O Neapolu krąży wiele stereotypów i potrzeba dużo czasu, żeby spojrzeć na miasto obiektywnie i bez uprzedzeń. Teresa Wilkoń, wykładowca języka polskiego na Uniwersytecie Orientale, żona profesora Aleksandra Wilkonia, powiedziała mi, że Neapolu trzeba się nauczyć. Najpierw przychodzi zrozumienie, a dopiero po wielu latach sympatia i (ewentualnie) miłość. Ona uczyła się tego miasta przez pryzmat zawartych tu przyjaźni, m.in. z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim. Pisarz nigdy nie pogodził się z emigracją, ale mimo rozgoryczenia i tęsknoty za Polską dostrzegał w Neapolu dużo piękna i poświęcił mu wiele miejsca w swoich książkach. Miasto wywołuje skrajne emocje i budzi ostre polemiki. W starej korespondencji i dziennikach znanych artystów podróżujących po Kampanii uderzają dwa powtarzające się spostrzeżenia: jedno nieodmiennie dotyczy chaosu i nieopisanego ruchu panującego na ulicach, drugie potwierdza, że Neapol to najpiękniejsze miasto świata. I chyba coś w tym musi być, skoro tak wielu to miasto krytykuje i tak wielu wciąż tu powraca. Każdy, kto się wybiera do Neapolu, usłyszy przestrogę, żeby nie jeździć po mieście samochodem, nie zapuszczać się wieczorem na Piazza Garibaldi i uważać na scippatori , złodziei, którzy, poruszając się na skuterach, wyrywają przechodniom torby. Znajomi Włosi radzili też, żeby unikać Dzielnic Hiszpańskich (Quartieri Spagnoli). Jak na ironię losu moja podróż od samego początku wiodła "zakazanymi" szlakami. Na Piazza Garibaldi przyjechałam pociągiem z Rzymu o północy, a mieszkałam nie gdzie indziej, tylko na Montecalvario w Quartieri Spagnoli.
Quartieri Spagnoli zbudowane specjalnie dla wojsk hiszpańskich od ponad 30 lat znajdują się w sferze wpływów camorry (najsławniejsze rodziny mieszkają w dzielnicy Forcella położonej blisko Piazza Garibaldi). Panuje tu nadal atmosfera starego Neapolu z ciasnymi uliczkami z rozwieszonym w poprzek nich praniem, kapliczkami na każdym rogu i niewielkimi rodzinnymi sklepami. Kamienice są tak wysokie, a przejścia tak wąskie, że nigdy nie dochodzi słońce. Wyjątkowo dobrze natomiast roznoszą się dźwięki akordeonu, kiedy jeden z sąsiadów w niedzielę rano zaczyna grać: "O sole mio!", tradycyjną neapolitańską piosenkę. Wracając do domu na ulicę del Formale, mijałam na rogu pizzerię, w której robiono znaną tylko w Neapolu tzw. pizzę smażoną - faszerowana ricottą i mięsem lub warzywami, a następnie smażoną na głębokim oleju. Naprzeciwko wejścia do mojej kamienicy miał mały kram pan Emilio, który produkował domowej roboty wino truskawkowe. Codziennie rano odwiedzał go kolega i co najmniej pół godziny gawędzili przed sklepem, pozdrawiali przechodzących i wypalali tuziny papierosów. Nad sklepem natomiast mieszkała starsza pani, która aby nie fatygować się na dół po wysokich i wąskich schodach, spuszczała z okna niebieskie wiaderko, do którego wkładała odliczoną sumę pieniędzy. Na dole pan Emilio zamieniał banknoty na produkty żywnościowe i wiaderko wciągane było za pomocą korbki z powrotem do góry. To bardzo popularne na południu i niezwykle praktyczne urządzenie bywa w dzisiejszych czasach zastępowane modelami współczesnymi - zamiast tradycyjnej ręcznej korbki młodzi neapolitańczycy montują przy oknach wciągarki automatyczne.
Quartieri Spagnoli znajdują się na tyłach najsławniejszej ulicy Neapolu - via Toledo, arterii handlowej, która z jednej strony prowadzi do morza (obok Galerii Umberta I, a następnie przez Piazza Plebiscito z pałacem królewskim i teatrem San Carlo), z drugiej zaś na wzgórze Capodimonte. Dochodząc do Piazza Carita i skręcając w boczną ulicę, wchodzi się na via Benedetto Croce. Pod numerem 12 mieści się dom tego włoskiego filozofa i historyka (teść Herlinga-Grudzińskiego) oraz Istituto Italiano Studi Storici, w którym spotkałam córkę pisarza Martę Herling. Prowadzi ona instytut założony przez swojego dziadka oraz mieszczące się w nim archiwum ojca. Kilka metrów dalej na ścianie starej kamienicy znajduje się mała biało-niebieska kapliczka Diego Maradony. W 1984 r. piłkarz podpisał kontrakt z drużyną Neapolu. Wkrótce Napoli zdobyło puchar UEFA oraz puchar Włoch - były to pierwsze od lat 60. wygrane przez Neapol mistrzostwa piłkarskie. Maradona jest tu kochany i czczony niczym bóstwo. Przy kapliczce umieszczony jest wierszyk w dialekcie neapolitańskim, który sławi piłkarza jako króla Neapolu, wzywa młodych chłopców do naśladowania mistrza i zagrzewa do walki. Tuż obok, za bazyliką Santa Chiara z grobowcami władców z dynastii Burbonów, skręcamy w via Santa Chiara i napotykamy małą rodzinną cukiernię Perzechella. Na zapleczu przy niewielkim stoliku wnuczka i babcia robią ozdobne opakowania na czekoladki, a właścicielka - pasjonatka czekolady i neapolitańskiej piosenki - opowiada dzieje rodziny i historię swojej pasji. Prababka i babka przekazały jej w spuściźnie tradycję włoskiej canzone . Nie odziedziczyła po nich co prawda ani słuchu ani głosu, ale za to serce do czekolady i w hołdzie dla rodzinnej tradycji robione przez siebie czekoladki nazwała tytułami neapolitańskich piosenek. Stąd jeden z najlepszych jej wyrobów - oblana czekoladą suszona pomarańcza - nazywa się Tornou' a Surrientu' (Torno a Sorrento). Są też bardziej oryginalne nazwy: Tesoro di San Gennaro (Skarb św. Januarego), Le lacrime di Santa Maddalena (Łzy św. Magdaleny) przypominają epidemię cholery, która największego spustoszenia dokonała w biednej dzielnicy Santa Maddalena, a Capezzoli di Cicero (Sutki Cycerona), wyśmiewają typową dla włoskich czekoladek nazwę Sutki Wenery. Najbardziej neapolitańska jest czekoladka Tre Re di Napoli (Trzej Królowie Neapolu), a tymi królami są: Ferdynand, Masaniello (największy bohater ludu neapolitańskiego) i oczywiście Maradona! Idąc dalej via Benedetto Croce, warto skręcić w via S. Gregorio Armeno, gdzie mieszczą się warsztaty produkujące tradycyjne neapolitańskie szopki bożonarodzeniowe. Są groty, góry, domki, jeziora i strumyki oraz mnóstwo figurek - oprócz tych tradycyjnych można znaleźć figurkę praczki, sprzedawcy owoców z koszem pomarańczy, handlarza drobiu z klatką z kurami, myśliwego z ustrzelonym zającem oraz różne sprzęty i ozdoby, jak latarenki, gąsiorki z winem i tary do prania - wszystko miniaturowe. U wylotu uliczki w bramie mieści się największy i najsławniejszy warsztat na całej ulicy. Produkowane tu szopki (ogromne, z kolumnami, portykami i figurami naturalnej wielkości) znane są na całym świecie, zamawiali je prezydenci i prywatni kolekcjonerzy. Na via Armeno praca wre nawet po świętach Bożego Narodzenia. Znajdziemy tu i pacynki Pulcinella - jest to jedna z tradycyjnych neapolitańskich masek komedii dell'arte, w biały kaftaniku, z czapeczką i czarną maską.
Stereotypowe opinie, jakie krążą o Neapolu, dotyczą przeważnie dzielnic skupionych wokół Piazza Garibaldi, via Tribunali (zwanej Spaccanapoli, czyli tą, która przecina miasto na dwie części) i via Toledo. Niebezpieczna i najmniej ciekawa jest okolica dworca kolejowego na Piazza Garibaldi. Kręci się tu wielu emigrantów, a ścisk, pętla autobusowa i uliczne targi, na których handlują przeważnie Rosjanie, sprzyjają kradzieżom. Ale liczne pizzerie tchną jednak prawdziwą neapolitańską atmosferą - serwują tradycyjne domowe potrawy i jednoczą ludzi różnego pokroju i pochodzenia. Tuż przy stacji na Corso Novara znajdziemy jedną z takich niepozornych restauracji: na ścianach wiszą plakaty, pocztówki i stare czarno-białe fotografie miasta, stoły przykryte są ceratą, a wyśmienite potrawy (pizza marinara, spaghetti alle vongole) spożywają, siedząc obok siebie, studenci Erasmusa, angielscy turyści, prostytutki, Murzynki pracujące prawdopodobnie jako sprzątaczki, kontrolerzy czekający na swój pociąg i podejrzani mężczyźni, z których jeden ma na twarzy ciągnącą się przez policzek dużą bliznę.
Wystarczy jednak zejść nad morze do dzielnicy Santa Lucia i przejść się wybrzeżem obok Castel dell'Ovo, a następnie promenadą Riviera di Chiaia aż do portu Mergellina, żeby przekonać się, że Neapol to nie tylko sterty śmieci w ciasnych uliczkach, bassi (parterowe mieszkania) i wychudzone koty, ale również szerokie arterie, ekskluzywne hotele i zieleń w ogrodzie Villa Comunale. Istnieje przecież inny Neapol zwany Neapolem wysokim, którego reprezentacyjną dzielnicą jest Vomero położone na wzgórzu Sant'Elmo. Szerokie czyste ulice z zadbanymi kamienicami prowadzą do zamku Sant'Elmo i punktu widokowego, z którego rozciąga się przepiękna panorama całego miasta, zatoki i pobliskich wysp. Podobne widoki można też podziwiać ze wzgórz Capodimonte i Posillipo. Jeśli sprzyja pogoda (w lutym temperatura dochodzi nawet do 17 stopni), Wezuwiusz jest jak na wyciągnięcie ręki (ostatni wybuch tego jedynego czynnego na kontynencie europejskim wulkanu zanotowano w 1944 r.). W Pozzuoli, miasteczku oddalonym od Neapolu o pół godziny jazdy cumaną (kolejką podmiejską), znajduje się wulkan Solfatara - starożytni Rzymianie wierzyli, że było to zejście do Hadesu. Kierunek zwiedzania prowadzi nas do wnętrza krateru, w którym silnie czuć wydobywające się z kominów wulkanicznych opary siarki i siarkowodoru. Pozzuoli słynie jednak nie tylko z Solfatary - urodziła się tu Sophia Loren.
Z mola Beverello odpływają mniej więcej co pół godziny promy na Ischię (największą wyspę zatoki), Capri i Procidę. Najsławniejsza jest oczywiście Capri. Prom dopływa do niewielkiego portu Marina Grande, skąd funicolare lub miejskim autobusem dojedziemy do leżącego na górze miasteczka Capri. Drogi są tu tak wąskie, że autobus prawie szoruje bokiem o niskie murki, przez które przewieszają się ciężkie od owoców gałęzie drzewek pomarańczowych, cytrynowych i grejpfrutowych. Po drugiej stronie wyspy znajduje się miasteczko Anacapri. Warto wdrapać się tu na najwyższe wzniesienie Monte Solaro, z którego widać całą Zatokę Neapolitańską aż po horyzont. W centrum Capri na Piazza Umberto ulokowały się dwie urocze kawiarnie Boutique Paris i Caffetteria Tiberio oraz luksusowy sklep Trussardi. Mały kościółek i schodki znikające gdzieś między białymi domkami nadają temu miejscu bardzo śródziemnomorski i prawie już grecki charakter. Ciasnymi uliczkami, w których trudno się wymijać, dochodzi się do Belvedere del Cannone z widokiem na całe wybrzeże wyspy i dwie charakterystyczne skały Faraglioni. Wzdłuż białych murów letnich posiadłości obrośniętych bugenvillą dochodzimy do Arco Naturale - malowniczej skały w kształcie łuku, przez którą prześwitują lazurowe wody zatoki. Panuje tu taki spokój, że słychać jedynie buszujące w trawie jaszczurki. Niskie murki, pinie, opuncje i kaktusy, między którymi widać morze i Faraglioni, tłumaczą, dlaczego ukrył się tu kiedyś cesarz Tyberiusz i dlaczego wyspa była zawsze inspiracją dla artystów. Kto chce uciec od gwaru i ścisku Neapolu niech uda się na najmniejszą z wysp - Procidę. Nawet w pełni sezonu rzadko przyjeżdżają tu turyści. Choć Procida leży najbliżej Neapolu, zachowała swój pierwotny charakter. W miniaturowym porcie po drugiej stronie wyspy starzy rybacy naprawiają sieci, w barach przesiadują wyłącznie mężczyźni i tylko kilka jachtów i plaża świadczą o tym, że latem zjeżdżają tu na weekend mieszkańcy Neapolu. Najładniejsze na całej wyspie są greckie domki w pastelowych kolorach oraz ułożone na starym murze ceramiczne kafelki przedstawiające drogę krzyżową. Śledząc jej kolejne stacje, dochodzimy do rozwalającego się mostu, który łączy Procidę z małą wyspą, rezerwatem naturalnym (nie można wejść - własność prywatna). Napotkany rybak powiedział mi tylko, że po jej drugiej stronie widać jak na dłoni całą Ischię.
Z tak poszerzonymi horyzontami możemy wrócić do zatłoczonego i zwariowanego Neapolu. To miasto potrafi zirytować, zniecierpliwić, ogłupić, a nawet czasem przerazić, ale jednocześnie bliska obecność zagrożenia, jakie stanowi Wezuwiusz, wpływy camorry oraz świadomość bogatej i różnorodnej historii, która je zrodziła, nieustannie fascynują każdego, kto tu zawita. Neapol tętni życiem nawet tam, gdzie - zdawałoby się - jest już tylko martwota i cisza. Pod Capodimonte i całym centrum udostępniane są zwiedzającym katakumby, odkopane ulice i botteghi starożytnego Partenope. I żaden chyba wybuch wulkanu nie zdoła go nigdy załamać, bo jak mówi legenda, Neapol dopóty będzie trwać, dopóki nie pęknie jajko położone przez Wergiliusza pod fundamentami Castel dell'Ovo. Będąc w Neapolu, Goethe napisał: "Neapol jest rajem. Wszyscy żyją tu w jakimś stanie upojnego samozapomnienia. Nie inaczej dzieje się ze mną. Z trudem siebie poznaję; wydaje mi się, że jestem odmienionym człowiekiem".
To prawda - po pobycie w Neapolu nic nie jest już takie jak przedtem!