Moja odpowiedź nieco go zaskoczyła. Jemu samemu od jakiegoś czasu głupio jest publikować zdjęcia z dalekich podróży w mediach społecznościowych. Powód to flight-shaming, czyli wstyd wywołany lataniem.
Zjawisko ma swoje korzenie w Szwecji. Tam od lat głośno mówi się o tym, że latanie to najbardziej szkodliwy dla środowiska sposób podróżowania. Osobom podróżującym przypomina się, że lotnictwo jest jednym z największych emitentów dwutlenku węgla, a jego wkład w emisję ciągle rośnie. Poza tym podróże lotnicze generują tony śmieci. Ogromna ich część powstaje w czasie konsumpcji napojów i dań serwowanych na pokładach samolotów. To m.in. różne plastikowe opakowania, a także kubeczki i sztućce. Szacuje się, że rocznie przynosi to aż 5,7 mln ton odpadów.
W Szwecji prowadzona jest kampania "Stayontheground" (Pozostań na ziemi - przyp. red.), której celem jest zachęcenie do podróży pociągami. Jedną z najbardziej znanych postaci tego ruchu jest 16-letnia Greta Thunberg. Aktywistka przemieszcza się po Europie koleją, czym chętnie chwali się w mediach społecznościowych. Dla niej podróż pociągiem ze Sztokholmu do Paryża czy Rzymu nie jest problemem.
Za tym trendem podąża nie tylko wielu Szwedów, lecz także osób z innych państw. W mediach społecznościowych pod hasztagami #flygskam (szwedzkie określenie na wstyd wywołany lataniem) #flightshame #stayontheground znajdziemy zdjęcia z dalekich podróży pociągami na trasach, do których pokonania większość osób wybrałaby samolot.
Do jazdy koleją zachęcały ostatnio nawet... holenderskie linie lotnicze KLM. W swojej kampanii przewoźnik apelował do turystów o to, by latali odpowiedzialnie i kiedy tylko mogą, rezygnowali z samolotów.
Po naszej rozmowie zaczęłam zastanawiać się nad tym, w jaki sposób mogłabym zastąpić podróże samolotami. Bo jak na razie nie wyobrażam sobie całkowitej rezygnacji z dalekich wyjazdów.
Gdy podróżuję po Polsce, zawsze wybieram pociąg lub autobus. Niestety nie mam w tej kwestii dobrych doświadczeń. W polskim wydaniu te środki transportu kojarzą mi się głównie z opóźnieniami.
Jeśli podróż do Suwałk, która planowo powinna zająć pięć godzin, często przeradza się w ośmiogodzinną wyprawę, to nie wyobrażam sobie takich wyjazdów na dłuższych, międzynarodowych trasach. Nie wiem, jak w praktyce działają kolej i autobusy w Szwecji. Być może tam jest to wygodne i komfortowe rozwiązanie.
Moim zdaniem rezygnacja z podróży lotniczych przypomina rezygnację z jedzenia mięsa. Cenię osoby, którym udało się całkowicie wyeliminować je z diety. Ja na razie jedynie ograniczam jego spożycie. Jednak zawsze tracę do tego motywację, gdy widzę w sklepach osoby robiące ogromne zakupy w dziale mięsnym. W takich sytuacjach zastawiam się, czy działania wegetarian i wegan mają sens. Bo co z tego, że garstka osób z czegoś rezygnuje, skoro inni jedzą tego zdecydowanie za dużo?
Podobnie jest z podróżami lotniczymi. Jakiś czas temu w mediach głośno było o szczycie w Davos poświęconym zmianom klimatycznym, na który przyleciało najwięcej prywatnych odrzutowców w historii. Z kolei jakiś czas później na naszym polskim podwórku oburzenie wywołały wakacje Roberta i Anny Lewandowskich w Grecji. Para wybrała się na nie swoim własnym samolotem. Jeszcze większą sensację wzbudziły rodzinne podróże Marka Kuchcińskiego do Rzeszowa rządowymi samolotami.
W kontekście dyskusji na temat problemów ekologicznych takie zachowania wydają się co najmniej niestosowne. I podważają sens działań proekologicznych. Nawet, jeśli cała Szwecja zrezygnowałaby z podróży lotniczych, nie zrekompensuje to szkód wyrządzanych przez prywatne samoloty, na których pokładzie leci zazwyczaj jedynie kilka osób.
Niedawno trafiłam na artykuł Adama Mintera z amerykańskiego '"Bloomberga", w którym zwraca uwagę na ważny problem. Publicysta powołuje się w nim na wyliczenia Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). Zgodnie z nimi do 2037 roku podwoi się liczba pasażerów samolotów. Co ciekawe, motorem napędowym wzrostu mają być tworzące się klasy średnie państw Azji Południowo-Wschodniej, Indii i Chin.
Zdaniem Mintera podejmowane obecnie w wielu krajach zachodnich działania nie mają znaczącego przełożenia na ograniczenie ilości emisji dwutlenku węgla. Bo spora część zanieczyszczeń pochodzi spoza Europy. A rynek europejski traci na znaczeniu na rzecz rynku azjatyckiego. Z kolei tam, podobnie jak w Polsce, wiele osób zaczyna dopiero swoją przygodę z podróżowaniem samolotami, a kwestie ekologiczne nie są tak nagłaśniane, jak w wielu państwach zachodnich.
Jeśli chcesz działać na rzecz klimatu, ale nie wiesz od czego zacząć lub jak to zrobić, możesz wesprzeć Greenpeace, które w Polsce prowadzi szereg działań na rzecz rozwoju czystych źródeł energii i sukcesywnie walczy z opieszałością polityków w tej kwestii. Nawet niewielka wpłata wzmacnia skuteczność tych działań. Możesz jej dokonać pod tym linkiem >>
Nie uważam, by działania Szwedów nie miały sensu. Dobrze, że coraz więcej osób dowiaduje się o problemach, które wywołuje masowa turystyka lotnicza. Na razie nie widzę jednak sensowych alternatyw dla osób, które chcą zwiedzać świat. Jedyna opcja to całkowita rezygnacja z podróży lotniczych. Jednak musieliby to zrobić wszyscy - także osoby latające prywatnymi samolotami. Takie rozwiązanie wydaje się jednak nierealne.
Dwa lata temu miałam okazję podróżować włoskim pociągiem typu Freccia, który może poruszać się z prędkością nawet 250 kilometrów na godzinę. Mimo że nie jest to najszybsza kolej świata, to i tak odczułam sporą różnicę. Z Rzymu do Mediolanu dojechałam w niecałe trzy godziny. Wcześniejsza podróż zwykłym autobusem była blisko trzy razy dłuższa. Gdyby takie rozwiązania stały się powszechne na całym świecie, rezygnacja z samolotów byłaby łatwiejsza.
Nadzieję na bardziej ekologiczne podróże dają także biopaliwa. Co to za pomysł? Więcej na ten temat dowiesz się z filmu poniżej:
Zobacz także: