Na lotnisku przy odprawie urzędnik zeskanował mi linie papilarne z palców wskazujących i zrobił zdjęcie. Nowe przepisy i skanowanie cudzoziemców Japończycy wprowadzili ledwie pięć dni wcześniej. Tak, tak, Japonia też obawia się terrorystów i to coraz bardziej. Ci, którym skaner nie odpowiada, oczywiście jak najbardziej mają prawo do takiego wyboru - mogą do Japonii nie wjeżdżać. Na lotnisku wypożyczyłam komórkę, bo japońskie telefony są 10 tysięcy lat świetlnych przed naszymi. Nasze w Kraju Kwitnącej Wiśni mogą być zegarkami, notesami i ewentualnie aparatami fotograficznymi. Japońskie komórki to telefony trzeciej generacji - system UMTS (w Polsce jest system drugiej generacji - GSM). Wypożyczenie telefonu trwa 5 minut i kosztuje ok. 4 dol. za dzień. I dostaje się całkiem fajną zabawkę: dostęp do w miarę szybkiego internetu, wideotelefon, wideokonferencje, radio, muzyka, wideo, telewizja, a co najważniejsze - aktywne mapy i systemy namierzania, co w tokijskim gąszczu ulic i uliczek bez nazw może się okazać całkiem przydatne. Japonia nie czeka aż reszta świata ją dogoni. Po Nowym Roku mają wejść telefony czwartej generacji. Godzina jazdy pociągiem z lotniska przez pola, lasy, przedmieścia, przesiadka i wreszcie Shibuya, hałaśliwe młodzieżowe centrum Tokio. Nawet po zmroku jest zupełnie jasno od halogenowych latarnii i neonów. I wszystko jest na miejscu: pomnik psa Hachiko, który przez dziewięć lat przychodził na stację kolejową po swojego pana, chociaż ten zmarł na zawał serca, setki czy tysiące ludzi wylewających się na najsłynniejsze tokijskie skrzyżowanie jak tylko zapali się zielone światło, salony pachinko, gdzie nie gra się na pieniądze, ale na kulki, a potem wymienia się je na gadżety. Wylądowałam na planie "Między słowami", omijam panią w kimono z filmów Kurosawy, do zdjęć pozują mi nastolatki jakby modele do japońskiej mangi, obok przechodzą niczego nie spodziewający się bohaterowie "Kręgu" Kojiego Suzuki. Jakby tego było mało, tokijski pakiet powitalny zawiera jeszcze trzęsienie ziemi. Co prawda nie pierwszego dnia, ale drugiego, i nie silne, a całkiem słabe, ale jednak odczuwalne. Epicentrum było na dnie morza 40 km od Fukushimy, co parę minut później pojawiło się na serwisach informacyjnych. Siła: 4 na 7-stopiniowej skali japońskiej. W Fukushimie podobno kołysały się lampy, wieszaki i wszystko inne, co może wisieć. 240 km na południe od Fukushimy, w Tokio, trzęsienie miało siłę 1. Coś jakby metro przejechało pod starą kamienicą. Krzesło zaczęło delikatnie drgać na boki. I po kilku sekundach przestało.