Skąd pomysł, aby zacząć testowanie kraju od owoców? To wszystko za sprawą warzywniaka, który minąłem po drodze z lotniska do hotelu. Bogactwo owoców, a wszystko pięknie poukładane kolorystycznie - niczym scenografia do jakiegoś filmu. To jednak był normalny przydrożny sklepik z owocami, które dojrzewają na słońcu. W tym pewnie tkwi tajemnica ich smaku.
Momentami moja percepcja gubiła się. Weźmy na przykład guawę - trzymałem w rękach owoc, który wygląda jak gruszka, po przekrojeniu pachnie jak grejpfrut, a smakuje jak truskawka. Jednak najwspanialsze okazało się mango, owoc, którego nie potrafię do niczego porównać. Dla mnie mango jest królem owoców - za każdym razem, gdy go kosztuję, mam wrażenie, że jestem w raju. Czy biblijna Ewa na pewno skusiła Adama jabłkiem? Jestem przekonany, że było to jednak mango.
Skoro już przy raju jesteśmy, to w Egipcie tak właśnie można się poczuć. Wszystko, co człowieka otacza, jest niesłychanie piękne i niepowtarzalne. Po zanurzeniu się z maską i rurką w gorącym Morzu Czerwonym z wrażenia można zapomnieć o oddychaniu: krystaliczna woda, rafy o zniewalającym pięknie i ryby o tak intensywnych kolorach, jakby je ktoś pomalował. W końcu na własne oczy zobaczyłem rybkę Nemo (a dokładniej setki tych rybek).
Pływanie tuż pod powierzchnią wody szybko dało poczucie niedosytu, podwodny stan uniesienia wciągnął mnie głębiej. Skorzystałem więc z organizowanej przez Exim Tours wycieczki na podwodne safari, oddając się w ręce specjalistów. Przeniosłem się w nieznany mi do tej pory świat. Już jedno zanurzenie sprawia, że chce się więcej i więcej. Teraz już wiem, że będąc w Egipcie, nie można odpuścić sobie tej przyjemności. Chociaż raz, no może dwa razy, trzeba założyć butle na plecy i dać nura.
Fot. z archiwum Mariusza Stachowiaka
Zawsze jestem głodny wrażeń, a z pustym żołądkiem nie mogę chodzić. Nie zapominam więc o mojej pracy testera smaków. Ciekawiło mnie zwłaszcza, co Egipcjanie jedzą na śniadanie. Odpowiedź na to pytanie przyniósł mój kolega Awaad. Poszliśmy do lokalnej restauracji. - Mario stajesz do kolejki i palcem pokazujesz, co chcesz zjeść - powiedział. Taka opcja bardzo mi się spodobała, o czym może zaświadczyć nasz stół po realizacji zamówienia. Tak więc wiem już, że podstawą egipskiego śniadania jest falafel z warzywami w picie. Falafel to smażone kulki lub kotleciki z przyprawionej ciecierzycy albo bobu z sezamem. Kebab w bułce lub w picie również jest w zestawie śniadaniowym. Egipcjanie przegryzają to jeszcze ostrą papryką. Ja też to spróbowałem, ale tylko raz.
Śniadanie to podstawa funkcjonowania w Egipcie w ciągu dnia, bo klimat jest gorący. Podczas upałów z pomocą przychodzi też asap. To schłodzony, naturalny napój z trzciny cukrowej, który w rzeczy samej gasi pragnienie już od pierwszego łyka, dostarcza też szybko energii.
Fot. z archiwum Mariusza Stachowiaka
Egipt to także tereny pustynne. Wydają się niedostępne, ale warto je poznać. W towarzystwie Egipcjanina można czuć się bezpiecznie - jest u siebie i potrafi czytać sygnały, które wysyła natura. Wystarczy wsiąść do jeepa, ruszyć przed siebie, poczuć kurz we włosach, a na twarzy powiew suchego wiatru. Celem była wioska w górach, do której zapraszani są turyści. Spotykając Beduinów można przenieść się w czasie. Jeśli nawet czujemy, że to dla turystów, warto odwiedzić to miejsce i zobaczyć zupełnie inne życie. Czas spędzony w beduińskiej wiosce na długo pozostanie w mojej pamięci. Myślę, że nie tylko dla mnie (szczególnie po wspólnym zdjęciu, kiedy na chwilę oderwaliśmy się od ziemi).
Fot. z archiwum Mariusza Stachowiaka
Kiedy kończy się dzień, przychodzi pora na kolację. Dla Egipcjan podstawą wieczornego menu jest kofta, czyli grillowane mięso mielone, przeważnie w kształcie roladki nabitej na patyk, który ułatwia przerzucanie na ogniu. Podczas wieczornego posiłku trafiają się również inne mięsne rarytasy. Egipskim specjałem jest hamam mahshi, czyli faszerowany gołąb. I to on był daniem głównym kolacji, na którą zostałem zaproszony. Tej przyjemności nie mogłem sobie odmówić, pierwszy raz miałem okazję spożywać mięso z gołębia - smakowało.
Fot. z archiwum Mariusza Stachowiaka
Mimo że w Egipcie czas płynie dokładnie tak samo, jak w innych krajach, które odwiedziłem, to jednak inaczej. Zdecydowanie za szybko. Na szczęście ostatniego dnia znalazłem jeszcze chwilę, aby wyjechać za miasto. Stanąć na ulicy z księżycowym krajobrazem i popatrzeć przed siebie, podsumowując pobyt w Egipcie. Mogę stwierdzić, że jest to kraj, który pozwala poszerzyć własne horyzonty i odkryć smaki owoców serwowanych w raju.
Fot. z archiwum Mariusza Stachowiaka