Szczecin: Cmentarz Centralny - w gaju umarłych

Najbardziej nastrojowo jest tu jesienią, gdy ranne słońce przebija się przez żółknące liście rozświetlając groby i mostek. Gaj urnowy to miejsce magiczne

Jeszcze w zeszłym roku, gdy oprowadzałem przyjaciół po dawnym gaju urnowym, porastały go chaszcze, na zboczach pełno było przewróconych pomników. Dziś nie mam się już czego wstydzić - gaj stał się jednym z najpiękniejszych zakątków Cmentarza Centralnego w Szczecinie.

***

Ten cmentarz to nie tylko jedna z największych nekropolii w Europie, ale zarazem park - na powierzchni prawie 2 km kw. rośnie ponad 400 gatunków drzew i krzewów (pisałem o nim w "Turystyce" z 29 października 2005). Jednak do leżącego na uboczu gaju urnowego do niedawna mało kto zachodził. Miejsce to zaprojektował na początku XX w. znakomity architekt zieleni, wieloletni dyrektor cmentarza Georg Hannig. Na niewielkim wzgórzu stanęła fontanna, pionowe nagrobki rozmieszczono swobodnie między drzewami, zadbano o przemyślany układ ścieżek. Na wzgórze prowadził przerzucony nad wąwozem drewniany mostek. Poniżej wzgórza, w wyrobisku dawnej żwirowni, powstał duży, okrągły basen, wokół którego wytyczono kwatery. Projekt był tak udany, że w 1910 r. jego model pojechał do Brukseli na światową wystawę sztuki cmentarnej. Pierwsze groby urnowe stanęły tu nieco później, po roku 1911, gdy niemieckie prawo zezwoliło na kremację. Od lat 20. stał w gaju drewniany "grzybek", rodzaj wielkiego parasola dla osłony przed skwarem i deszczem.

Po 1945 r. miejsce podupadło. Wokół basenu powstała kwatera zasłużonych z banalnymi nagrobkami, reszta gaju, zdewastowana, popadła z zapomnienie.

***

Kilka lat temu Maria Michalak, kierownik z Zakładu Usług Komunalnych w Szczecinie, zaproponowała, by doprowadzić gaj do porządku i urządzić w nim lapidarium poniemieckich pomników. Prace ruszyły jesienią zeszłego roku, a na wiosnę wszystko już było gotowe. Gaj wygląda teraz jak na przedwojennych fotografiach. Zasadzono tuje i rododendrony, na podstawie planów z 1928 r. przywrócono dawny układ ścieżek, znów stoi drewniany mostek, a nieco dalej "grzybek". I znów na wzgórzu tryska niewielka fontanna. Odbudowano też stylowe przedwojenne ławki - ich betonowe elementy zachowały się, wystarczyło wstawić deski. Ale spośród wszystkich 172 pomników tylko 21 stało tu wcześniej. Pozostałe znaleziono w różnych zakamarkach Cmentarza Centralnego (leżały w zaroślach, były zakopane w ziemi), a także przywożono z całego miasta. Wiele wydobyto ze Stawu Brodowskiego w innej części Szczecina, gdzie służyły do umacniania brzegu.

I właśnie pomniki wyciągnięte ze stawu zobaczymy jako pierwsze, gdy udamy się do gaju od strony bramy głównej cmentarza. Dalej mamy duży grobowiec Hermanna Hakena i jego żony Johanny. Zmarły w 1916 r. Haken przez wiele lat był wybitnym burmistrzem Szczecina. Jego zasługi docenili i Polacy - kilka lat temu w plebiscycie "Gazety" na Szczecinianina Stulecia zajął drugie miejsce. Do niedawna grobowiec stał bliżej bramy, wciśnięty pomiędzy współczesne nagrobki. Przy okazji przeprowadzki odnowiono go, odtworzono ukradzione po wojnie popiersia małżonków. Ale tym razem wykonano je nie z metalu, lecz z masy plastycznej, co powinno zniechęcić zbieraczy złomu. Niestety, szczątków Hakenów nie przeniesiono, bo nie udało się ich odszukać.

Nieco dalej, po prawej, bardzo piękny odrestaurowany grobowiec rodziny Neumannów z 1914 r. - na murku siedzi anioł w powłóczystej szacie i gestem dłoni nakazuje milczenie.

***

Idziemy przez mostek na wzgórze, gdzie jest najwięcej nagrobków. To zazwyczaj ustawione pionowo płyty z betonu bądź z piaskowca. Ja najbardziej lubię wzniesiony w 1920 r. pomnik żony oficera, Gertrud Ziegen Ruecker - to tylko odlane w betonie litery. Tuż obok stoi bezimienna "antyczna świątynia" z dorycką kolumnadą. Dalej pojedyncza kolumna - grób rodziny Wechselmannów. Wyryto na niej "żelazny krzyż" oraz napis ku czci zmarłego w 1918 r. koło Kairu Kurta Wechselmanna (ciekawe, jak się ten szczecinianin znalazł Egipcie i co za historia się tym wiąże?). Warto przyjrzeć się epitafiom, niektóre poświęcono żołnierzom poległym w I wojnie światowej.

Na ścianie sześciokątnego pomnika z piaskowca zwieńczonego schodkową piramidką stoi czara, a nad nią symbol wieczności - wąż oplatający ogonem własną głowę. To nagrobek dr. Georga Michaelisa (1871-1916), znanego propagatora kremacji (pamiętam, że jeszcze przed rokiem leżał przewrócony). Pięknie wygląda wyrzeźbiony w wapieniu pomnik rodziny szczecińskich przemysłowców Schulzów - słup o skomplikowanej formie nawiązuje do "latarni umarłych", które w średniowieczu stawiano na cmentarzach (miały nawet po kilkanaście metrów, a palący się na ich szczycie kaganek przypominał o nieśmiertelności duszy). Nie mniej udany jest grobowiec rodziny Leonhardtów, przypominający wielką muszlę.

Choć nagrobki powstały w ciągu niespełna 40 lat, prezentują różne gusty artystyczne. Znajdziemy tu więc roślinne motywy secesyjne, nawiązania do antyku i ślady fascynacji modernizmem. Rzeźbiarskie elementy są raczej tradycyjne: urny, gołębie, kwiaty, liście, wieńce, skrzydła, znicze... Osobna historia to liternictwo - co nagrobek to inne litery, od gotyckich po bardzo proste lub modernistyczne, z ostro ciętymi krawędziami.

- Lapidarium nie jest zamknięte - mówi Maria Michalak. - Gdy odnajdą się kolejne pomniki, dostawimy je. Miejsca jest dosyć.

Z centrum Szczecina do Cmentarza Centralnego dojedziemy tramwajem nr 8. Wchodzimy przez bramę główną przy alei Ku Słońcu. Zaraz za bramą kierujemy się alejką w lewo. Po ok. 100 m alejka lekko wykręca w prawo i już jesteśmy na miejscu. Tekst historyka sztuki Macieja Słomińskiego o lapidarium:

www.cmentarzcentralny.szczecin.pl/content/view/15/10

Więcej o: