Michael Rockefeller zniknął w tajemniczych okolicznościach w 1961 roku na wyspie Papua-Nowa Gwinea. Mimo że minęło kilkadziesiąt lat od dnia jego zaginięcia, to cały świat wciąż żyje jego historią. Niedawno, dzięki książce dziennikarza Carla Hoffmana, światło dzienne ujrzała tajemnica jego rozpłynięcia się w powietrzu.
Michael Rockefeller w 1961 roku wyruszył do Papui na zlecenie ojca. Jego celem było zgromadzenie sztuki plemiennej dla ufundowanego przez rodzinę nowojorskiego Metropolitan Museum of Art. Kiedy po dłuższym pobycie w Dolinie Baliem Michael postanowił wyruszyć ku wybrzeżu Morza Arafura, miało stać się najgorsze. Były to tereny plemienia Asmatów, znanych szerzej jako łowców głów i kanibali.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Podróżował po asmackich wsiach, a następnie ku Wybrzeżu Kazuarin. Kiedy katamaran przewrócił się, a pomoc nie nadchodziła, młody, pełny sił i werwy Michael Rockefeller postanowił wziąć sprawę w swoje ręce. Postanowił popłynąć w stronę lądu. I tak słuch po nim zaginął. Okazuje się jednak, że nie poniósł śmierci w wodzie. Prawda jest zdecydowanie bardziej mroczna.
Niewiele osób wierzyło w to, że Michael Rockefeller mógłby utonąć. Pojawiało się wiele teorii spiskowych. Niektórzy twierdzili, że został zjedzony przez rekina, czy krokodyle, które pojawiały się w tamtych wodach. Zdaniem innych mężczyzna miał zaszyć się wśród kanibali.
Amerykański dziennikarz Carl Hoffman postanowił zbadać sprawę Michaela Rockefellera. Szereg badań, odnajdowania tropów i wędrówka śladem zaginionego, pozwoliły mężczyźnie ujawnić prawdę. W 2012 roku wyruszył do Papui Zachodniej i odnalazł rzekomych świadków wydarzeń. Miejscowi potwierdzili, że zabili i zjedli Rockefellera. Zainscenizowali nawet całe zdarzenie. Możemy przeczytać o tym w książce Carla Hoffmana pod tytułem "Savage Harvest".