Robię zdjęcia, zaciekawiony zaglądam w zakamarki wąskich, krętych zaułków. Niska zabudowa, senna, ale przyjemna atmosfera. Idąc wijącą się pod górę brukowaną uliczką zaglądam bez trudu do wnętrza niewielkich domków. Dwie izby i sień, dwa okna wychodzące na ławeczki i stoliki przy głównej drodze prowadzącej do najstarszej części miasta. Trójka dzieciaków czeka przed domkiem na kolację, którą za chwilę wyniesie ich mama. Spokój późnego popołudnia, delikatny gwar rozmów
i brzęczenie cykad. Aż się chce usiąść na dłużej przy którejś z knajpek i porozmawiać.
Powstrzymuje mnie przed tym pojawiający się dość nagle zaśpiew z głośników minaretu zlokalizowanego tuż pod murami obronnymi starego miasta. Kiedy wieczorem muezin wzywa do modlitwy to najwyższy czas na robienie zdjęć. Światło właśnie zaczyna być najlepsze.
Miejsce na pograniczu kultur - to wprawdzie można powiedzieć o całych Bałkanach, tu jednak daje się to wyraźnie zobaczyć i odczuć. Pogranicze ma też swój współczesny namacalny wymiar. Niegdyś wenecki Stari Bar zasiedlają obecnie głównie Albańczycy migrujący tu z samej Albanii i z Kosowa. Wystarczy by pokonali Jezioro Szkoderskie, przez którego środek przebiega granica z Albanią a potem przeszli przez masyw Rumija.
Spacerujemy po ruinach Antibarium, nazwanego tak przez rzymskich założycieli w kontrze do miasta Bari znajdującego się po drugiej, włoskiej stronie Adriatyku. Dziesiątki całkiem zrujnowanych ale też dobrze zachowanych budowli robi wrażenie i daje pewne pojęcie, jak mogło tu być za czasów świetności tego miejsca. Kościoły, świetnie zachowana wieża zegarowa, pałace - architektura zachodu, a drugiej strony pozostałości świadectw tureckiego panowania, choćby takie jak akwedukt i łaźnie tureckie. Miasto w ruinę obróciło najpierw oblężenie podczas wojny rosyjsko-tureckiej w XIX wieku, a dzieła zniszczenia dopełniło trzęsienie ziemi w 1979 roku. Paradoksalnie jednak to dzięki ruinie i wyludnieniu można tu dziś odnaleźć tak autentyczny i niepowtarzalny klimat. Zachód słońca robi teraz z masywem Rumija coś zachwycającego. Zapiera dech w piersiach kiedy z każdą minutą paleta barw zdaje się zmieniać, żyć własnym kolorowym życiem na zboczach o wyraziście pofałdowanych warstwach skalnych. Na całym terenie starego, rozległego miasta i twierdzy oprócz nas jest zaledwie kilka osób. Uczta. Dla oczu - ruiny na tle mieniących się różami gór, dla uszu - cykady i muezin, dla ciała - chłód i ulga po całodziennym upale.
Ze starych ruin murów widać zamglony zachodem słońca Adriatyk i nowy Bar - główny port Czarnogóry, a jeszcze całkiem niedawno główny kanał serbskiej kontrabandy na masową skalę. Zarys wzgórz i starych drzew oliwnych, z których część uważana jest za najstarsze na świecie, bo żyją już ponad 2000 lat, nadaje krajobrazowi ten rodzaj spokoju i ciepła, który wręcz zmusza do zatrzymania się i wyciszenia. Światło się skończyło, czas pomyśleć o jakimś kulinarnym postoju.
Jest już zupełnie ciemno. Siadamy w jednej z małych restauracyjek. Na stole pojawiają się lampiony. Mnóstwo życzliwości - może wyliczonej na tłumniejszy powrót turystów, a może szczerej? Artykuł pochodzi miesięcznika FotoGea.com
Zobacz też: