Trzydzieści kilometrów dalej znajduje się Machu Picchu, jeden z symboli Ameryki Południowej - miasto mniejsze, ale nieporównywalnie słynniejsze. - Nigdy tam nie dotarłem. Odstraszyły mnie ceny wejścia i wszechobecna komercja. Jakie wrażenie może robić "zaginione miasto", gdy w jednej chwili odwiedza je kilka tysięcy turystów? - mówi Filip Faliński, ze stacjafilipa.pl.
- Nie, nie jestem podróżniczym snobem i chwalipiętą. Wręcz przeciwnie - zawsze śmieję się z przejawów turystycznej megalomanii. Rozumiem, że istnieją zarówno ludzie żądni przygód, dla których wymarzoną podróżą będzie wyprawa z maczetą przez dziewiczą dżunglę, jak i urlopowicze, którzy po roku ciężkiej pracy pragną z rodziną odpocząć na plaży w Hurghadzie. Machu Picchu z pewnością jest piękne, mnie jednak turystyczny zgiełk zupełnie nie interesuje - mówi Filip, opowiadając swoją historię.
Problem w tym, że za chwilę nie będzie dla niego alternatywy. Peruwiański rząd planuje budowę turystycznej kolejki linowej, która doprowadzi do położonego w głuszy Choquequirao cywilizację. Z dnia na dzień ruiny miasta wypełnią się gwarem, krzykiem dzieci, butelkami po Coca-Coli. Czas dotarcia do tego archeologiczno-przyrodniczego raju zostanie zredukowany z trzech dni do zaledwie piętnastu minut.
Choquequirao Fot. Filip Faliński, stacjafilipa.pl
Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji
To przepiękne miejsce zostanie dla świata odkryte po raz czwarty. Inkowie wynieśli się stąd po cichu w czasach hiszpańskiej inkwizycji (jak wiemy, nie da się na nią przygotować). Pierwszym Europejczykiem, który odwiedził opuszczone już wtedy miasto, był w 1710 roku Hiszpan Juan Arias Diaz. Niewielu współczesnych mu ludzi interesowały jednak znaleziska o charakterze czysto archeologicznym, dlatego większą sensację wzbudziło ponowne odkrycie Choquequirao w 1909 roku przez amerykańskiego podróżnika Hirama Binghama. Prace archeologów ruszyły tutaj w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku.
Gdy na płaskowyżu obok miasta stanie górna stacja kolejki linowej, po raz pierwszy od czterystu lat miasto znów zatętni życiem. Na turystów czeka dwanaście zróżnicowanych sektorów. Niektóre z nich zawierają miejską zabudowę, domy mieszkalne, magazyny. Inne, oddalone nawet o parę godzin wspinaczki od centrum miasta, to pobudowane na stromych zboczach gór tarasy irygacyjne. Warto zwrócić uwagę na kamienne płaskorzeźby zdobiące niektóre ściany. Trzeba tylko uważać, by przez nieuwagę nie nastąpić na plączącego się pod nogami wielkiego ptasznika.
Bojkotowane przeze mnie Machu Picchu nie bez powodu zaliczane jest do listu siedmiu cudów świata nowożytnego. Budynki i układ urbanistyczny zachowały się naprawdę znakomicie, a słynny widok na miasto z monumentalną górą Huayna Picchu w tle musi robić ogromne wrażenie. W Choquequirao nie da się zrobić tak spektakularnych zdjęć - głównym atutem tego miejsca jest jego tajemniczość.
W dół kanionu
Minęły już dwa lata, od kiedy do krwi zdarłem sobie stopy na szlaku do Choquequirao. Pomimo upływu czasu dobrze pamiętam tamto zmęczenie. Trasę z wioski San Pedro de Cachora, obliczaną zazwyczaj na cztery-pięć dni marszu, pokonałem w trzy doby. Zapewne da się i szybciej. Ja nigdy się za wyczynowca nie uważałem, więc przyznaję otwarcie, że zdarzało mi się utknąć na szlaku, wypluwając płuca i obiecując sobie, że to na pewno ostatnia taka podróż w góry.
Trasa do ruin miasta jest męcząca, bo wymaga zejścia na samo dno kanionu rzeki Apurimac, nawet dwukrotnie głębszego od Wielkiego Kanionu Kolorado (w niektórych miejscach skały wznoszą się nawet na trzy kilometry ponad lustro wody). Po drodze zmęczonych podróżników mijają objuczone towarami muły, będące jedynym sposobem transportu towarów do leżących po drodze wioseczek Santa Rosa i Marampata.
Transport towarów w Andach, 2013 rok Fot. Filip Faliński, stacjafilipa.pl
Poczta, leki, żywność, butelkowana woda, a czasem także plecaki turystów - wszystko dociera tutaj na grzbiecie muła, bo ścieżka przez góry jest zbyt kręta i kamienista dla nowocześniejszych rodzajów transportu. Poza tym, jedynym sposobem przeprawy przez rzekę jest tak zwana oroya , czyli niewielki wagonik zawieszony na linie. Mostu nie ma.
Przeprawa przez rzekę Apurimac Fot. Filip Faliński, stacjafilipa.pl
Machu Picchu w ciągu dwóch dni odwiedza pięć tysięcy turystów (byłoby i więcej, gdyby nie ustanowione limity). Tyle osób dociera do Choquequirao w ciągu roku. Wioski Santa Rosa i Marampata pełnią dla turystów rolę górskiego schroniska. Można się tam przespać, zjeść pożywny obiad, zerwać z drzewa dojrzałą chirrimoyę (zielony owoc o miąższu przypominającym budyń) i kupić kolejne litry szybko wyczerpującej się wody mineralnej.
Czy tym razem miejscowi przygotowani są na brutalne wtargnięcie cywilizacji?
Czy kolejka linowa na dobre przetnie ciszę panującą nad kanionem? Lepiej nie czekać na odpowiedź i, póki czas, samemu wybrać się do ostatniego z zapomnianych miast Inków.