Akropol wznosi się wysoko ponad Atenami. Ze wzgórza wyrastają szarobiałe wapienne skały, obwiedzione u szczytu potężnym murem, nad który wznoszą się kolumny i ściany Partenonu, Erechtejonu, Propylei. Zaskoczenie - nie przypuszczałem, że wzgórze jest aż tak wyniesione i niedostępne. I konsternacja, bo jeszcze wyżej sięgają dziś dźwigi i oplatające ruiny rusztowania, jak na placu budowy.
Dymy i smog wielkich Aten niszczą zabytki Akropolu, rdzewieją włożone kiedyś w kolumny żelazne pręty, które kruszą marmur. Już wiadomo, gdzie powinny trafić rozrzucone na 3 km kw. fragmenty budowli. Trwa rekonstrukcja i odnawianie.
Słońce praży, barwiąc kamienie, kolumny, resztki portali na ciepły, jasnobeżowy kolor. Także Kory w krużganku Erechtejonu - sześć kariatyd-kolumn, mających postać smukłych dziewcząt. Ich sylwetki są wyprostowane, piersi wypięte, kroczące nogi zgięte w kolanach. Cienka materia szat podkreśla ich piękno. Kobiety są dumne, swobodne, niezależne - tylko rysy twarzy zmazał czas.
Nieustająca rzeka turystów opływa ruiny. Dominuje Partenon, największa budowla wzniesiona w najwyższym punkcie Akropolu - cudownie harmonijny prostokąt doryckich kolumn spiętych u góry belkami architrawów, które podtrzymywały nieistniejący już strop. Piękno świątyni Ateny Partenos (Dziewicy) tkwi m.in. w idealnych proporcjach. Zniszczona i ograbiona ze wspaniałych rzeźb Fidiasza i jego uczniów, zachowała architektoniczną doskonałość. Partenon przez ponad dwa tysiące lat był rzymską świątynią, bizantyjskim i frankońskim kościołem, tureckim meczetem. Przetrwał aż do 1687 r., kiedy w znajdujący się w nim arsenał tureckiej armii trafił pocisk wystrzelony przez Wenecjan.
Akropol był jednym z najwspanialszych dzieł antycznej Hellady. Od momentu powstania (V w. p.n.e.) starożytni Grecy byli świadomi jego wyjątkowości i piękna. Prócz Partenonu, który budowano dziesięć lat (447-438 p.n.e.), na wzgórzu stanęły wówczas także inne budynki - ruiny najważniejszych przetrwały. Erechtejon (421-406 p.n.e.) - świątynię Ateny, Posejdona i Erechetusa - zbudowano w stylu jońskim. To tu, według mitologii, Atena rywalizując z Posejdonem o przychylność Ateńczyków, uderzeniem włóczni w ziemię miała sprawić, że wyrosło z niej drzewo oliwne. Dalej mała świątynia Ateny Nike (427 p.n.e.), arcydzieło architektonicznej prostoty i harmonii. Stoi na skale, tuż nad urwiskiem Akropolu, powyżej Propylei (437-432 p.n.e.), reprezentacyjnej bramy na wzgórze. Propyleje, choć całe w rusztowaniach, robią wrażenie swoją monumentalnością i rozmachem.
U podnóża Akropolu rozciągają się współczesne Ateny, czteromilionowa stolica dziesięciomilionowej Grecji. Tuż pod murami leży XIX-wieczna Plaka, jedyna robotnicza dzielnica miasta, pełna wąskich uliczek i zaułków, bardzo malownicza. Plaka otacza pozostałość Forum Romanum, agory rzymskiej z tzw. Wieżą Wiatrów z I w. n.e., ośmiokątną budowlą służącą prawdopodobnie do celów astrologiczno-meteorologicznych. Na północy - rozległa grecka Agora, ruiny rynku starożytnego miasta z Tezejonem z V w. p.n.e., najlepiej zachowaną antyczną świątynią w Grecji. Za nią - antyczny cmentarz Keramikos. Na zachodzie widać szczątki Aten rzymskich z I w. n.e. z potężnymi kolumnami świątyni Zeusa oraz stadion olimpijski. Od południa mamy teatry: świetnie zachowany rzymski odeon Herodesa Attykusa z II w. n.e., w którym wieczorami odbywają się przedstawienia antycznych sztuk oraz ruiny teatru Dionizosa (IV w. p.n.e.), najważniejszego w dawnej Helladzie, gdzie odbywały się premiery sztuk wielkich dramaturgów greckich. A na wschodzie, jak przed tysiącleciami, wznoszą się historyczne wzgórza. Na Areopagu obradowała Rada Starszych, na Pnyksie - zgromadzenia obywateli Aten.
Na Przylądek Sunion jedziemy z Aten brzegiem Zatoki Sarońskiej, drogą pełną zakrętów i pięknych widoków. Szosa pnie się po zboczach wzgórz, by tam, gdzie rozłożyły się miasta, opaść znów nad samo morze. Te 70 km Grecy nazywają Wybrzeżem Apolińskim lub Riwierą Attycką. Góry, wyspy, małe zatoki, malownicze, skaliste brzegi i skarpy, o które uderza spienione morze. Świat intensywnych w słońcu kolorów. Sporo tu piaszczystych (w miarę) płatnych plaż i popularnych (drogich) miejscowości, gdzie zjeżdżają i turyści, i Ateńczycy, głównie w weekendy. Mijamy Glifiadę, która w połączeniu z sąsiednią Voulą tworzy duży, gwarny i dość drogi kompleks turystyczny, pełen restauracji, przystani i dyskotek. Po kilku kilometrach podobna do nich w charakterze Vouliagméni, za nią Várkiza. Zwracają uwagę przydrożne kapliczki - tamy - stawiane ofiarom wypadków samochodowych. Będziemy je często spotykać - Grecy jeżdżą bardzo niebezpiecznie.
Po ok. dwóch godzinach zza kolejnego zakrętu wyłania się z morza Sunion, skalisty, jasnobrązowo-zielony półwysep obwiedziony pianą fal. To najdalej na południe wysunięty kawałek Attyki. Starożytnym Grekom podróżującym między wyspami a kontynentem przez tysiąclecia wskazywał drogę do Pireusu. Homer nazwał go "świętym przylądkiem". Na jego szczycie, na samym krańcu za "złotych" czasów Peryklesa (V w. p.n.e.) Ateńczycy zbudowali sanktuarium boga morza Posejdona. Poświęconą mu świątynię musiały minąć wszystkie statki zmierzające do Pireusu. Do dziś zachowało się 16 (z 34) mocno uszkodzonych marmurowych kolumn i fragmenty dwóch ścian przy wejściu. Starożytni Grecy potrafili jak mało kto wtapiać architekturę w krajobraz. W Sunion widać to wyraźnie - sanktuarium stoi samotnie wśród skał, nad rozlewającym się dookoła morzem. Na przylądek przyjeżdża się po południu, by oglądać cudne ponoć zachody słońca. Dla nas aura okazała się niełaskawa. Wiał silny wiatr, a słońce chowało się za chmurami. Chcąc odczuć genius loci takich miejsc, trzeba pobyć z nimi sam na sam. Więc może lepiej przyjeżdżać w niepogodę lub po sezonie? Jest tu ciepło i słonecznie aż do października.
Grecja wyspiarska i kontynentalna to dwa różne światy. Turyści wybierają zazwyczaj albo zabytki na lądzie, albo atrakcje Krety, Rodos, Cyklad czy Santorini. Łącząc jedno z drugim, popłynęliśmy z Pireusu na jednodniowy rejs na wyspy Zatoki Sarońskiej. Statek przesuwa się wzdłuż wysp i półwyspu, można więc podziwiać zielono-rdzawe górzyste brzegi, ciągnące się setkami metrów szarobiałe urwiska, małe latarnie morskie na niedostępnych zda się cyplach.
Patrzymy z pokładu na góry Hydry (Idra), na których malowniczo rozłożyło się miasto o tej samej nazwie. Wejścia do portu w małej zatoce mocno wchodzącej w ląd, jak w XVII czy XVIII w. bronią obwarowania na skalistym brzegu i kilkanaście wycelowanych w morze armat. Między dwupiętrowymi kamienicami przysiadły potężne kamienne domy z arkadami - zbudowane przez architektów z Wenecji i Genui wille i rezydencje bogatych kupców. Mała i nieurodzajna Hydra, do średniowiecza niezamieszkana, była najpierw siedzibą piratów, by w XVIII i XIX w. dorobić się dużej floty handlowych statków, które pływały aż do Ameryki. Wielu zbiło wówczas fortuny na morskim handlu.
Dziś Hydra ma ok. 3 tys. mieszkańców, dużo hoteli, pensjonatów, restauracji, ale bardzo mało plaż. Brzegi wyspy opadają stromo w morze, od razu na głębokość ok. 100 m. Cechą szczególną jest całkowity brak ruchu kołowego. Mając parę godzin na zwiedzanie, należy przejść się wzdłuż nadbrzeża. W jednej z dawnych rezydencji mieści się ciekawe muzeum, a w nim opowieść o morzu i zadziornej przeszłości mieszkańców. Kawałek dalej cerkiew Panagiá Mitropóleos, otoczona małym dziedzińcem z arkadami - zza kamienic wystaje jej charakterystyczna wieża zegarowa. Koniecznie trzeba wejść w labirynt krętych, pnących się w górę i przechodzących w schody uliczek - niezapomniane widoki na miasto i morze.
Egina słynie z pistacji, dużo tu też letnich domów Ateńczyków. W porcie wynajęliśmy taksówkę - za 30 euro kierowca miał nas zawieźć w trzy wybrane miejsca. Najpierw pojechaliśmy na drugi kraniec wyspy do świątyni Afai, lokalnego bóstwa czczonego przez Egińczyków od czasów minojskich. W V w. p.n.e. 12 km od miasta na wysokim wzgórzu porośniętym dziś sosnami zbudowali dla niej dorycką świątynię. Przetrwało 26 kolumn, trochę murów i architrawów oraz fundamenty bram, ołtarzy, mieszkań kapłanów. Świątynia imponuje majestatyczną prostotą i zachwyca rzędami kolumn, które stoją jedne na drugich (to rzadkość) wewnątrz budynku. U jej podnóża rozciąga się morze i schodzące ku nadmorskiej nizinie gaje pistacji. Jest ciepły, spokojny wieczór. Pachną sosny, a świątynia trwa, zdając się dźwigać niebo na swoich kolumnach.
Wracając do portu w Eginie, warto zatrzymać się przy współczesnym monastyrze Ágios Nektários, jednym z największych w Grecji. Ale przede wszystkim w Paleochórze - opuszczonej wiosce w głębi wyspy, którą Egińczycy zbudowali w IX w. chroniąc się przed piratami. Porzucili ją w 1827 r., przenosząc się - często wraz z domami, które rozebrali i złożyli ponownie - do Eginy. Na zboczu skalistej góry pozostały rozsiane tu i tam kościoły i monastyry, co wygląda niezwykle.
Miasto Egina rozłożone na nizinie nie jest tak malownicze jak Hydra, za to większe i ruchliwsze. Przy nadbrzeżnej ulicy sklepy z ceramiką, z której znana jest wyspa. Wszędzie stosy morskich gąbek. Ze starożytności zachowała się tylko jedna kolumna świątyni Apollina. Na jednym z domów w dzielnicy Livádi znajdziemy tablicę informującą, że tu właśnie Nikos Kazantzakis napisał "Greka Zorbę".
Korynt, dziś mała miejscowość, w starożytności był sławnym i potężnym miastem-państwem, rywalizującym z Atenami. Żeby tu dojechać, trzeba przekroczyć Kanał Koryncki o szaro-rdzawych ścianach, jakby wyciętych nożem w skale. Ten wielki skalny rów - ponad 6 km długości, 52 m głębokości, 23 m szerokości - wykopano w latach 1890-93 w najwęższym miejscu przesmyku łączącego półwysep z resztą Grecji.
Korynt nie miał szczęścia. Kilkakrotnie niszczyły go doszczętnie trzęsienia ziemi (ostatnie w 1928 r.) lub najeźdźcze wojska (Rzymianie w 146 r. p.n.e.). W I w. n.e. Juliusz Cezar kazał Korynt odbudować i przeniósł tu z Aten stolicę podbitej Hellady. Głównie rzymskie ruiny dotrwały do naszych czasów. Udostępnione do zwiedzania centrum tego dużego i bogatego miasta, które otaczał niegdyś 15-kilometrowy mur, to obszerny teren położony wokół dawnego forum (rynku). Oglądamy jednak na nim niemal wyłącznie fundamenty portyków, bazyliki, łaźni i innych budynków. Ponad ich poziom wyrasta dziś 7 (z 38 pierwotnych) doryckich kolumn świątyni Apollina z ok. 540 r. p.n.e. oraz kamienna obudowa tworząca niszę świętego dla Koryntian źródła Pejrene.
Ocalałe starożytności kryją się w niewielkim, ale ciekawym muzeum obok dawnej agory. Są tam posągi (dziś już bez głów) poważnych mężów w togach, rzymskich żołnierzy, aktora trzymającego maskę, dużo kunsztownej ceramiki, trochę płaskorzeźb, zdobiony menorami kapitel z synagogi.
Nad antycznym Koryntem wznosi się na wysokość 565 m skalisty masyw Akrokoryntu (dawnego akropolu). Jeszcze dziś otaczają go dwukilometrowe starożytne mury. Można tam dotrzeć pieszo, wspinając się 4-km drogą lub wynajmując taksówkę. Jeśli pójdziemy pieszo, co jest uciążliwe (słońce praży!), zobaczymy ze szczytu niezwykły widok: Peloponez oraz zatoki Sarońską i Koryncką. Ponieważ było to miejsce strategiczne, kolejni najeźdźcy odbudowywali lub przebudowywali Akrokorynt, tak że dziś ogląda się tam fortyfikacje, bramy, wieże, kaplice i meczety zbudowane kolejno przez Greków, Rzymian, Bizantyjczyków, krzyżowców, Wenecjan i Turków. Warto poszukać w narożniku twierdzy źródła świętej rzeki Pejrene, wciąż bijącego z ziemi.
Wieś Mikines, 4 km od starożytnych Myken, stara się żyć z turystyki. Jest tu kilka hoteli, kafeterie, kemping noszący imię mitologicznego króla mykeńskiego Atreusza. Za Koryntem wjeżdżamy w głąb Peloponezu: kręte drogi, ciemne, zielonoszare góry z żółtą trawą i rdzawymi usypiskami, pola uprawne. Mijamy małe osady, gaje oliwne, przydrożne tawerny. To inna Grecja niż ta w Attyce, bardziej prowincjonalna. Cofamy się w czasie o dobre 800 lat i wjeżdżamy w czasy opisywanych przez Homera Achajów. W "Iliadzie" Mykeny to siedziba króla Agamemnona dowodzącego greckimi wojskami pod Troją. W 1876 r., serio traktując wyczytane u Homera wskazówki dotyczące położenia Myken, twierdzę oraz jej skarby odkrył Henryk Schliemann. Późniejsi archeolodzy ustalili, że państwo to rozwijało się od ok. XX do XII w. p.n.e., kiedy to nagle opustoszało. Od 1500 r. przez mniej więcej 300 lat przeżywało okres świetności, dominując na Peloponezie.
Mykeny leżą na wysokim wzniesieniu, z jednej strony przylegającym do zboczy gór, z drugiej otwierającym się na uprawne doliny i łańcuch górski za nimi. Wielkie wrażenie robią potężne mury obronne zbudowane z tak ogromnych bloków kamiennych, że zostały nazwane cyklopimi, oraz majestatyczna Lwia Brama z XV w. p.n.e. z reliefem przedstawiającym dwie młode lwice (bez głów) wsparte o stojącą kolumnę - jeden z najświetniejszych zabytków wczesnej kultury śródziemnomorskiej. Zaraz za nią jest krąg odkrytych przez Schliemanna szybowych grobów królewskich. Potem wspinamy się na szczyt wzgórza, gdzie niegdyś stał pałac królewski. Twierdza mykeńska była dość rozległa, o czym świadczą jej mury i zarysy fundamentów. Piękne są góry i doliny widziane z wysokości pałacu. Na południe od niego, za murem cytadeli, zaczynają się urwiska.
Znany od dawna Grób Agamemnona nieopodal mykeńskiej twierdzy, zwany też Skarbcem Atreusza, okazał się jedną z kilku wielkich, opartych na kole komór grobowych władców Myken znalezionych w okolicy przez archeologów. Kamienne ściany tworzące szerokie przejście wiodą do środka wzgórza. Wysokie prostokątne wejście wieńczy trójkątny prześwit - to jedyne źródło światła w mrocznym, stożkowatym wnętrzu. Idealnie ułożone żółte kamienne bloki ścian z czarnymi nalotami nachylają się lekko od samej podstawy, zwężając się coraz bardziej, aż do ledwie widocznego wierzchołka budowli. Mam wrażenie, jakbym stał w środku ogromnego rycerskiego szyszaka.
Z Mykenami nierozłącznie związana jest twierdza i pałac w Tirynsie (ok. 15 km na południe). Niektórzy przypuszczają, że o ile Mykeny były siedzibą królów, Tiryns mógł być siedzibą następców tronu. Niewiele się zachowało z tej achajskiej twierdzy, ale nawet czas nie poradził sobie z niewiarygodnie wielkimi, dziewięciometrowej grubości cyklopimi murami. Musiały być takie, bo Tiryns zbudowano ponad 3 tys. lat temu na nadmorskiej nizinie, gdzie nie było żadnego wzniesienia. Wówczas cytadela stała nad brzegiem morza, oddalonego dziś o 2-3 km. Teraz pod jej mury podchodzą plantacje pomarańczy.
Tirynskie ruiny są bardziej zniszczone i mniej interesujące od mykeńskich, ale mają coś wyjątkowego, czego nie ma gdzie indziej - dwa niewiarygodne ostrołukowe korytarze, zbudowane z potężnych skał. Każdy, kto nimi przejdzie, nigdy tego nie zapomni. Ja kiedyś przeszedłem, obecnie można je tylko oglądać.
Epidauros to dziś teatr. W starożytności było to przede wszystkim słynne uzdrowisko - święty okręg boga medycyny Asklepiosa. Chorzy wierzyli, że kapłani w Epidauros leczą, natchnieni bezpośrednio przez boga. Dzięki zamożnym pacjentom i donatorom zbudowano m.in. szpitale, potężny gimnazjon, stadion, stele, w których leczono snem, świątynie, odeon, teatr. Czyni to dziś z Epidauros czwarty po Atenach, Delfach i Olimpii zespół antycznych budowli Grecji klasycznej. Niewiele jednak ocalało, choć położone w leśnej dolinie uzdrowisko działało przez tysiąc lat (VI w. p.n.e. - V w. n.e.). Oglądamy całe połacie budowli zmiecionych przez czas po same fundamenty. W muzeum najciekawsze są instrumenty medyczne. Grecy dokonują obecnie śmiałych rekonstrukcji w Epidauros: odtwarzają kolumnadę świątyni Apollona czy okrągły tolos o tajemniczym przeznaczeniu, łącząc nieliczne ocalałe fragmenty z wykutymi współcześnie w marmurze.
Jedyną budowlą, która przetrwała, jest teatr z IV w. p.n.e., dzieło Polikleta Młodszego - 55 rzędów ław dla 14 tys. widzów, wbudowanych w łagodne zbocze. W doskonałym stanie jest cała widownia i kolista orchestra (scena). O sławie teatru decyduje fenomenalna akustyka, budząca zdumienie i zachwyt. Stojąc kilkadziesiąt metrów w dole i mówiąc półgłosem, będziemy doskonale słyszani w każdym miejscu widowni (turyści sprawdzają - jakaś Amerykanka deklamuje wiersz, ktoś inny śpiewa, i słychać!). Z widowni patrzymy na łagodne, zalesione wzgórza na pierwszym planie i skaliste góry w tle. Nie wiem, czy i na ile skuteczni byli w leczeniu chorób tutejsi kapłani, ale na pewno kojący wpływ miał na chorych krajobraz i klimat.
