"Obserwator". Dom przy 657 Boulevard miał przerażającego "opiekuna". "To moja praca, życie i obsesja"

Oglądacie serial "Obserwator"? Thriller powstał na podstawie prawdziwych wydarzeń. Mieszkańcy domu przy 657 Boulevard w Westfield otrzymywali niepokojące listy od osoby, która informowała w nich, że bacznie przygląda się rodzinie.

Scenariusz serialu Ryana Murphy'ego z Naomi Watts i Bobbym Cannavale pt. "Obserwator" został oparty na prawdziwych wydarzeniach, które w 2018 roku zostały opisane przez "New York Magazine".

Zobacz wideo Gen. Koziej: Na Ukrainie są dwie wojny, zimna między Rosją a Zachodem i gorąca między Ukrainą a Rosją

W 2014 roku Derek i Maria Broaddus kupili w Westfield w New Jersey dom przy 657 Boulevard. Myśleli, że tutaj znajdą szczęście wraz z trójką dzieci. Tuż przed przeprowadzką dostali list:

"657 Boulevard był pod opieką mojej rodziny od dekad, a teraz, gdy będzie świętował swoje 110. urodziny, zostałem wybrany do obserwowania (…). Mój dziadek obserwował dom w latach 20., mój ojciec obserwował go w latach 60. Teraz moja kolej. Znacie historię tego domu? Wiecie, co znajduje się w jego ścianach? Dlaczego tu jesteście? (…). Czy wasz stary dom był za mały dla powiększającej się rodziny? Czy to chciwość przywiodła mi wasze dzieci? Kiedy już poznam ich imiona, wezwę je do siebie" – można było przeczytać w pierwszym liście.

Dwa tygodnie później małżeństwo otrzymało kolejny list. "Pracownicy byli zajęci, oglądałem, jak rozpakowujecie swoje rzeczy". Autor listu zdradził też, że znał imiona dzieci Broaddusów i nazwał ich "świeżą krwią". Zastanawiał się, czy rodzice pozwolą im się bawić w piwnicy. "A może są zbyt przerażone, by poszły tam same? Na ich miejscu byłbym bardzo przerażony. (…) Na górze nigdy nie usłyszycie ich krzyku" - pisał autor.

"Mijam wasz dom wiele razy. To moja praca, życie i obsesja" – dodawał.

Wystraszeni na dobre Broaddusowie przestali przywozić dzieci do nowego domu. "Obserwator" przysłał kolejną wiadomość i pytał, gdzie się podziały. 

"Rozejrzyjcie się dookoła"

Amerykanie zgłosili sprawę na policję, jednak stalkera nie złapano. Broaddusowie zdecydowali, że nie zamieszkają w domu, za który zapłacili 1,4 mln dolarów. Postanowili, że wystawią go na sprzedaż. Grali w otwarte karty z potencjalnymi nabywcami i nie ukrywali, że ktoś ich nęka. W 2016 roku ponownie wystawili dom na sprzedaż, obniżając cenę do 1,25 mln dolarów. Nikt nie chciał zamieszkać w domu z historią jak z thrillera.

Gdy zrezygnowanym Broaddusom wreszcie udało się wynająć dom i wprowadziła się do niego nowa rodzina – stalker się odezwał. 2,5 roku po wysłaniu pierwszego listu. "Zastanawiacie się, kim jest Obserwator? Rozejrzyjcie się dookoła, idioci. Może rozmawialiście ze mną, jednym z tak zwanych sąsiadów, który nie ma pojęcia, kim mógłby być Obserwator. A może wiecie, ale jesteście zbyt przerażeni, żeby powiedzieć o tym komukolwiek. Dobre posunięcie" - napisano w liście.

"The Time" informuje, że do nowych lokatorów przyszła kolejna wiadomość. W ostrzejszym tonie. Autor narzekał, że o sprawie zostały poinformowały media. Odgrażał się, że Derek i Maria za to zapłacą. "Może wypadek samochodowy, może pożar. Może coś tak prostego jak choroba, która nigdy nie ustaje i każdego dnia sprawia, że czujesz się źle. Dom wami wzgardził. A Obserwator wygrał" - pisał anonim.

Mimo agresywnego tonu listu rodzina wynajmująca dom nie wyprowadziła się. Poprosili o zamontowanie dodatkowych kamer monitoringu. A stalker po tych pogróżkach zamilkł.

To najprawdopodobniej kobieta

Sprawca do dzisiaj nie został złapany. Policja podejrzewała, że stoi za tym któryś z bliskich sąsiadów domu przy 657 Boulevard. Badania DNA z koperty wykazały, że jest to najprawdopodobniej kobieta. W sprawie jednak nigdy nikogo nie aresztowano.

"To jak rak. Myślimy o tym codziennie" - mówił w 2018 roku Derek w rozmowie z "New York Magazine".

Trzy lata temu udało im się wreszcie sprzedać dom za niespełna milion dolarów. Nowi właściciele żadnego listu od Obserwatora nie otrzymali.

"New York Magazine" informuje, że śledztwo w sprawie jest zawieszone. Choć nie ma żadnego podejrzanego, śledczy snują hipotezę, że to może być starsza kobieta, która mieszka przy tej samej ulicy. 

"Jedyną szansą na rozwiązanie zagadki jest obecnie przyznanie się do winy lub dopasowanie próbki DNA" - piszą dziennikarze amerykańskiej prasy.

Źródła: "The Time" / "The New York Magazine"

Więcej o: