Wyjeżdżamy do Efezu z Fethiye na południowo-zachodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego. W drodze Ahmet, nasz przewodnik, opowiada, że wiele nadmorskich hoteli należy do kobiet, bo ojcowie, dzieląc ziemię, synom dawali żyźniejsze tereny, a córkom ugór, który dziś stał się żyłą złota. Butelki na dachach wiejskich domów to znak, że mieszka tu panna na wydaniu. Ahmet opowiada też o chowaniu zmarłych owijanych tylko w płótno, o obrzezaniu, któremu poddaje się chłopców w wieku 2-12 lat i o ramadanie, muzułmańskim poście...
Wasze relacje i zdjęcia z Turcji w serwisie Kolumber.pl
Ciepło czy gorąco? Sprawdź w serwisie pogoda.gazeta.pl
Mijamy niekończące się plantacje oliwek, fig i bawełny w rozległych dolinach zamkniętych imponującymi górami. Przed miastem Selcuk wspinamy się krętą ścieżką do Meryemana. Podobno właśnie tutaj, na zboczu góry, kilka kilometrów od Efezu, ostatnie lata życia spędziła matka Jezusa. Skąd te przypuszczenia? Św. Jan przybył do Efezu w połowie I w., prawdopodobnie z Marią, którą Jezus powierzył jego opiece. Ponoć wieśniacy od wieków przychodzili się modlić właśnie tu, gdzie miała zasnąć Matka Boska.
Dla legendy najistotniejsze okazały się objawienia niemieckiej zakonnicy Katherine Emmerich żyjącej w XIX w. Choć nigdy tu nie była, dokładnie opisała dom Matki Boskiej - kierując się jej wskazówkami odkryto na wzgórzu jego fundamenty. Uznane za ślady prawdopodobnego miejsca pobytu Marii, oficjalnie potwierdzone przez Kościół, stały się celem wycieczek.
Dziś stoi na tych fundamentach skromna kapliczka, a poniżej mur z tysiącami skrawków materiału i papieru, które turyści przywiązują do ściany - to "spełniacze życzeń". Koniecznie trzeba też spróbować wody z trzech ujęć: zdrowia, szczęścia i płodności.
W pobliżu mijamy grotę Siedmiu Śpiących Braci - tu na początku naszej ery skryło się siedmiu młodych chrześcijan z Efezu, uciekając przed prześladowaniami. Legenda mówi, że zamurowani żywcem przez Rzymian obudzili się po 200 latach, kiedy trzęsienie ziemi odsłoniło wejście.
Jednak wszystkie te historie bledną przy Efezie. O najgorętszej porze dnia (ani kawałka cienia!) stajemy u wejścia do najlepiej zachowanego antycznego miasta we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Choć przetrwały głównie budowle Rzymian, Efez jest jak przekładaniec, kryje warstwy cywilizacji greckiej, perskiej, rzymskiej, tureckiej.
Ponoć tu osiadł syn króla Aten, któremu wyrocznia dała wskazówkę: "ryba i dzik". To właśnie tutaj ryba spadła w ogień, od którego zajęły się krzaki, a z nich wyskoczył dzik. Stał się symbolem miasta, którego początki sięgają 1000 r. p.n.e, kiedy osiedli tu Grecy. Jego złoty okres przypada na VI w. p.n.e. - był prosperującym portem i ważnym ośrodkiem handlowym, stał tu jeden z siedmiu cudów świata - Artemizjon. Dziś ze wspaniałej świątyni Artemidy, bogini łowów, pozostała tylko kolumna. Budowlę kilkakrotnie większą od ateńskiego Partenonu, z okazałym posągiem bogini i setką kolumn wysokich na prawie 20 m, w 356 p.n.e. podpalił szewc Herostrates, by zyskać sławę.
Efez był ważnym ośrodkiem wczesnego chrześcijaństwa: działał tu Jan Ewangelista, dwa lata spędził św. Paweł (stąd jego list do Efezjan). Podobno tutejszy złotnik podburzał ludzi przeciwko niemu - obawiał się, że nawróceni przestaną kupować srebrne miniaturki Artemizjonu, które wyrabiał.
W połowie VI w. p.n.e. miasto podbili Persowie, w IV przeszło pod panowanie
Aleksandra Wielkiego, a w I w. n.e. zajęli je Rzymianie. Z 250. tys. mieszkańców było metropolią i stolicą rzymskiej Azji Mniejszej - do VII w., gdy nanosząca muł rzeka wypchnęła morze kilka kilometrów dalej i port przestał istnieć.
Miasto jest zachowane w stopniu, który łatwo pozwala wyobrazić sobie, jak żyli tu Rzymianie. Zaraz za kasą wchodzimy na górną agorę, centrum administracyjne, służące publicznym debatom i przemówieniom. Zadaszony odeon naprzeciw gromadził artystów, tu zbierała się też rada miasta. Niżej łaźnia z salą zimną, letnią i ciepłą. Spływająca stąd woda wypłukiwała nieczystości z położonych niżej eleganckich latryn (z mozaikowym basenem pośrodku i rzędem otworów w marmurowej ławie).
