"Nigdy nie chciałam jechać do Indii, bo jak 90 proc. Polaków byłam przekonana, że to najgorsze miejsce na świecie, niemalże piekło"

Niech przyjeżdża tu, kto chce, ale jeśli robi to tylko po to, by podsycać uprzedzenia i utwierdzać innych w stereotypach, to nie jest zbyt mile widziany - mówi Aleksandra Zalewska, która od kilku lat mieszka w Indiach. Pilotka wycieczek walczy z mitami na temat tego kraju. Jej zdaniem, relacje influencerów, którzy dla zasięgów uruchamiają w swoich obserwatorach wyłącznie negatywne emocje, są bardzo szkodliwe.

Olu, jesteś pilotką wycieczek po Azji, a od kilku lat mieszkasz z mężem w Indiach. Dlaczego zdecydowałaś się osiedlić się w tym kraju, o którym mówi się w kontekście kontrastów społeczno-gospodarczych?

Tak naprawdę nigdy nie chciałam jechać do Indii, bo jak 90 proc. Polaków byłam przekonana, że to najgorsze miejsce na świecie, niemalże piekło i w zasadzie pracując w turystyce od lat i jeżdżąc z wycieczkami, zawsze mówiłam: dawajcie mi wszystko, tylko nie Indie. Pewnego razu jednak trafiła mi się wycieczka łączona - Malediwy i Indie, gdzie w Indiach mieliśmy spędzić 5 dni. Stwierdziłam, że dla Malediwów jestem w stanie się poświęcić i jakoś przeżyć te 5 dni w Indiach. Oczywiście spakowałam swoje jedzenie, te wszystkie mityczne probiotyki, które miały spowodować, że przeżyję i poleciałam. Zderzenie z rzeczywistością spowodowało, że zaczęłam dostrzegać, że jednak nie jest tak źle, jak mówią i opisują. Potem poznałam mojego męża i jego rodzinę, więc zyskałam nowe informacje, perspektywę i też inny punkt widzenia na ten kraj.

 

Od nienawiści do miłości niedaleka droga. Czy to znaczy, że pokochałaś Indie?

Nie mogę powiedzieć, że to miłość do Indii, bo jestem osobą, która walczy z takim podejściem do Indii, że można je tylko kochać, albo nienawidzić. Ja je zwyczajnie lubię i ze względu na mojego męża zdecydowałam się tutaj przenieść i zamieszkać. Tym bardziej że klimat w Polsce nie jest dla mnie, bo jestem osobą, która marznie przy temperaturze poniżej 20 stopni. Południe Indii było więc dla mnie idealne, do tego jestem wegetarianką, a tutaj wybór tego typu dań jest przeogromny.

Filmy z Bollywood pokazują piękne i kolorowe obrazki, podczas gdy internet przesiąknięty jest mrocznym obrazem Indii. To, jaka jest ta prawda o Indiach?

Popatrz na nagłówki, jakie w mediach pojawiają się na temat Indii, w stylu: do Indii po gwałt, wybuch w fabryce, dręczone kobiety, niedożywione dzieci. Nie mówi się o Indiach w kontekście wschodzącej gospodarki, która zmaga się z biedą w dużym stopniu właśnie dlatego, że została niegdyś zrujnowana przez władze kolonialne. Do dzisiaj Brytyjczycy nie spłacili tego długu zaciągniętego wobec Indii, którym przecież też zawdzięczają zbudowanie swojej potęgi w XIX/XX wieku. Mieli tu tanią siłę roboczą i surowce. Ja zawsze pokazuję, że Indie wydają się być zupełnie innym światem, ale gdzieś mentalnie jesteśmy z hindusami bardzo podobni. Różnica polega na tym, że to kraj o ogromnym obszarze i mocno zaludniony.

Zobacz wideo

Kto twoim zdaniem nie powinien tu przyjeżdżać?

Nie jest to na pewno kraj dla ignorantów i osób, które preferują wakacje typu: dwa tygodnie all inclusive, słońce, plaża i drinki przy basenie. Owszem, tutaj jest sporo miejsc, gdzie też można mieć takie rozrywki, ale jeżeli będziemy porównywać Indie do Bali, to Bali jest wręcz napakowane tzw. insta stopami, gdzie można robić piękne zdjęcia i chodzić do restauracji, które idealnie nadają się na Instagram. To nie jest też kraj dla osób, które mają mentalność Europejczyka-kolonialisty, czy osoby, która wszystko wie najlepiej.

Z drugiej strony, są osoby, które poszukują tzw. dark tourism i chcą zobaczyć te pracujące dzieci, biedę, cierpienie, zwłoki w rzece, palone ciała, dom z tzw. krowich placków. Co o tym sądzisz?

Niech przyjeżdża, kto chce, ale jeśli robi to tylko po to, by podsycać uprzedzenia i utwierdzać innych w stereotypach, to nie jest tu zbyt mile widziany. Ponieważ jedna negatywna opinia influencera nie może być wyrocznią na temat danego kraju. Co więcej, może zaprzepaścić czyjeś lata pracy nad budowaniem pozytywnego wizerunku i poszerzania wiedzy wśród ludzi na temat tego, jak jest w rzeczywistości. Mając duże zasięgi, należy brać odpowiedzialność za swoje słowa.

 

W sieci pojawiła się dyskusja na temat tego, że piloci wycieczek pokazują tylko ładne miejsca w Indiach, bo "na tym zarabiają"? Poczułaś się urażona tymi zarzutami?

Dyskusja wyrosła na bazie historii z influencerką, która wybrała się na wycieczkę po Mumbaju, sfotografowała szczury, tak jakby nigdzie indziej na świecie ich nie było. A wystarczy pójść wieczorem na stację metra w Paryżu, gdzie jest ich zatrzęsienie. Napisała, że to są sceny jak z horroru, przeokropne warunki życia i non stop ktoś umiera na ulicy. Potem z kolei napisała, jak to jest zadowolona, bo za 4 godziny wycieczki z lokalnym przewodnikiem zapłaciła 250 dolarów. Skomentowałam, że polecam się za 150 dolarów za 8 godzin i to za dwie czy trzy osoby, a nie za jedną. Natomiast następnego dnia zobaczyłam u tej osoby pro tipy żywcem wyjęte z mojego posta na Instagramie. Ludzie zaczęli jej wytykać plagiat, a ona tłumaczyła, że to są oczywiste informacje, które można znaleźć w internecie. Tyle że nie można, bo zanim napisałam posta, poświęciłam naprawdę dużo czasu, żeby sprawdzić, co jest, a czego w internecie nie ma.

Domyślam się, że bardziej jednak zabolało cię to, że w influencerskiej relacji z Indii był jakiś wycinek prawdy o tym kraju?

Przeczytałam, że brud w Tajlandii jest bardziej egzotyczny i bardziej do zaakceptowania niż brud w Indiach, który jest odrzucający. Pochwaliła się, że dostała masę wiadomości od osób, które napisały, że dzięki niej na pewno już nigdy nie pojadą do Indii, bo pokazała prawdę o Indiach. Mało tego, dowiedziałam się, że "panienka pilotka" pokazuje ładne obrazki, żeby sprzedawać ludziom wycieczki. Tymczasem na moim profilu znajdują się zarówno ładne miejsca, które warto zobaczyć w Delhi, ale też pokazuję, jak walczę ze służbami miejskimi o dzikie wysypisko śmieci palone obok mojego bloku. Przecież jeżeli ktoś przyjedzie do Indii, to ostatecznie zobaczy wszystko takim, jakie jest. To nie jest tak, że pracownicy branży turystycznej zwodzą ludzi ładnymi obrazkami, ponieważ nie jest możliwe ukrycie tych gorszych stron. Moim zdaniem pokazywanie rzeczywistości z perspektywy czterogodzinnej wycieczki i pisanie, że to są prawdziwe Indie, to jest tylko utrwalanie szkodliwych stereotypów. Ja jestem w Indiach na co dzień i mieszkam w normalnym mieszkaniu. Większość klasy średniej w Indiach mieszka w podobnych blokach jak ludzie w Polsce. Są też ludzie bardzo biedni i bardzo bogaci. Jest po prostu inna skala, bo w Polsce mieszka 38 mln ludzi na 322 575 km², a w Indiach 1,38 miliarda osób na 3 287 000 km².

Z jakimi jeszcze mitami na temat Indii się spotykasz?

Czasami widzę u blogerów obrazki pokazujące, że mieszkańcy Indii to tacy biedni, opuszczeni przez państwo ludzie. Nie do końca tak jest, bo są różnego typu programy rządowe i wsparcie fundacji. Dzięki mojej teściowej, która od lat działa społecznie i jest pracownikiem socjalnym, łapię inną perspektywę na te kwestie. W Mumbaju żyje około 17 mln ludzi, z czego ok. 55 proc. mieszka w slumsach, które są największymi slumsami w całych Indiach. To wygląda podobnie do Bogoty w Ameryce Południowej, gdzie na wzgórzach mamy jakby poprzyklejane do siebie domki. Slumsy podchodzą pod samo lotnisko, więc nie trzeba się nigdzie wybierać na żadne wycieczki, żeby zobaczyć, jak to życie rzeczywiście wygląda. Tam mieszkają ludzie, którzy zbudowali swoje domy, nie mając na to pozwolenia. Przyjechali z całego kraju do Mumbaju, bo uważali, że jak już nigdzie nie ma pracy, to tam ją zawsze znajdą. Potem ściągają swoje rodziny, slumsy się rozrastają i problem się nawarstwia. Ale to nie jest takie zero-jedynkowe, bo kiedyś mój znajomy podróżnik trafił do jakiejś wsi, gdzie dom zrobiony był z krowich placków, a w środku stał telewizor plazmowy. Powinniśmy patrzeć na Indie z punktu widzenia odpowiedzialnego turysty, który nie przyjeżdża tutaj tylko z poczuciem, że to kraj trzeciego świata.

Dziękuję za rozmowę.

Więcej o: