Polska to nie tylko duże, cieszące się popularnością miasta. To także wiele mniejszych miejscowości, które potrafią zachwycić nie mniej niż te najsłynniejsze. Poprosiliśmy ich mieszkańców i osoby, dla których są to miasta rodzinne, by wam o nich opowiedziały. Tak powstał cykl "Stąd jestem", na którego kolejne odcinki zapraszamy was w sobotę co dwa tygodnie o godzinie 19.
NAZWA: Ćmielów
LOKALIZACJA: województwo świętokrzyskie
ISTNIEJE OD: 1505 roku
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Miasto położone w dolinie rzeki Kamiennej, dzięki znaczącym pokładom gliny i lessu, od wieków było ważnym ośrodkiem garncarstwa w regionie. Na terenie Ćmielowa znajduje się wpisana na listę UNESCO neolityczna osada na wzgórzu Gawroniec. Miejscowość rozsławiła ceramika, a tzw. figurki ćmielowskie trafiły do znamienitych osób na świecie. W Muzeum Żywej Porcelany można zobaczyć proces wytwarzania porcelany, a nawet wziąć udział w warsztatach. Niedawno na rynku stanęła tężnia solankowa.
***
Niewielkie miasteczko, w którym żyje ponad trzy tys. mieszkańców, słynie głównie z porcelany. Rok temu świętowano 231 lat marki Ćmielów. Ale to urokliwe miasteczko to nie tylko ceramika, choć to właśnie ona jest magnesem, który przyciąga turystów. Po swoim mieście oprowadzi nas Lena Płeszka, emerytowana nauczycielka, która od ponad 70 lat związana jest z Ćmielowem i miasto zna jak własną kieszeń.
– Porcelana to największa sprawa dla miasta. Cała Polska jadła na porcelanie z Ćmielowa, a ćmielowianom dawała chleb – zaczyna swą opowieść pani Lena. – Wszystko zaczęło się od Wojtasa, miejscowego garncarza, który skupił wokół siebie grupę rzemieślników i stworzył niewielką manufakturę produkującą wyroby gliniane i fajansowe. Za ojca założyciela fabryki wyrobów fajansowych uznaje się hrabiego Hiacynta Jacka Małachowskiego. Dzięki szerokim koneksjom rozsławił produkty ze swojej firmy. Dość powiedzieć, że z ćmielowskich wyrobów korzystał książę Józef Poniatowski.
Pierwszym punktem naszej wycieczki będzie Żywe Muzeum Porcelany działające przy manufakturze AS Ćmielów, która powstała na miejscu przedwojennej wytwórni Świt, produkującej porcelanę i galanterię porcelanową. Za inicjałami AS stoi obecny właściciel fabryki Adam Spała.
Żywe Muzeum Porcelany Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
– W muzeum możemy zwiedzić starą część manufaktury, a nawet wejść do ogromnego 22-metrowego, przedwojennego pieca do wypalania porcelany. Można tu podpatrzeć, jak powstają porcelanowe dzieła, a nawet, a może przede wszystkim wziąć udział w warsztatach i samodzielnie ozdobić figurkę ćmielowskiego kotka albo filiżankę czy własnoręcznie ulepić z masy porcelanowej różę. To niebywała gratka, że z muzeum można wyjść z filiżanką przez sobie zrobioną. Inna kwestia jest też taka, że na własne oczy można się przekonać, jak pracochłonny jest proces tworzenia różnych figurek. Niektóre powstają przez długie tygodnie – opowiada Płeszka. – I po pracach artystycznych, z własnoręcznie wykonanymi różami w rękach, można wyruszyć na zwiedzanie wystawy. Czekają tam na nas prawdziwe cacuszka i swego rodzaju podróż w czasie. Wyeksponowano fajansy z czasów hrabiego Małachowskiego, modernistyczne dzieła i współczesną porcelanę – słyszę od mojej rozmówczyni.
Wnętrze Żywego Muzeum Porcelany w Ćmielowie Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
Figurki, które można oglądać na wystawie Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
Swoją figurkę ma Agnieszka Radwańska, a pieski zdobią biurka wielu znamienitych osób. Barack Obama otrzymał figurkę portugalskiego psa wodnego, a George W. Bush teriera. W ćmielowskiej fabryce powstało również naczynie do picia yerba maty dla papieża Franciszka. Bo znakiem firmowym tej wytwórni są właśnie figurki ćmielowskie.
– A w 2013 roku wznowiono w fabryce produkcję wyjątkowej różowej porcelany – opowiada Płeszka. – To jeden z najbardziej luksusowych rodzajów porcelany. Technologię produkcji stworzył przedwojenny współwłaściciel ćmielowskiej fabryki porcelany Bronisław Kryński i był jedyną osobą, która wiedziała, jak ją wytwarzać. Kryński zginął podczas II wojny światowej w jednym z obozów koncentracyjnych i tajemnicę receptury zabrał ze sobą do grobu. Sądzono, że receptura przepadła na zawsze, aż do momentu, gdy córka Kryńskiego 70 lat później przekazała zapiski ojca. Okazało się, że poszukiwanym przez dziesięciolecia składnikiem, który pięknie barwi ten typ porcelany, jest złoto – opowiada ćmielowianka.
Jedna z figurek ćmielowskich Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
Założyciel fabryki hrabia Małachowski nie jest postacią jednowymiarową. Karierę polityczną zaczął bardzo wcześnie, bo w wieku 19-20 lat został już starostą i posłem. I choć był w obozie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, to jednocześnie sprzyjał Rosji. Nie jest tajemnicą, że współpracował z Rosjanami, był na liście Jakowa Bułhakowa, która zawierała nazwiska współpracujących z nim Polaków. To Małachowski miał wywierać presję na królu, aby przystąpił do Targowicy. Na profilu Podziemnej Trasy Turystycznej w Opatowie na Facebooku czytamy długą listę ciężkich zarzutów. "Targowiczanin, agent carycy, ubierający się 'po polsku', sarmacku, w kontuszu i żupanie, z szablą i podgoloną głową. W czasie insurekcji kościuszkowskiej wydano na niego wyrok śmierci, musiał ukrywać się w lasach swoich sandomierskich dóbr".
– Nie zapominajmy, że był też członkiem Komisji Edukacji Narodowej i nasze miasto naprawdę wiele mu zawdzięcza, choć do naszych czasów zachowały się różne anegdoty z jego udziałem – mówi pani Lena. – Hrabia kazał postawić na rynku beczkę okowity i ogłaszał, że mają się o nią bić chłopi. A sam siedział w karecie i śmiał się do rozpuku. I pewnego dnia jeden z nich mocno już podchmielony szedł i śpiewał: "Nie ma to jak nasz pan Małachowski Jacek, bo nam postawił w Ćmielowie jarmaczek". Hrabia kazał go zawołać, chłop przerażony, myślał, że czeka go kara, a ten pochwalił go za rymy i jeszcze dał mu nowe buty i sukmanę. Mówiło się też, dawał dzieciom złotówki, aby te zaniosły je swoim matkom. Hrabia wprowadził nie tylko jarmarki, lecz także odpusty na Matki Boskiej Zielnej, na św. Anny i św. Jadwigi.
Pochowano go w kaplicy cmentarnej, w którą uderzył piorun. Dziś nic z niej nie zostało. – Na murze cmentarnym wisi wprawdzie tablica nagrobna hrabiego, ale trudno tam dotrzeć. Stowarzyszenie Miłośników Historii Ćmielowa zabiega o ufundowanie tablicy pamiątkowej hrabiego, aby upamiętnić dobrodzieja ćmielowskiego – opowiada emerytowana nauczycielka.
Hrabia Jacek Małachowski Domena publiczna / pl.wikipedia.org
Idziemy na rynek. Miasta przed pożarami strzeże św. Florian, którego figura stanęła w centrum w 1704 roku, chwilę relaksu można znaleźć przy tężni solankowej, którą od niedawna mogą cieszyć się mieszkańcy, o waleczności i odwadze przodków przypomina Pomnik Bojowników o Niepodległość. Zostały na nim zamieszczone nazwiska ćmielowian, którzy brali udział w powstaniu.
– Tutaj koniecznie trzeba wspomnieć o księdzu Kacprze Kotkowskim, który pociągnął innych do walki o niepodległość. To on stanął na czele powstania styczniowego w 1863 roku w mieście. Krótko przebywał tutaj jeden z przywódców powstania Marian Langiewicz. Po upadku powstania miasto zostało dotkliwie ukarane. Odebrano mu prawa miejskie – zauważa Płeszka.
– Swój nieformalny, bezimienny pomnik ma również pewien mnich, który podczas powstania ukrywał się w lesie. Choć nie znamy jego tożsamości, o tym, że w ćmielowskim lesie wybrał schronienie, przypomina nazwa polany: Mniszka. A pod progiem kapliczki Zamkowej spoczywa ponoć ciało emisariusza kościuszkowskiego. Jechał z Bałtowa do Patowa, w którym mieścił się sztab główny i niestety dorwali go Kozacy – sypie legendami jak z rękawa pani Lena.
Zastanawiam się, skąd nazwa? Moja rozmówczyni nie trzyma mnie długo w niepewności. – Są różne teorie na ten temat. Kiedyś miasto nazywało się Szydłów, ale po tym, gdy Szydłowieccy rozbudowali miasto Szydłowiec, podjęli decyzję o zmianie nazwy na Trzmielów. Inne źródła mówią o tym, że kiedyś na terenie Ćmielowa uprawiano chmiel, warzono więc tu piwo, nawet istniały tu browary. Nawet zamek szydłowiecki służył tu przez pewien czas jako browar. I z Chmielowa wyłoniła się nazwa Ćmielów.
Dziś po zamku zostały ruiny, kto by pomyślał, że miał sławę niezdobytego. Tę okazałą warownię w XVI wieku w rozlewiskach Doliny Kamiennej wybudował Krzysztof Szydłowiecki.
Kto wie, gdyby nie fortel wojsk szwedzkich, może by przetrwał do naszych czasów? – Był jednym z niewielu zamków nizinnych, a ponieważ został wybudowany w rozwidleniu rzeki Kamiennej, był solidną warownią, która długo opierała się najazdom nieprzyjaciół. Zachwycał się nią kronikarz Bartosiewicz i podkreślał, że była to piękna budowla gotycko-renesansowa – ozdobiona kwadratową wieżą z gankami, której wnętrza zdobiły efektowne ścienne malowidła – informuje pani Lena.
Ruiny zamku w Ćmielowie Jakub Hałun / pl.wikipedia.org / CC BY-SA 3.0
Zamek niestety zdobyto podstępem. – Gościnność staropolska od zawsze była znana. W czasie wojny szwedzkiej pod twierdzę podjechały sanie pełne weselników. Polacy pomyśleli, że byłby to dyshonor nie wpuścić do środka pary młodej i jej gości. Niestety to był wielki błąd, bo gdy tylko weselnicy przekroczyli bramy warowni, szybko okazało się, że to byli rajtarzy szwedzcy w przebraniu. Zaskoczyli zebranych, obrabowali rezydencję, mieszkańców wymordowali, a kaplicę wysadzili w powietrze. Przemarsz wojsk Rakoczego i wojsk szwedzkich dokończył zniszczenie – wyjaśnia emerytowana nauczycielka.
Z zamkiem związana jest również inna legenda. – Ponoć pod kaplicą jest wejście do podziemi, które ciągną się dwa kilometry i wiodą do Podgrodzia, warowni jeszcze starszej od ćmielowskiej, bo pochodzącej z XIV w. Nigdy jej nie ukończono i ma złą sławę. Ludzie bajali, że miejsce to wybrali sobie rozbójnicy na kryjówkę. I być może jest coś na rzeczy, bo gdy archeolodzy w 1975 roku przeprowadzali tam badania, znaleźli różne przedmioty, które wskazywałyby na to, że część zamku podgrodzkiego była zamieszkała. Ponieważ ruiny zbójnickiego zameczku sąsiadują z wapiennymi skałami, dziś miejsce to porównuje się do "Małego Ojcowa" – zauważa ćmielowianka.
