Na dworcu w Waranasi informują nas, że najłatwiej dostaniemy się do Khajuraho nocnym pociągiem do Mumbaju (Bombaju). Trzeba wysiąść w Satnie (po 322 kilometrach) i stamtąd dojechać na miejsce autobusem, jednym z czterech kursujących w ciągu doby. O 23 siedzimy już w mumbajskim ekspresie i, nie zwlekając, układamy się do snu, żeby o 5 być już na nogach i nie przegapić Satny.
Z pociągu wysiadamy szarym świtem. Za pół godziny z centrum miasta odjeżdża pierwszy autobus do Khajuraho (na szczęście motorowa riksza jest na zawołanie jak wszędzie w Indiach).
Początkowo droga prowadzi przez tereny nizinne, których jedyną atrakcją są niewielkie miasteczka. Po dwóch godzinach wjeżdżamy w busz. Droga wije się między wzgórzami porośniętymi rzadkim lasem. Podróż robi się ciekawa. Na drzewach harcują stada czarnonosych małp, jakieś wielkie drapieżniki krążą w powietrzu lub siedzą nieruchomo na konarach starych drzew. Przy każdym, nawet najmniejszym zbiorniku wody widać mnóstwo białych czapli i cienkonogich brodźców. Na drutach telegraficznych przysiadły kraski i zimorodki (bliźniaczo podobne do tych, które można spotkać w Polsce). Pierwszy raz widzę papugi na wolności. Jest ich kilka gatunków, ale najbardziej rzucają się w oczy długoogoniaste, jaskrawozielone, przeważnie latające parami.
W samo południe docieramy do Khajuraho - na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia spośród tysięcy wiosek rozrzuconych po Nizinie Hindustańskiej. Wynajmujemy pokój (600 rupii za dobę) w pierwszym z brzegu hoteliku, zostawiamy plecaki i, nie zważając na lejący się z nieba żar, ruszamy w kierunku grupy drzew, między którymi strzelają w niebo kamienne stożki. To z ich powodu znaleźliśmy się w miejscu tak odległym od głównych szlaków komunikacyjnych Indii. Słynne z urody świątynie wzniesiono przed tysiącem lat. Za panowania dynastii Ćandella (X-XI w.) było ich 85, teraz naliczyć można zaledwie 22. Najpiękniejsze tworzą tzw. grupę zachodnią, do której właśnie zmierzamy. Większość składających się na nią budowli rozłożyła się jakby w ogrodzonym parku - pełno tu drzew, ozdobnych krzewów, kwiatów i wygracowanych alejek. Najbliżej wejścia (otwarte od wschodu do zachodu słońca) znajduje się Lakszmana Mandir, jedna z najstarszych i najlepiej zachowanych, zbudowana w latach 930-950 i dedykowana Wisznu.
Do większości hinduistycznych świątyń w Indiach niehinduiści mają wstęp wzbroniony, ale w Khajuraho można wejść do każdego sanktuarium. Wdrapujemy się więc po szerokich schodach na wysoką, ułożoną z kamieni platformę i stajemy przed toraną , pięknie rzeźbioną bramą (spośród kamiennych liści, owoców i girland wyłaniają się postacie Brahmy, Wisznu i Śiwy - trzech najważniejszych bogów hinduizmu). Prowadzi ona na ganek zwany ardhamandapą , za którym znajduje się mandapa , a jeszcze dalej - mahamandapa , czyli główny hall z sufitem podpartym kolumnami i biegnącym dookoła korytarzem. Tuż za nim mieści się antarala - westybul prowadzący do garbhagriha , wewnętrznego sanktuarium zamieszkanego przez Wisznu. Jest on tu przedstawiony w postaci kamiennego człowieka-lwa (dwukrotnie większy od lwa w naturze).
Wewnętrzne ściany wszystkich pomieszczeń zdobi mnóstwo rzeźb, ale i tak nie dorównują liczebnością tym, które można oglądać na zewnątrz. Jest tu dość ciemno, niektóre postacie kryją się w cieniu załomów i nie można ich dobrze obejrzeć. Opuszczamy więc sanktuarium, aby w pełnym słońcu przyjrzeć się figurkom, z których zasłynęło Khajuraho.
Schodzimy na sam dół. Wokół platformy biegnie fryz przedstawiający polowania, walki i pochody. Pierwsze dwa metry zajmuje orgiastyczna scena: mężczyzna obcuje z klaczą, a stojąca z boku grupa zawstydzonych kobiet przygląda się temu ukradkiem. W czterech rogach platformy stoją miniaturowe świątynie. Przyglądając się tej w rogu południowo-zachodnim, dostrzegamy w plątaninie rzeźb architekta pracującego ze swoim uczniem - jest to prawdopodobnie wizerunek projektanta całej budowli.
Wokół samej świątyni biegną dwa szeregi rzeźb. Szczególnie interesujący jest dolny. Podziwiamy niebiańskie nimfy surasundari - jedne przynoszą bogom i boginiom kwiaty, klejnoty, zwierciadła, dzbany z wodą, inne myją sobie włosy, nakładają makijaż, grają na instrumentach, bawią się z dziećmi i zwierzętami. Są też apsary - przepiękne tancerki pląsające w uwodzicielskich pozach lub pieszczące się ze sobą. Są wreszcie zmysłowe majthuny , najsłynniejsze posążki Khajuraho. Te erotyczne figury przedstawiają jedną ze ścieżek (seksualną) prowadzących do ostatecznego wyzwolenia istoty ludzkiej z kręgu reinkarnacji.
Patrząc na Lakszmana Mandir z pewnego oddalenia, widzimy, że składają się na nią następujące po sobie szeregi coraz wyższych wieżyczek wznoszących się ku pokrywającej główne sanktuarium sikharze . Niższe mają kształt piramid, sikhara jest smukła, o zaokrąglonych obrysach (przypomina trochę kaczan kukurydzy). "Barokowy" styl pionowych elementów równoważą nie mniej "barokowe" poziome pasma rzeźb wokół świątyni. Są zintegrowane z architekturą, a zarazem same w sobie stanowią wspaniałe dzieła sztuki.
Nieopodal pyszni się Kandariya Mahadev, największa i najbardziej perfekcyjna ze świątyń. Powstała między 1025 a 1050 r. i reprezentuje sztukę Ćandellów z okresu jej najwspanialszego rozkwitu. Wprawdzie z platformy znikły miniaturowe dodatkowe świątynie, za to główne sanktuarium zachowało się doskonale. Jego sikhara wznosi się na ponad 30 m, zewnętrzne ściany pokryte są mnóstwem rzeźb, a i wewnątrz jest ich ponad 200. W sumie mamy tu 872 kamienne figurki różnej wielkości (najwyższe nie przekraczają metra).
Zewnętrzne otaczają świątynię trzema rzędami. Mamy więc posążki bogów i bogiń, muzyków i tancerek oraz grupki uprawiające zbiorowo seks. Można tu podejrzeć wiele spośród pozycji miłosnych "Kamasutry". Ale mimo bijącego z rzeźb rozpasanego erotyzmu mało w nich wdzięku i seksapilu. Kobiety o ogromnych piersiach, patykowatych nogach, pucułowatych twarzach i spiczastych nosach raczej odpychają, niż przyciągają męskie oczy, a mężczyźni z olbrzymimi fallusami równie chętnie spółkujący z kobietami, jak i z klaczami, nie mają w sobie nic pociągającego. Ciała kochających się par są wprawdzie lubieżnie splecione, ale ich twarze nie wyrażają nic, są martwe, jakby przybrane w maski (są o wiele mniej subtelne niż te, które przed tygodniem oglądaliśmy na ścianach Czarnej Pagody w Konarak).
Na tej samej platformie obok Kandariya Mahadev stoi świątynia Devi Jagadamba, nieco starsza i prostsza w budowie. Wzniesiono ją jako przybytek Wisznu, potem przyjęła w swoje progi Parwati, a następnie Kali. Czarny posąg tej złowieszczej bogini stoi w sanktuarium Devi Jagadamba, choć niektórzy znawcy twierdzą, że to tylko przemalowana Parwati. Tu również na zewnętrznych ścianach widzimy sceny erotyczne, ale jest też dużo posążków Wisznu z towarzyszącymi mu sardulami - mitycznymi bestiami z tułowiem lwa, skrzydłami orła, głową sępa i papuzim dziobem.
W pobliżu na osobnym postumencie stoi Chitragupta, świątynia boga słońca Surii, którego posąg na powozie ciągniętym przez siedem koni znajduje się w sanktuarium. A w niszy na zewnątrz umieszczono jedenastogłowego Wisznu w otoczeniu walczących słoni, tańczących kobiet, scen z polowań i pochodów.
Viśvanath, dedykowana Śiwie, której budowę zakończono w 1002 r., niewiele chyba ustępuje wielkością Kandariyi Mahadev. Na jej wysoko położony taras wchodzimy po stromych schodach oflankowanych od północy kamiennymi lwami, a od południa słoniami. Czyj to przybytek, mówi nam posąg byka Nandina, ulubionego wierzchowca Śiwy, który stoi w osobnym pomieszczeniu. Rzeźby na zewnętrznych ścianach przedstawiają sceny erotyczne, ale postacie kobiece są bardziej subtelne, pozbawione rozpasanego erotyzmu - grają na instrumentach, tulą dzieci, czytają listy albo stoją zamyślone.
Ruiny Czausath Yogini odnajdujemy w pewnej odległości od "grupy zachodniej". Była to prawdopodobnie najstarsza świątynia w Khajuraho, postawiona przed rokiem 900. Zbudowano ją wyłącznie z granitu, gdy te późniejsze wznoszono z piaskowca, niekiedy tylko dodając kilka granitowych bloków.
Czausath to nic innego jak "64" - tyle cel, a w nich posągów jogiń usługujących bogini Kali, znajdowało się w świątyni; 65. cela była przeznaczona dla Kali. Joginie to żeńskie demony nawiedzające pobojowiska i żywiące się krwią zabitych ludzi. Miały one w dawnych Indiach czcicieli i to oni wznieśli Czausath Yogini. Odprawiali tu tantryczne rytuały, w których najważniejszą rolę odgrywała miłość fizyczna zastępująca im modlitwę i medytację.
Jest jeszcze "wschodnia grupa" świątyń oddalona od centrum Khajuraho o 2,5 km ("grupa południowa", 5 km na południe, to tylko dwie zrujnowane budowle). Postanawiamy rzucić na nie okiem. Wśród kilku ładnych, nieźle zachowanych obiektów wyróżnia się Parśwanath. A to z powodu nadzwyczaj precyzyjnej konstrukcji i niezwykle pięknych rzeźb - przedstawiają hinduistycznych bogów w miłosnych uniesieniach.
Co sprawiło, że z dala od ośrodków władzy, na pustkowiu wśród wypalonych słońcem ugorów wzniesiono tyle wspaniałych budowli? Nie dowiemy się tego chyba nigdy, bowiem nie ma na ten temat historycznych przekazów. Legenda mówi, że są one dziełem Nannuki, założyciela dynastii Ćandella, syna boga księżyca Ćandramy i pięknej Hemawati - córki nadwornego kapłana radży Waranasi. Nannuki miał zabić niebezpiecznego tygrysa ludojada i za ten czyn otrzymać od ojca kamień szczęścia i władzę nad Miastem Palm Daktylowych, dzisiejszym Khajuraho (khadjur - palma daktylowa). Wybudował w nim 85 pyszniących się urodą świątyń, aby puścić w niepamięć jeden grzeszny postępek swej matki.
W rzeczywistości świątynie powstały za panowania kilku kolejnych królów dynastii Ćandella odgrywającej pewną rolę na terytorium środkowych Indii w X i XI w. Okolice Khajuraho (wtedy Kadżarapura) nie były gęsto zamieszkane, a przecież do zbudowania w ciągu jednego wieku 85 wielkich świątyń potrzeba było mnóstwa ludzi i materiałów. Tutejsze warunki klimatyczne nie sprzyjały (i nie sprzyjają) wielkim przedsięwzięciom budowlanym - upał, susza i tumany pyłu wzbijanego w powietrze przez silne wiatry bardzo musiały utrudniać postęp prac.
Dziś trudno nam zrozumieć, dlaczego właśnie tutaj i w jakim celu zbudowali Ćandellowie święte miasto. Ale bądźmy im wdzięczni za to, że wybrali odludne i odległe od bogatych miast Khajuraho. Dzięki temu muzułmańscy najeźdźcy (XIV-XVI w.) nie obrócili go w perzynę - w te strony nie było im po drodze.
Bilet do Delhi - 2200 zł w obie strony Aerofłotem via Moskwa. Kuszetki w wagonie klasy 2 z Waranasi do Satny (322 km) - 155 rupii, autobus Satna - Khajuraho (117 km) - 50 rupii, 8-godzinna wycieczka taksówką po mieście - 800, dwuosobowy pokój w Khajuraho - 600, obiad 50-100. Wstęp na teren świątyń 250 rupii, dla Hindusów 50. 100 rupii = 9 zł. Khajuraho zwiedzaliśmy przez półtora dnia, ale można uwinąć się w 4-5 godzin
http://www.vacationsindia.com/khajuraho.html
http://www.liveindia.com/tours/Khajuraho.html
http://przewodnik.onet.pl/1141,1823,1082999,,,,Khajuraho,artykul.html