W 1998 r. Viliumas Malinauskas, litewski król marynat grzybowych i przetworów owocowych, założył we wsi Grutas koło Druskiennik niezwykły park-muzeum. Na 20 ha podmokłych łąk i lasów, tuż nad brzegiem jeziora stanęło prawie 90 rzeźb komunistycznych bohaterów ZSRR oraz lokalnych komunistów.
Przy wejściu do parku mijamy parowóz z wagonem symbolizujący masowe wywózki ludności litewskiej na Syberię. Obok "Matka Krzyżgórska" - rzeźba, która stała przy autostradzie Kowno-Kłajpeda, w połowie drogi między tymi miastami, w miejscu o nazwie Kryżkalnis. Litwini twierdzą, że rzeźba miała początkowo stać w rosyjskim Aleksiejewie i symbolizować "Matkę Rosję", ale miejscowym komunistom nie spodobała się, gdyż... była za mało rosyjska, a nazbyt litewska - przedstawia kobietę w stroju zamężnej Litwinki, z gałązką dębową w ręku (litewski symbol odwagi).
Tuż za wejściem turystów wita najcięższa rzeźba muzeum - ważący 75 ton "Partyzanci walczącego podziemia sowieckiego", przedstawiająca ośmiu kilkumetrowych partyzantów wychodzących z lasu. Transport tego eksponatu był chyba najbardziej złożoną operacją logistyczną w krótkiej historii muzeum - aż 16 razy zmieniano opony, bo nie wytrzymywały ciężaru rzeźby.
Najwięcej jest pomników i rzeźb Lenina. Popiersia są prawie identyczne, ale twórcy pomników wykazali inwencję. Wódz rewolucji trzyma rękę w kieszeni, siedzi na ławce lub wskazuje ręką w dal.
W okresie sowieckim o prestiżu miasta świadczyła wielkość pomnika Lenina. Przewodnicy opowiadają, że w Wilnie miał 6 m, w Kownie - 5,8, w Kłajpedzie 5,2, a w Druskiennikach niecałe 2.
Rzeźby stoją w kręgach - każdy ma swoją nazwę i "bohaterów". Pierwszy to krąg totalitaryzmu z Leninem, Marksem i Engelsem. Potem widzimy krąg terroru, w którym nie zabrakło m.in. Feliksa Dzierżyńskiego (założyciel sowieckich służb bezpieczeństwa) i Vincasa Kapsukasa (założyciel litewskiej partii komunistycznej i jej długoletni szef). W kręgu sowieckim stoją pomniki Litwinów, którzy walczyli o utworzenie Litwy Sowieckiej w latach 1918-1919, jak np. Karolis Pożela czy Josif Greifenberg, Rapolas Czarnas i Kazys Gedrys, zastrzeleni w 1926 r. przez litewskich nacjonalistów. W kręgu czerwonym zobaczymy pomniki sowieckich generałów i znanych partyzantów, a w okupacyjnym tych, którzy w 1940 r. pomagali Sowietom zająć Litwę, a potem byli tam namiestnikami Moskwy, np. Antanas Snieczkus i Justas Paleckis.
W parku jest także replika fragmentu łagru sowieckiego otoczona drutem kolczastym. Wśród drzew stoi kilka wieżyczek wartowniczych, z megafonów płyną marsze i piosenki propagandowe wychwalające wielkość Stalina i sowieckiej ojczyzny oraz obozowe komunikaty. Wrażenie potęgują rosnące za ogrodzeniem brzozy, sosny i świerki, jakby żywcem przeniesione z Syberii. Tamten klimat przypominają także drewniane chodniki, po których chodzimy zwiedzając park - w łagrach nazywano je kancziu takas (droga męki).
Na trasie spaceru znajdują się dwa pawilony. W jednym - kopii małomiasteczkowego domu kultury, jakie masowo budowano na Litwie w latach 40. - zgromadzono pamiątki po komunizmie: flagi z herbami republik, powiększone wycinki gazetowe z lat 1945-89, ordery, plakaty i mapy z zaznaczonymi miejscami zsyłki Litwinów. Można tu także obejrzeć sowieckie kroniki filmowe. W drugim pawilonie mieści się spora galeria socrealistycznych obrazów przedstawiających nie tylko wodzów rewolucji, ale i jej szarych bohaterów - traktorzystkę czy świniarkę z trzódką.
Na koniec zajrzyjmy do restauracji przy wejściu. W karcie dań znajdziemy dział "Nostalgia za minionymi czasami": barszcz nostalgija (naprawdę bardzo wodnisty - 0,8 lita), kisiel (podstawowy napój w sowieckich stołówkach, trudno go odróżnić od kompotu - 0,6 lita), a także kotlet mielony proszczaj mołodost (jak twierdzą kelnerzy, robiony według starych i sprawdzonych przepisów: 20 proc. mięsa i 80 proc. chleba - 2,2 lita), a do niego oczywiście kasza gryczana. Najdroższe danie to kilka po ruski - duży ziemniak, plasterki cebuli i 5 śledzi bałtyckich podane na metalowym talerzu, a do tego "setka" (7 litów).
Park podoba się turystom, co widać po wpisach do księgi gości. Ale starszych Litwinów denerwuje dość luźna atmosfera, trochę jak w lunaparku. Takie wrażenie potęguje kącik dla dzieci z atrakcjami rodem z wesołego miasteczka. Jest tam również minizoo z egzotycznym ptactwem.
Zwiedzając muzeum, nie czujemy grozy łagrów, w których zesłańcy ginęli tysiącami. Malinauskas nie ukrywa, że chciał uniknąć takiego efektu, by jego muzeum przyjemnie było zwiedzać. Ma być źródłem wiedzy o tamtych czasach. Trochę innym niż podręcznik.