Senj - w zakamarkach starej twierdzy

Prawie 2000 godzin słońca w lecie, a zimą bora - kąśliwy wiatr z północy

Do Senj wjeżdżam od strony chorwackiego interioru. Zanim zatrzymam się w starym grodzie nad Adriatykiem, pokonuję kręty odcinek przełęczy Vratnieko Sedlo. Otacza mnie dziki, intrygujący krajobraz. Północne stoki Velebitu już setki lat temu ogołocono z pięknego drzewostanu. Drewno zużyto na budowę okrętów, rezydencji i na pale, na których stoi Wenecja. Majestatycznie, ale trochę smutno wyglądają teraz wierzchołki, zbocza i wąwozy 140-kilometrowego pasma. Kępy wyschniętej trawy, gdzieniegdzie pojedyncze drzewo i bladozielone chaszcze ubogiej makii [kolczaste zarośla ]. Siedlisko jaszczurek, węży i drapieżnego ptactwa. Od jesieni do późnej wiosny hula tu bora , zimny i porywisty wiatr z północy.

W miarę zbliżania się do wybrzeża Adriatyku wąska gardziel przełęczy rozszerza się, a droga schodzi niemal do poziomu morza. Z daleka widać zarys murów obronnych, kościółki starego miasta i baszty. Już w średniowieczu Senj był grodem-twierdzą. Dogodne miejsce na port sprawiało, że na przestrzeni tysiącleci zabiegały o nie wszystkie potęgi Europy. Jako starożytna osada Liburnów nosiło nazwę Senitas. Rzymianie mieli tu port przeładunkowy i zwali go Senia. Stocznię dla potrzeb własnych i weneckich wybudowali w XIII w. szkutnicy słowiańscy. Odtąd miasto przeżywa rozkwit gospodarczy i staje się religijnym centrum z siedzibą biskupstwa. Ostrzą sobie na nie zęby Wenecjanie, Turcy i Austriacy. Forteca Nehaj, której masywną bryłę mijam, zbliżając się do miasta, nie powstała tylko po to, by pięknie zwieńczyć niezbyt wysokie wzgórze.

***

Do miasta na razie nie udaje mi się wjechać. Nie mogę przeciąć skrzyżowania z magistralą adriatycką, bo podąża nią długi, wielobarwny pochód. Policja kieruje mnie na zaimprowizowany parking, ale zaraz potem biegnę w pobliże kolorowego zamieszania. Po chwili wiem wszystko - to jedna z imprez Letniego Karnawału w Senj. Od 1969 r. miasto organizuje kilkudniowe festyny pełne maskarad, koncertów, ludowych pląsów i degustacji. W wybrany weekend sierpnia bawią się tu wspólnie lokalne społeczności i przybysze niemal z całego globu. Wciśnięty w lukę między dwoma reporterskimi busami oglądam paradę. Mija mnie grupa kupców genueńskich odzianych w stroje z epoki potęgi tego miasta, dzieci z kolorowymi latawcami oddzielają ich od hałaśliwego cechu bednarzy. Potem hajducy prowadzą kilku spętanych wąsatych Turków i naśmiewają się z ich nieszczęścia. Następnie duża gromada dzieci przebranych za szczeżuje, kałamarnice i skolopendry, a także delfiny, raki oraz stwory, których trudno szukać w dalmatyńskich wodach. Jeszcze bułgarska ludowa kapela z zaprzyjaźnionego Tyrnowa, długonogie modelki i członkowie klubu jachtowego z Rijeki. Pochód zamykają włodarze miasta, szefowie organizacji turystycznych i goście z Klubu Miast Karnawałowych. Senj od lat utrzymuje kontakty m.in. z Nowym Orleanem, Rio de Janeiro i Wenecją. Senj ma też karnawał zimowy, w tym roku był w styczniu.

Najbarwniejszy fragment dziejów Senj wiąże się z działalnością uskoków - słowiańskich zbiegów z terenów okupowanych przez imperium osmańskie. Podobnie jak hajducy w głębi lądu, tak uskocy na wybrzeżu wypowiedzieli Turkom wojnę partyzancką. Bezpiecznie usadowieni w potężnych murach grodu nękali ich w Dalmacji i na Adriatyku. W XVI i XVII w. ich zwinne łodzie gusarskie (pirackie) znienacka napadały na pojedyncze statki tureckie, rzekami wpływały w głąb lądu, a ich załogi pustoszyły magazyny okupanta. Uskocy nie gardzili zwykłą grabieżą, o czym wspominają dzienniki pokładowe flotylli kupców weneckich. W wojnie wenecko-tureckiej stanęli oczywiście po stronie chrześcijan. Napadali na osmańskie garnizony i karawany, co opiewano potem w pieśniach ludowych na całych Bałkanach.