Nafplion był dla Wenecjan greckim Neapolem - kiedy tu panowali od XIV do XVIII w., miasto nazywało się Napoli di Romania. Dziś 15-tysięczne miasto z pięknym nadmorskim bulwarem, o zabytkowej zabudowie, pełne placów, starych domostw, restauracji, hoteli i pensjonatów, uchodzi za najbardziej elegancką miejscowość Grecji.
Wyobraźmy sobie niewielki skalny cypel wcinający się gwałtownie w wody Zatoki Argolidzkiej. U nasady góruje nad nim również skalista góra, dwa razy od niego wyższa. Na obu znajdują się mury wielkich fortec weneckich, potem tureckich - Palamidi i Its Kalé. Trzecia, Bourtzi sterczy na maleńkiej wyspie u wejścia do portu. Z potężnych ruin Palamidi rozciągają się cudne widoki. Pod nogami mamy całe Nafplion, błękitne i daleko ciągnące się wody Zatoki Argolidzkiej, a za nią i za plecami - góry Peloponezu. Stare miasto rozłożyło się malowniczo po północnej stronie cypla i wspina się po jego zboczach niemal pod mury Its Kalé. Blisko stąd do Myken, Epidauros, Argos, Trypolisu, można pojechać na dzień do Olimpii czy Koryntu, turystyczne statki pływają na Hydrę i inne wyspy Zatoki Argolidzkiej i Sarońskiej. Ale można też całymi dniami nigdzie się nie ruszać. Nafplion i okolice są tak piękne, że wystarczy tu być, cieszyć się nimi i odpoczywać.
Litr benzyny - 1-1,28 euro; dobrze rozwinięta sieć autobusowa, bilet z Aten do Nafplion - 11 euro w jedną stronę; dużo połączeń promowych i statków turystycznych; jednodniowy rejs z Pireusu do Wysp Sarońskich - 90 euro od osoby, w cenie obiad.
Bilety wstępu do miejsc antycznych i muzeów - 2-6 euro, ulgowe 2-3; wyjątki: Akropol - 12, Delfy i Olimpia - 9, Mykeny - 8; w poniedziałki większość muzeów jest zamknięta, ale nie dotyczy to Akropolu i innych starożytności Aten, Myken, Epidauros i in.
Nocleg w hotelu - 60-80 euro (trzy gwiazdki, Ateny), ok. 40-50 (dwie), 80-95 (cztery); podobne ceny w hotelikach i pensjonatach w Nafplion, na Eginie i Poros; najlepiej rezerwować telefonicznie, informacje: http://www.otel.com/hotels/greece.htm , http://www.myhotel.gr , http://www.gtahotels.com/countries/greece.htm
Kuchnia grecka jest prosta, zdrowa i bogata, często używa się czosnku, oliwy z oliwek, liści winorośli, warzyw, baraniny i ryb. Grecy cenią sery - najbardziej znane to feta (słony ser owczy lub owczo-kozi) - 2,50 euro, kopanisti (owczy ser o ostrym, pieprznym smaku) - 3, kasseri (twardy żółty) - 3.
Orientacyjne ceny kilku typowych potraw: tzatziki (jogurt z czosnkiem i ogórkiem) - 3,50, sałata grecka - 5,50, melitzana (sałatka z bakłażanów) - 3-4, saganaki (ser kasseri pokrojony w plastry i usmażony na oliwie, podany z cytryną) - 14, musaka (zapiekanka z mielonego mięsa, bakłażanów, ziemniaków i pomidorów) - 7, keftédes (kulki z mielonego mięsa) - 6, suvlaki (szaszłyki z mięsa z pomidorami, ogórkiem, cebulą i pikantnym sosem) - 9-12,50, paidákia (kotleciki baranie) - 8,50, taramosalata (pasta z solonej ikry, bułki tartej lub ziemniaków) - 4,50, gyros w picie - 6, grillowane ośmiornice -10,50, nadziewane kalmary - 13,50, grillowane ryby - 7, owoce morza - 17,50.
Jako aperitif pije się ouzo (wódka anyżowa) - 2-3, a do posiłku - wytrawne wino retsina - butelka 14 euro; latem popularna jest kawa frappé - 2-3,50; słodycze, np. jogurt z miodem i chałwa - po 3 euro. Ceny mogą być różne w różnych miejscach.
http://www.greece.pl/polski/index.htm