Ruiny zamku w Ćmielowie Jakub Hałun / pl.wikipedia.org / CC BY-SA 3.0
Choć po dawnej rezydencji Szydłowieckich w Ćmielowie pozostały ruiny, nie znaczy to, że nie toczy się tam życie. Na początku lipca warownia została zdobyta przez poetów. Pod osłoną nocy w blasku świec, reflektorów i unoszącego się dymu czytali swoje wiersze: Leszek Gorlicki, Justyna Barańska, Grzegorz Chlebny twarzący pod pseudonim Manuel del Kiro, Barbara Kowalczyk-Bernat czy Piotr Wójtowicz. Wydarzenie "Poezja na zamku" cieszy się dużym zainteresowaniem wśród ćmielowian.
– Lubię twórczość Piotra Dunina, mojego szkolnego kolegi. Ale nie ukrywam, że gdy słucham poezji naszych ćmielowskich poetów o dzieciństwie, miejscach, których nie ma i naszych dniach młodości, to często mam łzy w oczach ze wzruszenia – zdradza moja rozmówczyni.
– Ćmielów to też krzemień pasiasty, który wydobywany był na pobliskich wzgórzach Gawroniec. Chłopi, którzy orali na pobliskich polach, często wykopywali różne przedmioty z krzemienia, z których tworzono różne narzędzia – informuje pani Lena.
Mieściła się tutaj neolityczna osada, która została wpisana na listę UNESCO jako część obszaru pod nazwą "Krzemionkowski region pradziejowego górnictwa krzemienia pasiastego". Poza terenami, gdzie swoje osady mieli górnicy w Gawrońcu, trzeba wymienić główne pole górnicze w Krzemionkach oraz dwa mniejsze pola górnicze, Borownia i Korycizna. Teren wpisany na listę światowego dziedzictwa obejmuje powierzchnię 349,2 ha.
Na wzgórzu Gawroniec spotkały się też armie księcia Siedmiogrodu Jerzego II Rakoczego oraz Karola X Gustawa, które rozpoczęło trzecią fazę Potopu Szwedzkiego. Dziś przypomina o tym spotkaniu kamień, który znajduje się na terenie fabryki AS.
Spotkanie, które odbyło się 12 kwietnia 1657 roku pod Ćmielowem, armii Jerzego II Rakoczego oraz Karola X Gustawa, które rozpoczęło trzecią fazę Potopu Szwedzkiego Domena publiczna / pl.wikipedia.org
Pani Lena zabiera mnie jeszcze do lasu o nazwie Lisiny. – To tutaj ojciec polskiej paleobotaniki i jeden z pionierów ruchu ochrony przyrody w Polsce Marian Raciborski dokonał swoich pierwszych odkryć. Potem prowadził swoje badania na Sumatrze – dodaje.
Po dawce historii czas na relaks. Topiołki są świetnym miejscem, gdzie można zregenerować siły.
– U mnie w domu mówiło się Topiałki, od pewnego czasu obowiązuje nowa nazwa. Pamiętam jeszcze czasy, gdy na brzegu skarpy posadzono las, zbiornik wodny był drugorzędną sprawą, a teraz jest na odwrót. Można tu łowić ryby, uprawiać nordic walking, zrobić grilla z przyjaciółmi – mówi ćmielowianka.
Topiołki archiwum gminy Ćmielów
Można też wsiąść na rower i ruszyć do lasu, drogą do Rudy. Jeśli będziemy mieli szczęście, będziemy mogli zobaczyć łosie i czaple. – A kiedyś zbierałam w nim z babcią kurze nogi, kurki, czyli pieprznik jadalny. Nasz region słynął z pierogów z kurzymi nogami. Teraz niestety rzadko już się je przyrządza, bo w naszych lasach już nie można ich znaleźć. Chyba że ktoś zatęskni za tym smakiem i z kupnych kurek przygotuje sobie potrawę z lat młodości. Wciąż pozostaje żywa tradycja swojskich wyrobów. Takiej kaszanki i kiełbasy to nie ma chyba nigdzie na świecie – śmieje się moja rozmówczyni.
Uważasz, że twoja miejscowość powinna znaleźć się w naszym cyklu i chcesz o niej opowiedzieć? A może znasz kogoś, kto chętnie podzieli się z nami opowieścią o miejscu, z którego pochodzi? Napisz do nas na adres podroze@agora.pl.
Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Stąd jestem". Znajdziesz je tutaj