***

Miasto jeszcze śpi, gdy z balkonu hotelu Nehaj witam budzący się nad Adriatykiem dzień. Najpierw z mroku wyłaniają się rivy (falochrony), przy których cumują dziesiątki jachtów. Początkowo widać je jako szare pasemka z kikutami gołych masztów. Biel kadłubów pojawia się dopiero po kwadransie, a po następnym rozróżniam poszczególne łajby. Z ciszy w przystani od czasu do czasu kpią sobie mewy. Kiedy milkną, słyszę niewyraźny szmer silnika łodzi rybackiej, po chwili widzę je - łowią u wejścia do Senjska Vrata - cieśniny między wyspami Krk (jej blade kontury widzę od kilku minut) i Prvić. Powoli z mgły wyłoni się cała plejada wysp.

Na ulicy Króla Zvonimira pojawia się pierwsza furgonetka z pieczywem, a z Pavlinskiego Targu znika mgła. W Senj zaczyna się nowy dzień. Piję mocną kawę i zanurzam się w zakamarki najstarszej części grodu. Mijam pałacyk rodu Posedarić - nieźle zachowaną siedzibę uskockiej arystokracji. Ulicą Potok dotrę za moment do dzwonnicy zburzonego podczas wojny klasztoru Franciszkanów. Podnoszą się pierwsze rolety sklepików na parterach kamieniczek, ktoś wystawia stoliki przed kawiarenką, pachną świeże rogaliki. Wychodzę na obszerny skwer Cilnica - największy plac starego Senja. Jego róg wieńczą pozostałości zamku, fragmenty murów obronnych i baszta Filipa. Na dziedziniec tej części twierdzy wchodzę przez okazałą białą bramę. Velika Vrata pamięta schyłek średniowiecza i jest jednym z symboli miasta. Kilka minut poświęcam architekturze ulicy Uskockiej, na której najbogatsze rody słynnych uchodźców stawiały niegdyś swoje domostwa. W ornamentyce fasad dużo symboli religijnych, ale także motywy ze świata fauny i flory. Na chwilę zatrzymuję się na niewielkim placyku przed katedrą św. Marii. Fragmenty murów kościoła pochodzą z XI w., ale reszta to dość chaotyczne dobudówki. W wyniku zniszczeń wojennych i kilku pożarów kościół był wielokrotnie restaurowany. W jego wnętrzu mieści się zabytkowy ołtarz z okresu baroku, grób średniowiecznego biskupa i wiekowa zakrystia. Właśnie zaczyna bić jeden z trzech świątynnych dzwonów - znak, że zbliża się czas mszy porannej. Z kilku sąsiednich uliczek wychodzą grupki starszych kobiet w czerni, trochę młodzieży i kilku turystów.

Kilka kroków dalej trafiam do Goricy, najstarszego fragmentu miasta. Zachował się pokaźny ciąg murów obronnych z basztami Leonową, Trybenac i Lipnicą. Wewnątrz grodu kolejne siedziby uskoków, barokowy pałac Ferajna, pozostałości ratusza i loggii z XIV w. Przejdę jeszcze obok dworu Danieića zdobionego arkadami sprzed sześciu stuleci, minę Muzeum Miejskie (kolekcja sztuki sakralnej) i wyjdę na plac Frankopanski. Stąd znowu będę miał blisko do portu z basztą Šabac, do parku z kościołem św. Marije od Arta i do hotelu Nehaj.

Słońce pojawia się nad Senj dość późno. Musi się przecież wznieść ponad wapienne wierzchołki Velebitu osiągające wysokość ponad 1600 metrów. Amfiteatralnie opadające ku morzu przedmieścia kurortu błyszczą wtedy jak Casablanca. Tylko forteca Nehaj pozostaje szara - surowa, monumentalna bryła dostojnie pełni swą odwieczną straż. Na forteczne wzgórze warto wybrać się u schyłku dnia i doczekać zachodu słońca. Mamy wtedy niepowtarzalną okazję przeżycia romantycznego spektaklu. Barwy złota, różu i fioletu mieszają się z błękitem, seledynem i pomarańczą. Dlatego wrócę tam w tym roku.

Senj w sieci

http://www.senj.hr

http://www.senj.info (w jęz. niem.)

Więcej o: