La Stampa informuje, że sezon wakacyjny w przyszłym roku będzie już inny. Od czerwca 2022 roku, aby wjechać do miasta, trzeba będzie zapłacić od 3 do 10 euro od osoby. Cena jest uzależniona od sezonu oraz liczby turystów, którzy chcą odwiedzić to miasto danego dnia.
Nie będą musieli płacić mieszkańcy, ich rodziny i osoby z ważnymi rezerwacjami w którymś z hoteli, bo odpowiednia kwota będzie im doliczana do rachunku. W głównych punktach Wenecji pojawią się także liczniki, żeby ograniczyć ruch. Dodatkowo, jeśli ktoś planować będzie zwiedzanie historycznej części Wenecji, będzie musiał zarezerwować miejsce z wyprzedzeniem. Wejście będzie możliwe jedynie przez obrotowe bramki.
Od lat Wenecja zmaga się z overtourismem. W dużym stopniu przyczyniały się do tego wycieczkowce, które codziennie zawijały do portu. Władze już w tym roku (a dokładnie od lipca), wprowadziły zakaz cumowania statków przy brzegu. I choć oznacza to sporą utratę dochodów, bo każdy za zakotwiczenie płacił po 30 tys. euro, to gospodarze Wenecji postanowili być konsekwentni, aby zapanować nad turystyką masową. Burmistrz Wenecji Marco Gasparinetti tłumaczy, że w ten sposób miasto zostaje uznane za park tematyczny.
Przeciwnicy tego pomysłu uważają, że ograniczenia powinny być wprowadzone jedynie w miejscach tłumnie odwiedzanych, takich jak plac Świętego Marka. A Wenecji nie niszczą turyści, lecz korupcja we władzach miasta. Na ochronę przed powodziami wydano 5,5 miliarda euro, projekt miał być zakończony w 2022 roku, a wciąż nie widać zadowalających efektów. Miasto też wyludnia się, bo warunki życia stają się coraz gorsze.
Według włoskich badaczy do 2100 roku Wenecji grozi pełne zalanie z powodu podniesienia się poziomu Adriatyku o 140 cm. Podejmowane są więc różne działania mające na celu ochronę przeciwpowodziową. Uwagę na tonące miasto chciał też zwrócić artysta Lorenzo Quinn, który stworzył nietypową rzeźbę - dwie ogromne ręce wyłaniające się z kanału, szukające ratunku i opierające je na budynkach sąsiadujących z wodą.
Natura daje się mocno we znaki wenecjanom, których zalewa acqua alta, czyli wysoka woda. Eksperci zwracają uwagę, że ostatnio zdarza się to wyjątkowo często. Zwykle za wystąpienie tego zjawiska odpowiada niskie ciśnienie na Morzu Tyrreńskim i silny południowy wiatr albo potężne fale. Teraz dochodzi do tego regularne podnoszenie się poziomu wody. Jeśli przewidywania klimatologów się spełnią, Wenecji nie da się uratować.
Z 12 na 13 listopada 2019 roku miasto musiało się zmierzyć ze skutkami wysokiej wody. - To była katastrofa. Ostatni tak wysoki poziom wody morskiej zanotowano 4 listopada 1966 r. Gdy rozmawiałam z osobami, które wtedy to widziały, zawsze opowiadały o tym doświadczeniu jak o sytuacji wyjątkowej. A tutaj proszę sobie wyobrazić, że nastąpiła dość groźna powtórka. W 1966 r. woda morska osiągnęła wysokość 194 cm, a 12 listopada 2019 r. 187 cm. Myślałam, że nigdy tego nie zobaczę, bądź co bądź od ostatniej katastrofy minęły 53 lata - stwierdza w rozmowie z Podróże Gazeta.pl Anna Domaradzka, Polka, która od 28 lat mieszka w Wenecji.
Źródło: La Stampa / Rzeczpospolita