List z jeziora Titicaca. Caballitos de totora

Pływające wysepki, na których mieszka zazwyczaj jedna rodzina, są mniejsze niż niejedno polskie podwórko

Łódź wolno przecina lazurową wodę. Chłodno, termometr pokazuje 3 stopnie C. Przydała się czapka, rękawiczki, sweter i kurtka. Ale gdy słońce przebije się przez chmury, nawet krótkie spodenki będą niepotrzebne.

***

Dawno temu, w czasach kiedy Inti mieszkał z ludźmi na Ziemi, była tu żyzna dolina. Bóg Słońce za swą opiekę wymagał posłuszeństwa w jednym - nie wolno było wspinać się na okoliczne zbocza. Jednak zły duch, który pewnego dnia pojawił się w okolicy, zaczął kusić opowieściami o cudownych krainach, które miały znajdować się za wzniesieniami. Mieszkańcy doliny ulegli w końcu jego namowom. Kiedy zaczęli wspinać się na zbocza, ich kroki zbudziły wygłodniałe pumy... Bóg Słońce widząc, co się stało, płakał tak długo, aż zamienił dolinę w jezioro. Jeszcze dziś woda ma lekko słonawy smak...

W ciemnych wodach Titicaca wypatruję tajemniczych kształtów, błyszczących przedmiotów... Jacques-Yves Cousteau oprócz ogromnej żaby nie znalazł nic, o czym warto byłoby wspomnieć. A szukał ruin zatopionego miasta i ogromnego złotego łańcucha ważącego ok. 2 kg, który według legendy łączy Wyspę Słońca i Księżyca.

Podobno w wodach jeziora zatopiono też święty złoty dysk z Coricanchy, inkaskiej świątyni Słońca w Cusco, który wyobrażał Inti. Głębina miała go ochronić przed hiszpańskimi najeźdźcami - chroni do tej pory.

W 2000 r. międzynarodowa ekspedycja badawcza w miejscu opisywanym w legendach znalazła ruiny świątyni z V w. n.e. W jej pobliżu znajdowały się uprawne tarasy, droga i prawie kilometrowej długości mur.

Rozglądam się wokół. Ze wszystkich stron otaczają mnie wzgórza, na których ktoś, jak od linijki, narysował poziome ciemnozielone linie tarasów. Mikroklimat okolicy Titicaca sprawia, że są tu najwyżej na świecie położone poletka - na wysokości 4700 m n.p.m. (granica wegetacji roślin uprawnych przebiega 1000 m niżej, a wieczny śnieg w Andach zalega już od 4500 m).

***

Dopływamy do wysepek z trzciny - totorales . Żółty kolor podłoża wyraźnie odcina się od wody, jest jak świecąca złota plama. Na trzcinowych dachach chatek suszą się czerwone spódnice, niebieskie swetry. Trzeba by być malarzem, żeby nazwać te barwy, bo określenia - czerwony, zielony, żółty - nie oddają istoty rzeczy. Wygląda to tak, jakby z kolorów widzianych na naszych ulicach ktoś zmiótł grubą warstwę kurzu.

Na Titicaca jest ok. 40 pływających wysp Indian Uros. Stolicą jest największa z nich - Santa Maria. Równie duże, czyli o średnicy ok. 20 m, są Tocanipata i Huaca Huacani. Boję się postawić stopę, bo podłoże ugina się jak przy chodzeniu po podmokłej łące. I ten cichy chlupot... Wysepki, na których mieszka zazwyczaj jedna rodzina, są mniejsze niż niejedno polskie podwórko. A gdzie dzieci grają w piłkę, bawią się w chowanego, jeżdżą na rowerze?

Na wyspie, oprócz ubrań i baterii słonecznych, prawie wszystko jest z totory , także łodzie - balsa . Buduje się je z czterech ściśle się ze sobą złączonych wiązek trzciny, a na koniec ozdabia głową jakiegoś zwierzęcia (też z trzciny) - najczęściej przypomina konia, więc nazywa się je caballitos de totora - koniki z totory . Trwałość balsy jest przewidziana na siedem miesięcy, budowa nowej trwa ok. tygodnia. Łódki są praktycznie niezatapialne - woda, która dostaje się na pokład, szybko wycieka przez tysiące szczelin.

Warto wspomnieć, że to mieszkańcy okolic Titicaca - Ajmarowie i Urowie - zbudowali Thorowi Heyerdahlowi tratwę, którą przepłynął z Ameryki Południowej przez Pacyfik na wyspy Oceanii.

***

Wsiadam do łodzi, zostawiając za sobą żółcące się w słońcu niczym bukiet kaczeńców wyspy Indian Uros i przesycone legendami jezioro Titicaca. Ciężko mi się rozstać ze świętym jeziorem, jego kolorami, krajobrazem, chmurami.

Więcej o: