– Często teraz słyszę. Jesteś z Polski, prawda? Dobrzy z was ludzie. Przyjmujecie uchodźców pod swój dach. Jesteście prawdziwymi bohaterami – mówi Amadeusz Fornalik, który na Tajwanie mieszka od dziewięciu lat.
Republika Chińska – tak brzmi oficjalna nazwa Tajwanu, górzystej wyspy, wielkości Wielkopolski lub Holandii, której brzegi oblewa z jednej strony Morze Południowochińskie, a z drugiej Ocean Spokojny. Znawcy mówią, że choć tajwańska demokracja ma nieco ponad 30 lat, to jest przykładem udanej transformacji. W Formozie (nieoficjalna nazwa Tajwanu) władzę sprawuje demokratyczny rząd, co cztery lata wybierany jest prezydent i panuje ustrój kapitalistyczny, a dzięki inwestycjom zagranicznym oraz pomocy publicznej Tajwan z kraju rolniczego przeobraził się w światowego lidera w produkcji elektroniki i półprzewodników. Cieniem na przyszłości kraju kładą się skomplikowane relacje z potężnym sąsiadem, który uznaje wyspę za zbuntowaną prowincję, a przywódca Chin Xi Jinping co roku podkreśla, że najważniejszym celem polityki jego rządu jest doprowadzenie do integracji. Dla chińskich komunistów uzyskanie kontroli nad Tajwanem stało się sprawą honoru.
Liberalizacja Tajwanu zaczęła się od 1949 roku. Wtedy to Mao Zedong wygrał wojnę domową w Chinach kontynentalnych, a na wyspie schronił się prezydent Czang Kaj-Szek, który nadal sprawował rządy nad Państwem Środka, nie uznając komunistycznej władzy i vice versa. Co ciekawe, to właśnie on reprezentował Chiny w ONZ aż do 1971 roku. Dziś niepodległość Tajwanu uznaje jedynie 15 państw. Parlament Chińskiej Republiki Ludowej uchwalił natomiast w 2005 roku ustawę antysecesyjną, która zakłada użycie siły, gdy Tajwan ogłosi niepodległość.
– Gdy Rosja nękana sankcjami gospodarczymi stworzyła listę nieprzyjaznych krajów i umieściła na niej Tajwan, wtedy wielu Tajwańczyków zareagowało z dumą: "Rosjanie uznają jednak Tajwan za państwo. Ciekawe, co na to wasi koledzy z Chin" – wielu żartowało. "To jest lista krajów i terytoriów" – ktoś ripostował. "Tak, tak. Terytoria" – z przekąsem odpowiadał wtedy Tajwańczyk – mówi Amadeusz Fornalik, który od ponad dziewięciu lat mieszka w Kaohsiung na południu Tajwanu.
– Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę w internecie pojawiły się komunikaty: "Dziś Ukraina, jutro Tajwan!". Polacy mieszkający w stolicy nie poprzestali tylko na aktywności w mediach społecznościowych. Już w sobotę 26 lutego, pod biurem rosyjskim w Tajpej odbył się pierwszy antywojenny protest – relacjonuje Michał Golla, który w Tajpej, stolicy Tajwanu mieszka od czterech lat.
– Pod biurem rosyjskim? – dopytuję.
– Tak. – zapewnia Michał Golla. – Przypominam, że Tajwan nie jest uznawany na arenie międzynarodowej jako państwo, nie ma więc w nim ambasad. Polskiej ambasady też tu nie znajdziesz, jest za to Polskie Biuro w Tajpej – tłumaczy Michał. – Przesadą jest stwierdzenie, że tylko Polacy protestowali przeciw inwazji na Ukrainie. W manifestacji wzięli też udział Ukraińcy, Litwini czy Rosjanie.
Ten pierwszy protest zapoczątkował nowy trend. Codziennie od niedzieli, 27 lutego, w godzinach 15-17 w centrum Tajpej od kilka tygodni odbywają się demonstracje skierowane przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainę.
– 6 marca, na Placu Wolności w Tajpej odbyła się duża manifestacja, w której wzięli udział przedstawiciele rządu, dwóch największych partii, DPP i KMT, a także mniejszości ukraińskiej, rosyjskiej, litewskiej oraz polskiej. 13 marca w przemarszu na rzecz pomocy Ukraińcom wzięło udział ok. 2 tys. ludzi – relacjonuje Golla. – Nasze działania poparło tajwańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych MOFA, które otworzyło specjalne konta, na które zarówno osoby prywatne, jak i organizacje, firmy i instytucje mogą wpłacać pieniądze na rzecz uchodźców z Ukrainy. Do 31 marca zebrano 21 mln dolarów amerykańskich.
– Tak duży sukces zawdzięczamy zaangażowaniu prezydent Tajwanu Tsai Ing-Wen czy burmistrza Tajpej Ko-Wen Je. Na swoich kontach w mediach społecznościowych publikowali materiały promujące zbiórkę, angażowali się w różne działania charytatywne na rzecz Ukrainy – mówi Michał.
Prezydent Tsai Ing-wen, wiceprezydent i premier zrobili też coś więcej. Przekazali po jednej miesięcznej pensji na rzecz uchodźców. Rząd dostarczył także sprzęt medyczny na Ukrainę.
W stolicy na znak solidarności podświetlono wieżowiec Taipei 101 w narodowych barwach Ukrainy - niebieskim i żółtym. W Kaohsiung podobnie. Choć solidarność z atakowanym narodem Tajwańczycy potrafią okazać też w inny sposób.
– Gdy robiłem zakupy w sklepie monopolowym z importowanym alkoholem, zobaczyłem wielką plakietkę: To jest wódka z Ukrainy! Tę kupujcie! – śmieje się Amadeusz.
Tajwańczycy solidaryzują się z Ukraińcami, ale nie robią zapasów. Ani na północy, ani na południu kraju. – Jeśli już to mieszkańcy wieżowców kupują pożywienie na kilka dni, ale nie w obawie przed wojną, a trzęsieniami ziemi – dodaje Fornalik.
Ani Amadeusz, ani Michał nie słyszał o poborze do wojska wśród tajwańskich przyjaciół. Gdy tymczasem zagraniczne media informują o planach tajwańskiego ministra obrony Chiu Kuo-cheng o wydłużeniu służby wojskowej. Obecnie mężczyźni powyżej 18. roku życia muszą odbyć jedynie czteromiesięczne szkolenie wojskowe. To poważna zmiana polityki obronnej, w ostatnich latach służba wojskowa była coraz bardziej skracana.
Gdyby jednak doszło do konfliktu zbrojnego, to choć armia tajwańska składa się z ok. 170 tys. zawodowych żołnierzy, to według aktualnego Globalnego Wskaźnika Siły Ogniowej (Global Firepower Index) Tajwan w rezerwie ma do dyspozycji 1,5 miliona ochotników. Chińska armia liczy ok. dwóch mln żołnierzy.
– Weźmy pod uwagę, że w przeciwieństwie do armii rosyjskiej, która przechodziła testy bojowe w Czeczenii, Afganistanie czy w Gruzji, to armia chińska ostatnie poważniejsze starcie z przeciwnikiem zaliczyła na przełomie lutego i marca 1979 roku, doznając sromotnej porażki z Wietnamem. Zaprezentowano to jako wygraną, ale faktem jest, że w bezpośrednich działaniach zginęła jedna trzecia chińskiej armii interwencyjnej, czyli ok. 20 tys. ludzi, a następnych 20 tys. się nie doliczono. Do strat tych doszło podczas nie starcia z elitarną grupą bojową, a zwykłą obroną terytorialną – tłumaczy w rozmowie z Gazeta.pl prof. Jerzy Bayer z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
J. Michael Cole, Kanadyjczyk, który pracował dla kanadyjskiej służby wywiadowczej Canadian Security Intelligence Service i mieszka na Tajwanie od około 16 lat, zauważył w „Bildzie", że Tajwańczycy w reakcji na wybuch wojny w Ukrainie są gotowi do obrony i stawiliby zdecydowany opór Chińczykom. "Tajwan jest wyspą. Dla Tajwańczyków, w przypadku inwazji, oznacza to: poddaję się - albo zostaję i walczę".
