący na rzece zapory. I to właśnie przypominające fantazyjne ryciny romantyków, niezwykłe, niby-jaskiniowe naturalne tamy z trawertynu zatrzymują wodę, tworząc jeziora i wodospady.
Jeziora Plitwickie - żeby zachodziły te procesy chemiczne, musi zostać spełniony szereg warunków, przede wszystkim odpowiednia temperatura wody i wilgotność powietrza. Podczas 30 tys. lat tworzenia się jezior wiele było przerw w "produkcji" trawertynu, ale w obecnym stuleciu narasta on w najlepsze. Żyjące własnym organicznym życiem Jeziora Plitwickie będą więc dalej dzielić się i piętrzyć.
Jeziora Plitwickie można zobaczyć bez potrzeby przedzierania się przez błota i chaszcze, gdyż rezerwat jest szczególnie przyjazny turystom. Mamy tu ścieżki, w trudniejszych miejscach wyłożone drewnianymi balami, mostki i szlaki tuż nad samą wodą. Promy przewożą zwiedzających z jednego brzegu jeziora na drugi, a wycieczkowym statkiem można się wybrać w podróż po największym akwenie Kozjaku (ponad dwa kilometry długości). Jeździ tu również kolejka wąskotorowa.
Jeziora Plitwickie - wchodząc do rezerwatu bramą nr 1, już po kilkunastu metrach stajemy twarzą w twarz z cudem natury - u stóp mamy kanion rzeki Korany, przebijający się przez strome zalesione stoki, a przed sobą 76-metrowy wodospad unoszący się na poduszce z mgły. Wodny pył nasyca powietrze, tworząc baśniową dekorację, w której na pewno dobrze czułyby się hobbity i inne stwory. Można zejść w dół po schodkach z bali i przyjrzeć się z bliska krajobrazowi przywodzącemu na myśl ryciny Andriollego do "Pana Tadeusza", te ilustrujące fragment "Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy". Tu każda zeschnięta gałązka, każdy spróchniały pień, który osunął się pod własnym ciężarem, pozostaje tam, gdzie upadł, obrastając mchem i mineralnymi kryształami. Jednym słowem: "wielki wał pniów, kłód, korzeni,/Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni/I siecią zielsk zarosłych".
Jeziora Plitwickie - jednak okolica nie budzi grozy jak litewski bór Mickiewicza - uspokaja perlisty plusk kaskad, szum strumieni, drganie liści w powiewach łagodnego wiatru, majestat gładkiej tafli wody. W Plitvicach las jest środkowoeuropejski, jasnozielony, gęsty od liści, zakotwiczony w czarnoziemie. Rośnie tu kilka rodzajów klonów, sosny, dęby, wiązy, brzozy, świerki i jodły. W dzień ludzki gwar wygania w leśne ostępy rzadką zwierzynę, ale warto wiedzieć, że tutejszy bór jest ostoją największej na świecie populacji niedźwiedzi brunatnych, wilków, rysi, ostatnich w Europie sów uralskich i czarnych bocianów. One dłużej niż plitvicka flora cierpiały skutki wojny - serbscy żołnierze prawie wybili jelenia czerwonego, co spowodowało, że drapieżniki, m.in. niedźwiedzie i wilki, pozostały bez pożywienia. Jeszcze kilka lat temu trzeba było je dokarmiać.
Jeziora Plitwickie to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Chorwacji, więc zwłaszcza w sezonie należy spodziewać się tłumów. W środku dnia na parkingi po obu stronach szosy Karlovac - Knin zajeżdżają autobusy pełne turystów, którzy potem jeden za drugim maszerują drewnianymi mostkami; na prom przez jezioro Kozjak trzeba cierpliwie czekać w kolejce. Ale wcześnie rano - tuż po otwarciu albo przed zachodem słońca - cisza, w której zlewają się wszystkie wodne i wietrzne szumy, jest tak potężna, że aż wydaje się swoim własnym zaprzeczeniem, absolutnym dźwiękiem.
Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów dalej na śródziemnomorskich skałach wygrzewa się pachnący tymianek i oregano, rosną cyprysy i palmy.