Tekst pochodzi z najnowszego numeru magazynu
Do nepalskiego Everest Base Camp dojechać się nie da. Teoretycznie można byłoby dolecieć helikopterem, ale jeśli bez aklimatyzacji wylądujemy na 5300 m n.p.m. (na takiej wysokości jest baza) mamy niemal gwarantowaną ostrą chorobę wysokościową. Jedyna rada to zapakować plecak i po prostu do tego miejsca dojść. Zajmuje to przeciętnie 8 dni, bo po drodze trzeba stosować się do zasad aklimatyzacji: co kilka dni spędzać dwie noce w tym samym miejscu, nie pokonywać w ciągu jednego dnia więcej niż 400 m w pionie, a w międzyczasie przyjmować minimum 4-5 l płynów dziennie.
Lukla/ Fot. Shutterstock
Początkiem wędrówki jest Lukla - położona na wysokości ponad 2800 m n.p.m. wioska, do której dolatuje się małym samolotem pełniącym funkcję powietrznej taksówki. Znajdujące się na skalnej półce lotnisko, z jednej strony ograniczone przepaścią, z drugiej - skalną ścianą, zaliczane jest do najbardziej niebezpiecznych na świecie.
Kolejne dni to stopniowe nabieranie wysokości. Początkowo są jeszcze zielone doliny, tarasowate poletka, no i lasy, wiosną kolorowe od kwitnących nawet na wysokości 4 tys. m drzewiastych rododendronów. Atrakcją jest pokonywanie spektakularnych mostów obwieszonych kolorowymi chorągiewkami modlitewnymi i mijanie się z karawanami objuczonych jaków, którym rzecz jasna lepiej ustępować (w statystykach wypadków jedną z czołowych pozycji zajmują właśnie osoby poturbowane przez rozjuszone jaki). Nie wszystko jednak da się przetransportować na grzbietach zwierząt - pewne ładunki może wziąć na swoje barki tylko człowiek. To, co wnoszą tragarze (niekoniecznie muszą to być Szerpowie), budzi podziw i szacunek. Bagaż turystów i wspinaczy to tylko tego niewielka część - większość to rzeczy potrzebne miejscowym. Nieduzi posturą ludzie (kobiety również) dźwigają nie tylko żywność, lecz także materiały konstrukcyjne do budowy (jeden ze spotkanych przeze mnie chłopców tachał belki o ciężarze 125 kg!), zaopatrzenie sklepów czy wyposażenie domów (telewizor, lodówkę, meble - wszystko trzeba wnieść).
Tragarze/ Fot. Shutterstock Tragarze/ Fot. Shutterstock Tragarze/ Fot. Shutterstock
Największą miejscowością w drodze do stóp Everestu jest Namcze Bazar - stolica Szerpów . Ich tradycyjnych domów teraz już tu niemal nie ma. To, co wyrasta na przypominających naturalny amfiteatr wzgórzach, to nastawione na turystów hoteliki, knajpki i sklepy, w których Szerpów faktycznie spotkamy, ale w charakterze... biznesmenów. Wystarczy jednak przejść się do którejś z wiosek oddalonych od głównego szlaku i komercja znika. A i wszechobecne pozdrowienie namaste jest bardziej szczere.
Im wyżej, tym roślinność bardziej się przerzedza. Zaczyna dominować kamienista pustynia. Ośnieżone na wierzchołkach góry zapierają dech - zwłaszcza przepiękny szczyt Ama Dablam , wcale nie taki wysoki (6856 m n.p.m.), ale uznawany za jedną z najpiękniejszych gór świata. Albo widniejąca w dali południowa ściana Lhotse (8516 m n.p.m.). To właśnie tam w 1989 r. zginął Jerzy Kukuczka , a wcześniej jeszcze inni polscy wspinacze, których upamiętania symboliczny czortem koło wioski Chukhung (nieco z boku głównego szlaku). Czortenów , czyli kamiennych kapliczek ku czci tych, którzy górom poświęcili życie, jest w tym rejonie całkiem sporo. Najwięcej na przełęczy ponad wioską Dughla i tuż za ostatnią na szlaku osadą - Gorak Shep . Z kolei w wiosce Pheriche postawiono przypominający górę niewielki pomnik, na którym wygrawerowano nazwiska wszystkich, którzy zginęli na Evereście - wśród ponad 250 osób jest też siedmiu Polaków.
Base camp/ Fot. Shutterstock Base camp/ Fot. Shutterstock Base camp/ Fot. Shutterstock
Ostatni etap trasy - dojście do bazy pod Everestem - może sprawiać już całkiem spore trudności. Nie dlatego jednak, że jest stromo - w sumie nie jest. Problemem jest wysokość (dlatego tak istotna jest dobra aklimatyzacja). Zazwyczaj dochodzi się do wielkiego głazu w punkcie widokowym na Base Camp . Jeśli chcemy zobaczyć obóz pełen kolorowych namiotów, musimy się tam zjawić w kwietniu lub maju - w innych okresach zastaniemy szare, puste lodowe pole. Jednak nawet wtedy jest powód do satysfakcji.
I nie bądźmy rozczarowani, że z bazy... nie widać Everestu. Aby ujrzeć najwyższą górę świata, trzeba wejść na Kala Pattar , kamienisty, niewymagający żadnego sprzętu szczyt o wysokości 5550 m n.p.m. Wiele ekip wybiera się tam na wschód albo zachód słońca, choć ważniejsze od pory dnia jest to, żeby nie było chmur. I właśnie tam, patrząc na czarny stożek, dla którego tyle dni się męczyliśmy, nie będziemy mieć już wątpliwości, że było warto. I może zaczniemy myśleć o kolejnych górskich wyprawach?
Nepal (Federalna Demokratyczna Republika Nepalu)
Powierzchnia: 140 tys. km2
Ludność: 30,5 mln mieszkańców
Religia: hinduizm (80,7 proc.) i buddyzm (10,3 proc.)
Język urzędowy: nepalski
Waluta: rupia nepalska (NPR); 100 NPR to 3,18 zł
Termin wyjazdu trzeba dostosować do tego, co chcemy w Nepalu zobaczyć. W dolinach i na nizinach najbardziej uniwersalna jest pora od października do maja, podczas gdy na trekking dobre są wiosna i jesień. W przypadku wspinaczki termin przyjazdu zależy od tego, którą górę zamierzamy zdobywać: czas na wyprawy na Mount Everest to okres kwiecień-maj, ale już na innej słynnej górze - Ama Dablam - największa skuteczność wejść przypada na jesień. Od końca maja do września jest pora monsunowa, kiedy to leje deszcz. Jest on kłopotliwy głównie dlatego, że ze względu na osuwiska zboczy i rozmyte drogi w wiele miejsc się nie dostaniemy, a na szlakach mamy pewne błoto.
Za bilet z Warszawy do Katmandu i z powrotem (z jedną przesiadką) musimy zapłacić od 2,8 tys. zł . Linie, które mają aktualnie najwięcej atrakcyjnych ofert, to Qatar Airways , Air India (oraz również indyjskie Jet Airways ), Turkish Airlines czy Austrian Airlines .
Aby wjechać do Nepalu, potrzebujemy wizę. Można ją uzyskać w ambasadzie tego kraju (najbliższa w Berlinie) albo po wylądowaniu w Katmandu. Za wizę na 2 tygodnie zapłacimy 25$ , na 30 dni - 40$ , na 90 dni - 100$ Uwaga: do wizy potrzebne jest zdjęcie!
W miejscowościach takich jak Pokhara czy Katmandu z wymianą nie ma problemu - kantorów jest mnóstwo. Zresztą w tamtejszych sklepach, hotelach czy biurach turystycznych bez problemu można płacić dolarami (czasem też innymi walutami). Na prowincji, w miejscach mniej znanych turystycznie, trzeba mieć zapas rupii nepalskich. Na karty płatnicze raczej nie liczmy - z uwagi na częste wyłączenia prądu terminale bywają nieczynne.
W większości hoteli można negocjować ceny, znacznie schodząc z tego, co jest podane na wywieszonej w recepcji tablicy. Jeśli jesteśmy już na miejscu, warto przed zapłaceniem sprawdzić pokój (czy jest czysto, czy pali się światło, czy jest ciepła woda). W Katmandu najtańsze pokoje o całkiem przyzwoitym standardzie (z pościelą i łazienką) to wydatek kilku dolarów. W górach często stosowany jest system, że sam pokój jest bardzo tani, ale musimy w danym hotelu wykupić wyżywienie, które ma odpowiedni narzut.
W Nepalu można wynająć samochód, ale ze względu na zły stan dróg, ich słabe oznakowanie oraz szalonych kierowców nie jest to polecane. Zresztą przejechanie się lokalnym autobusem to przygoda sama w sobie. Standard jest adekwatny do ceny (czyli niski), ale za to mamy okazję obserwowania ludzi. Na nieco dalszych trasach (np. z Katmandu do Pokhary) warto też zastanowić się nad samolotami.
Główne niebezpieczeństwa to kieszonkowcy, wypadki drogowe i samolotowe oraz choroby (głównie zatrucia będące efektem picia nieczystej wody, ale też denga czy - w dżungli - malaria). Wybierając się na wyprawę trekkingową czy wspinaczkową, trzeba pamiętać o zagrożeniach typowo górskich (choroba wysokościowa, szczeliny w lodowcach, lawiny etc.).
Wycieczki do Nepalu w ofertach polskich biur podróży są już dość popularne (mają je m.in. Prestige Holidays & Tours, Terra Incognita czy Rainbow Tours), przy czym są to programy albo z nastawieniem tylko na Nepal, albo w połączeniu z Indiami. Ich plusem jest to, że nie martwimy się o logistykę, a zaoszczędzony zwłaszcza na transporcie czas sprawi, że zobaczymy więcej. Poza tym, mając do dyspozycji nepalskiego przewodnika i polskiego pilota, będziemy mieli informacje na temat tego, co zwiedzamy. Inna opcja - polecana zwłaszcza przy organizacji wypraw w góry - to wykupienie pakietu w nepalskim biurze.
Nepal jest krajem bardzo łatwym do samodzielnego podróżowania - ludzie są mili, ceny niskie, można dogadać się po angielsku, w miejscach turystycznych łatwo o noclegi i z transportem też nie ma problemów. Na każdym kroku spotyka się również innych podróżujących na własną rękę, tak więc zawsze można wymienić się informacjami, radami czy sugestiami. Jeśli będziemy potrzebowali pomocy (np. w załatwieniu czegoś czy poniesieniu bagażu), na pewno znajdą się chętni, którzy za niewielką opłatą zrobią to, o co poprosimy. Niewątpliwie dadzą sobie radę w Nepalu nawet mało doświadczeni podróżnicy.