Gdy w ubiegłym roku Tajwańska Fundacja na rzecz Demokracji przeprowadzała badanie na temat gotowości do walki w przypadku ataku Chin, ponad 70 proc. Tajwańczyków opowiedziało się za uczestnictwem w wojnie. Teraz, gdy zagrożenie stało się realne, ta liczba mogłaby być jeszcze wyższa.
Michał Golla Archiwum prywatne
– Świat na Tajwanie nie zatrzymał się. Tajwańczycy martwią się o to, co Chiny knują z Rosją, to prawda, ale Chiny zamiast ekspansji militarnej, mają inny pomysł. Na wzór Ameryki Południowej, Afryki czy Azji Południowej udzielają kredytów, a potem przejmują coraz więcej nowych inwestycji. Taka jest strategia Chin – tłumaczy Amadeusz.
– Na co dzień lęku przed wojną się nie odczuwa, albo moi znajomi dobrze się maskują – słyszę od Michała. – Tajwańczycy bardziej przejmują się katastrofą humanitarną. Do tej pory Europa była dla nich ostoją spokoju i nie mogą uwierzyć, że w proch obraca się piękna architektura i wspaniała kultura.
– Mój teść, Tajwańczyk, bardzo się przejął sytuacją uchodźców. Pytał mnie o konto, na które mógłby przelać pieniądze – zauważa Fornalik.
– Trzeba było mu podać link do naszej zbiórki, którą firmuje MOFA – wtrąca się Michał.
– Często teraz słyszę. Jesteś z Polski, prawda? Dobrzy z was ludzie. Przyjmujecie uchodźców pod swój dach, żywicie ich, dajecie pracę. Jesteście prawdziwymi bohaterami – dodaje Amadeusz. Kiedyś tłumaczyłem moim przyjaciołom, że Polska nie leży w Europie Wschodniej tylko w Środkowej i że Polacy mają inne podejście do życia niż Rosjanie i teraz słyszę: To, co kiedyś mówiłeś ma sens! Teraz to doskonale rozumiem!
Amadeusz Fornalik z córeczką Natalią Archiwum prywatne
– Chiny ogłosiły, że na stulecie Chińskiej Republiki Ludowej, czyli w 2049 roku powinny być zjednoczone. I tu oczywiście Pekin ma na myśli sprawę Tajwanu. Nie wiem, czy w grę wchodzi akcja militarna. Prawda jest taka, że Tajwan jest w dużym stopniu uzależniony od rynku chińskiego. W tej chwili naprawdę niewiele potrzeba, żeby przystopować czy nawet częściowo sparaliżować gospodarkę tajwańską. Akcja militarna zawsze jest możliwa, ale ryzyko strat fizycznych, gospodarczych i wizerunkowych jest zbyt duże. Nie chcę trywializować, ale Chińczycy myślą żołądkiem i kieszenią. Jedzenie jest istotną rzeczą w kraju, w którym zdarzały się klęski głodu". Poliglota i znawca Państwa Środka wskazuje, że „wycofanie obcego kapitału, brak dopływu nowych środków, sankcje czy obłożenie transportu z Chin barierami odbiłyby się negatywnie na gospodarce i finansach kraju, a to wszystko miałoby wpływ na postrzeganie władz chińskich przez ich własny naród. A to jest coś czego kierownictwo Chin obawia się najbardziej, bo stabilizacja, która jest hasłem numer 1 byłaby zagrożona. Utrzymanie władzy za wszelką cenę jest najważniejszym priorytetem – mówił w rozmowie z Gazeta.pl, profesor Bayer.
– Tajwańczycy nie boją się wojny z Chinami, ponieważ mają świadomość, że świat postąpiłby bardzo podobnie jak wobec Rosji i nałożyłby sankcje gospodarcze. Gdyby ceny poszły w górę, a ich waluta straciłaby na wartości, to trudno byłoby wyjaśnić 1,5 mld ludzi: "Nieważne, że przymieracie głodem, postanowiliśmy przejąć zbuntowaną prowincję". Chińczycy są pragmatyczni, nie myślą tak jak Rosjanie, że trzeba się poświęcić dla idei. Jeżeli więc pewnego dnia podejmą decyzję, że przejmą Tajwan, to zrobią to bezkrwawo - poprzez inwestycje – stwierdza Amadeusz.
Tajwańskie firmy produkują procesory, twarde dyski i inne elementy nowoczesnych urządzeń elektronicznych, dostarczają je wielkim koncernom elektronicznym, m.in. Apple.
– Gdy kilka lat temu wyspę dotknęło trzęsienie ziemi, problemy z dostawami odczuł cały świat. Co z tego więc, że Chiny zrzucą bomby na fabryki, jeśli obróci się to przeciwko nim i stracą sporo pieniędzy. Inna kwestia jest taka, że w zakładach tych produkowany jest sprzęt dla Amerykanów wykorzystywany do celów wojskowych. W interesie więc także Stanów Zjednoczonych jest utrzymanie status quo na Tajwanie – mówi Fornalik.
– Moi znajomi nie panikują, nie mówią: "Musimy się natychmiast wyprowadzać. Tajwan nie ma żadnych szans". Zostają, czekają i patrzą na to, co się wydarzy – zauważa Amadeusz.
– Moi przyjaciele nie czekają. Angażują się w protesty i zbiórki na rzecz Ukrainy. Pokazujemy w ten sposób, że nie jesteśmy obojętni wobec tragedii z jaką mierzy się Ukraina. Gdy doszło do awarii elektrowni atomowej w Fukushimie w Japonii w marcu 2011 roku, Tajwan był wtedy darczyńcą numer jeden wśród krajów oferujących pomoc materialną dla poszkodowanych w katastrofie. Teraz pokazujemy, że też chcemy pomagać. Pozostaje mieć nadzieję, że ta wojna niebawem się skończy. Czy boję się ataku Chin na Tajwan? Mam nadzieję, że to się nie wydarzy – mówi z zaangażowaniem Michał.
– Gdy czytam kolejne pohukiwania ze strony chińskiego rządu i ostrzeżenia, że dojdzie do ataku, gdy Tajwan ogłosi niepodległość, to mam wrażenie, że chiński rząd jest niepoważny. Tajwan kontroluje swoje terytorium, ma silną gospodarkę, otwarte, obywatelskie społeczeństwo i wolne media. W Chinach z drugiej strony ludzie są karmieni propagandą i niewiele wiedzą o świecie zewnętrznym. To dobrze brzmi na zlotach partyjnych: "Odzyskamy nasze dawne terytorium", ale prawda jest taka, że Tajwan nigdy nie był komunistyczny i wtedy de facto byłaby to inwazja – słyszę od Fornalika.
– Tak się nie da żyć, myśląc, że za chwilę napadną na nas Chiny i będzie wojna. Po co brać kredyt na mieszkanie? Po co mieć dzieci, jeśli ktoś za miesiąc nas zbombarduje – zastanawia się Amadeusz, który od 11 miesięcy jest szczęśliwym tatą – córeczki Natalii.
Prof. Bayer uspokaja, że Chiny nie zaatakują Tajwanu, bo są świadome, że wojna wcale nie oznacza wygranej. – Są przeszkody różnego typu. Tajwańska armia otrzymuje uzbrojenie, zaopatrzenie i wyszkolenie ze Stanów Zjednoczonych. Tajwanowi sprzyja również ukształtowanie terenu. Wschodnie wybrzeże jest mało dostępne, skaliste. Skały wystają pionowo z morza. Zachodnie wybrzeże, czyli to ze strony Cieśniny Tajwańskiej jest z kolei bagniste. Dotrzeć w to miejsce mogłyby jedynie poduszkowce, z którymi obrona mogłaby sobie dosyć łatwo poradzić. W nielicznych podejściach nadających się do desantowania z użyciem pojazdów, można by skupić linię obrony tak silną, że właściwie mysz się nie prześlizgnie. Chińczycy nie chcą ryzykować, ponieważ nie są jeszcze pewni swojej przewagi. Jedna z mądrości starożytnych mówi: "Jeśli nie masz pewności zwycięstwa, to w ogóle nie podejmuj walki".