Tuż przed wylotem z Kairu dostałam sms'a od znajomego fotografa, z adresem hotelu i instrukcją, żeby z lotniska wziąć taksówkę "Pre-paid" - taką, za którą płaci się przed wyjazdem. A że nie bardzo mi się widziało pakowanie samej do taksówki, wzięłam ją razem z dwiema Austriaczkami, które też jechały do południowego Kairu. Maria i Paula w Bombaju spędzą tylko pierwszą noc, potem jadą na południe, na pewno zahaczą o plaże Goa. Na zobaczenie Indii mają miesiąc - obie w Innsbrucku pracują jako pielęgniarki - Maria w szpitalu na oddziale chirurgii, Paula - w domu opieki. Marzy im się wyjazd do Hongkongu, ale na razie to dla nich za drogo. Na parkingu przed lotniskiem stoi dziesiątki słodkich fiatów Premier Padmini produkowanych w Indiach odlat 60. W cenniku jest cena za samochód z klimatyzacją, ale przecież żaden z tych fiatów jej nie ma. Za przejazd ok. 30 km przez cały Bombaj na południe płacimy 380 rupii, czyli ok. 25 zł. Pierwsze wrażenia z bombajskich ulic są węchowe. W Kairze wyraźnie czuć było spaliny, tu oprócz spalin dochodzi jeszcze zapach zgnilizny. Jest totalny upał, ubrania się kleją się do skóry. Zdjęcia w taksówce robiłam komórką.