Miasto przecinają trzy główne drogi: Arkadyjska, Marmurowa i Kuretów (efescy kapłani). Marmurowa, wciąż ze znakomitą nawierzchnią, wiodła od świątyni Hadriana, z dobrze zachowanym portykiem, do teatru z I w. n.e, który mieścił nawet 25 tys. widzów (nadal urządza się tu koncerty). Spotykamy na niej wyrytą stopę, twarz kobiety, serce i krzyżyk - znak, że na najbliższej krzyżówce znajdował się dom publiczny (znaleziono tu figurkę Priapa, bożka urodzaju i płodności). Pierwsze z dwu pięter zachowało się całkiem dobrze - na ścianach freski, na podłogach mozaiki.
Niedaleko stąd do wzniesionej w 114 r. biblioteki Gajusza Juliusza Celsusa, gubernatora tej rzymskiej prowincji (spoczywa w krypcie pod budynkiem). Była to największa antyczna biblioteka, po Aleksandrii i Pergamonie. 12 tys. zwojów papirusu przechowywano w specjalnych niszach, a przed wilgocią i zmianami temperatury chroniła je - jak w termosie - pusta przestrzeń (o szerokości metra) między ścianą zewnętrzną a wewnętrzną. Fasadę zdobią korynckie kolumny oraz rzeźby kobiet uosabiających mądrość, dzielność, myśl i wiedzę (kopie, oryginały w Ephesos Muzeum w Wiedniu).
Dalej rzędy kolumn tworzyły kwadrat o ponadstumetrowym boku - to agora handlowa. Jest też gimnazjon do uprawiania ćwiczeń fizycznych, stadion, łaźnie portowe, nimfeum. Wszędzie olśniewa biały marmur.
"Jedyną harmonią, która daje duszy spokój doskonały, jest harmonia dorycka" - przytacza Arystotelesa Zbigniew Herbert w "Barbarzyńcy w ogrodzie". W Efezie wypatrzyłam trzy porządki architektoniczne: w fontannie obok teatru - joński, w Bramie Hadriana - dorycki, a w jego świątyni - koryncki.
W sąsiedztwie tych wspaniałości leży malownicze wzgórze Pion (to w nim spało siedmiu chrześcijan), więc jest dokładnie jak u Herberta: "Brały one [budowle sakralne] w siebie linie górskiego pejzażu, który je uskrzydlał".
Teraz pora na założony przez króla Pergamona w II w. p.n.e. Hierapolis, znany ośrodek leczniczy. Po wspaniałościach Efezu tutejszy teatr czy nekropolia nie robią jednak aż takiego wrażenia. Bardziej intryguje mnie niepozorny kawałek muru - resztki wyroczni w świątyni Apolla. Jak kapłani wytrzymywali nad śmiertelnym źródłem Plutonium, zwanym tak od boga podziemi, Plutona (z jaskini wydobywał się dwutlenek węgla)?. Ponoć znakomicie wyćwiczyli wstrzymywanie i spowalnianie oddechu. Wpuszczali do wyroczni zwierzęta, które padały martwe w trujących oparach, a sami wychodzili bez szwanku - to wystarczyło, by udowodnić śmiertelnikom swoją wyższość.
Rzymianie udawali się do Hierapolis na kuracje. Dziś w basenach z zatopionymi marmurowymi kolumnami moczą się turyści (wstęp kilka euro). Miło jest poleżeć w ciepłych wodach w otoczeniu oleandrów, ale pływać się zanadto nie da - zbyt wielu jest kąpiących się i zbyt wiele kolumn leży w wodzie.
Starożytni, mocno wierząc w lecznicze właściwości term, ulokowali uzdrowisko Hierapolis powyżej wapiennych tarasów Pamukkale. Tutejsze wody termalne wybijają w kilku miejscach, opadając łagodnymi szerokimi strugami. Wytrącający się węglan wapnia uformował schodzące kaskadami białe tarasy. W płytkich mlecznych nieckach wypełnionych wodą odbija się lazurowe niebo. Z daleka Pamukkale wygląda, jakby ktoś przeciągnął białą farbą po zielonoszarych wzgórzach. Albo - niczym Christo - okrył je białym płótnem. Zresztą legenda mówi, że giganci suszyli tu bawełnę - stąd nazwa Pamukkale, Bawełniany Zamek.
Ponoć tutaj Selene zeszła na ziemię, by spotkać się z urodziwym pasterzem. Ten rozmarzył się w ramionach księżycowej bogini tak bardzo, że zapomniał wydoić krowę. Mleko rozlało się, tworząc księżycowy krajobraz. Rzeczywiście Pamukkale wygląda niesamowicie, jak zastygła biała lawa. Warto tu przyjechać, nie zrażając się tłumami, które brodzą po tarasach i polegują w wapiennych nieckach. Nie przeoczmy też Muzeum Pamukkale w dawnych rzymskich łaźniach. W przyjemnie chłodnym pomieszczeniu śpią w półmroku marmurowe kobiety, gladiatorzy, lwy z sarkofagów i meduza o błędnym spojrzeniu.