Z Jerozolimy* w kierunku Tel Awiwu prowadzi znakomita droga, która jeszcze nie tak dawno była wąską, górską ścieżką nad przepaściami. Eukaliptusy, zielono, dosyć ciepło - marzec (izraelska zima) to najlepsza pora, żeby tu przyjechać.
Beit Guvrin, część Parku Narodowego Beit Guvrin-Maresza, jest miejscem nieustannych wykopalisk. Dziś można obejrzeć ok. 4 tys. grot (800 w Beit Guvrin), zarówno naturalnych, jak i stworzonych przez Fenicjan, Bizantyjczyków, czy chrześcijan. Jest wśród nich Grota Gołębi (columbarium) w kształcie podwójnego krzyża - kilka wysokich pomieszczeń wykutych w miękkim wapieniu. W ich ścianach dwa tysiące niewielkich, regularnie rozmieszczonych nisz, w których prawdopodobnie hodowano gołębie. Jest Polska Grota (w IV-III w. p.n.e. była to cysterna na wodę, potem kolumbarium), którą w 1943 r. odwiedzili żołnierze gen. Andersa. Na kolumnie podtrzymującej sufit wyryli datę, orła i słowa: "Polonia, Warszawa". Oglądamy doskonale zachowany podziemny dom mieszkalny z III-II w. p.n.e. z dziedzińcem, schodami na niższe piętro i niezbędnymi do życia cysternami na wodę. Grota Appollofanesa to grób rodzinny z miejscem na 44 sarkofagi. Jego wnętrze zdobiły freski i inskrypcje, ale niewiele się zachowało - większość zanikła wraz z powietrzem, które wpadło do groty. Te, które odnowiono, wyglądają podejrzanie świeżo. Kiedy pytam przewodniczkę o kościół św. Anny z XII w., pokazuje fragment ściany sterczący z gruzów. Tyle zostało. Uwaga: pod żadnym pozorem nie wolno zbaczać ze ścieżek - jest mnóstwo dziur w ziemi, niektóre bardzo głębokie.
56 km na południe od Jerozolimy, wstęp 18 szekli (1 szekel-1zł), ulgowy 9; czynne: październik-marzec 8-16, kwiecień-wrzesień 8-17, www.gemsinisrael.com
Wspaniała, zielona dolina (400 km w Izraelu), w której rosną najsłodsze na świecie daktyle, winogrona, ogromne lasy palmowe. I rzeka, niegdyś potężna, dziś wąska, zielona wstążka wpadająca do Morza Martwego. Po obu stronach góry, szaro-biało-rude, z rzadka porośnięte szczeciną zieleni, wyglądają jak pofałdowane szaty olbrzymów. Mijamy pola uprawne wyrwane pustyni, wielkie szklarnie (stąd eksportuje się najwięcej owoców i kwiatów), gdzieniegdzie ludzie schyleni nad ziemią. Przejeżdżamy przez Pustynię Judzką. Żyją tu kozice (jedną widziałam), drapieżne ptaki, węże, skorpiony (nie wolno podnosić kamieni!) i dziewięć tygrysów judejskich. Co jakiś czas pojawiają się stada owiec i kóz, wydaje się, że nikt ich nie pilnuje, tylko raz mignęła zakutana po uszy kobieta na osiołku. Należą do Beduinów, którzy przenoszą się z nimi z miejsca na miejsce (od stycznia do kwietnia w górach nic nie rośnie). Można też zobaczyć ich namioty, a raczej sklecone z byle czego domostwa. Ostatnio rząd ograniczył ich przestrzeń życiową, pobudował im domy, ale większość stoi pusta.
Kiedy zatrzymujemy się na chwilę, nad naszymi głowami przelatuje stado bocianów. - Lecą do Polski, będą u was za dziesięć dni - mówi przewodniczka.
Mijamy kilka ładnych, białych budynków - to szkoła religijna ogrodzona drutem kolczastym. Jesteśmy na granicy Zachodniego Brzegu. Na lewo Samaria i góra Gilboa, którą przeklął król Dawid po zwycięstwie filistyńczyków nad Saulem. Deszczownie nawadniają rudą ziemię i zielone pola. Wjeżdżamy do Dolnej Galilei. Widać górę Tabor - wg tradycji miejsce Przemienienia Pańskiego. Sterczy osobno, piękna i majestatyczna.
Święta Rodzina mieszkała tu ok. 31 lat. Małe, białe miasteczko, duży ruch. Centralnym punktem jest Bazylika Zwiastowania, piąty kościół, który stoi na tym miejscu, zbudowany w 1969 r. Ogromne, prawie puste wnętrze, sufit podtrzymywany pięknymi, grubymi kolumnami. Malutkie, wąskie witrażowe okienka wpuszczają niewiele światła. W dole na środku, oddzielona ozdobną, kratą Grota Zwiastowania obudowana apsydą kościoła bizantyjskiego z V w. To kościół dolny. W górnym mnóstwo światła, ściany zapełnione freskami i mozaikami przedstawiającymi Maryję, podarowanymi przez wiele krajów. Jest np. dzieło Charlesa Maddena z USA, niezwykle kolorowy obraz F. Narvaneza z Wenezueli, z Polski Matka Boska Częstochowska, niestety dosyć kiczowata (autor - Pictor Polonus), z Japonii - Maryja w kimonie.
Zegar bije dwunastą. Kiedy po obejrzeniu Bazyliki schodzimy w dół wąską, stromą uliczką, słychać wzmocniony przez głośniki śpiew muezina. Po chwili zaczynają bić dzwony Bazyliki i innych kościołów, zagłuszając go na całe 3 minuty. Co za koncert!
Z wyjątkiem mszy Bazylika otwarta 8.30-12, 14-16, niedziela i święta 14-16, wstęp wolny, http://www.ffhl.org/nazareth.asp , http:// www.saint-mike.org
Jadąc dalej doliną Jordanu (ciągle tą wspaniałą autostradą), mijamy lasy piniowe (sadzone), kibuc, w którym działała i pracowała Golda Meir (premier Izraela w latach 1969-1974). Po lewej pojawia się wspaniały widok na Jezioro Galilejskie i otaczające je Wzgórza Golan.
Objazd jeziora zaczynamy w Jardenicie, pięknym, choć bardzo turystycznym miejscu nad samym Jordanem. Rzeka jest wąska, nad brzegami rosną drzewa i krzewy. Do dziś odbywają się tu chrzty. Grupa postaci w białych szatach właśnie zanurza się w zielonej wodzie, jedna z kobiet przewraca się, zaatakowana przez kaczkę (w pobliżu pływa ich więcej). W kolejce czeka kilka grup pielgrzymów. Ale to nie tutaj św. Jan ochrzcił Jezusa, tylko w Al-Magtes w pobliżu Jerycha, blisko Zachodniego Brzegu i granicy z Jordanią, gdzie turyści nie mają wstępu. Jardenit zbudowali mieszkańcy kibucu Kinneret - to zarazem hebrajska nazwa Jeziora Galilejskiego (w Biblii nazwane jest także Morzem Tyberiadzkim i jeziorem Genezaret). Lunch można zjeść w świetnej restauracji Timarim. Podają tu m.in. rybę św. Piotra - pyszna, w smaku trochę przypomina pstrąga. W dużym, dobrze zaopatrzonym sklepie kupimy sławne daktyle z Galilei, miód, m.in. z daktyli i różne tzw. pamiątki. Kupiłam miód, daktyle i gruby, nieregularny kawałek drzewa oliwki.
Objeżdżamy Jezioro Galilejskie od strony południowej. Obok ogromnych szklarni pasą się poczciwe czarno-białe krasule. Mijając sad mangowy, wjeżdżamy do doliny Tabgy (nazwa arabska, po hebrajsku - Hefta, czyli siedem, po grecku Heptapegon - Siedem Źródeł), chyba najpiękniejszego ze świętych miejsc chrześcijaństwa w Izraelu. Na górze Błogosławieństw, gdzie wg tradycji nauczał i błogosławił Jezus, nasza przewodniczka Szoszana ben Avraham czyta: "Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios..." (obok słyszę te same słowa czytane po angielsku).
Wchodzimy do kościoła Rozmnożenia Chleba i Ryb. Dzisiejszy ośmioboczny budynek, dzieło włoskiego architekta Antoina Berlucciego z 1935 r., stoi na miejscu bizantyjskiego kościoła z V w. Świetnie wpisuje się w to niezwykłe, tchnące spokojem miejsce, gdzie Jezus rozmnożył dwie ryby i pięć chlebów: "A tych, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężów oprócz niewiast i dzieci" (Mat. 13, 21). Mozaikową posadzkę odkopano dopiero w XX w. Piękne są zwłaszcza dwie ryby z koszem chleba między nimi, inne motywy to pelikany, pawie, rośliny. Na dziedzińcu kościoła oglądamy świetnie zachowaną bazaltową tłocznię oliwną z czasów bizantyjskich.
Kościół otwarty poniedziałek-sobota 8.30-17, niedziela 10-17, wstęp wolny http://www.bibleplaces.com/tabgha.htm
Wyjeżdżamy z doliny Jordanu, kierując się ze wschodu na zachód, by przeciąć kraj wszerz (samochodem w godzinę). Robi się zielono, po obu stronach rudawe góry usiane białymi kamieniami i głazami. Jesteśmy między Górną i Dolną Galileą. Blisko szosy pasą się krowy, od czasu do czasu widać białe domki miasteczek, które w pierwszej chwili wyglądają jak skały, tak świetnie wtapiają się w krajobraz. Mijamy wioski druzów, tajemniczej religijnej sekty, której członkowie żyją także w Syrii i Libanie - zlepek islamu (uznają Allaha, ale wierzą, że Mahomet nie był jedynym prorokiem), hinduizmu (wierzą w reinkarnację) i chrześcijaństwa. Po lewej pojawia się Morze Śródziemne. Dojeżdżamy do Rosz Ha-Nigra, najbardziej na północ wysuniętego skrawka Izraela. Obok przebiega granica z Libanem (z dołu widać ogrodzenie z drutem kolczastym i posterunek straży), na dole wojskowa baza izraelska, dużo żołnierzy. Są tu pozostałości po zbudowanej przez Anglików w 1942 r. kolei, która miała łączyć Hajfę z Tripolisem - ostał się tunel z fragmentem torów.
Przyjeżdża się tu jednak przede wszystkim dla grot (na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO) i wspaniałych widoków - poszarpane skaliste wybrzeże, z którego wyrastają piaskowe, biało-żółtawe skały o najbardziej fantastycznych kształtach, najwyższa oglądana z dołu przypomina olbrzyma, który palce ogromnych stóp zanurzył w morzu. Do grot z hukiem wdziera się woda, trzeba uważać, żeby nie poślizgnąć się na mokrych skałach i nie dostać pod naturalny prysznic (w czasie sztormu są zamknięte). Nagle w jednej z nich pojawia się grupa nurków, walczących z silnym morskim prądem. Potem w niewielkiej sali oglądamy 20-min film o kolei. Na drugim końcu tunelu jest mały pociąg, którym w weekendy można przejechać się wzdłuż wybrzeża za 15 szekli, na co niestety nie było czasu.
Mijając sławną ze wspaniałych plaż Nahariję, jedziemy w kierunku Hajfy. Po lewej imponujące pozostałości tureckiego akweduktu w rzymskim stylu, zbudowanego ok. 1780 r. przez Ahmeda Paszę Al-Jazara, któremu Akra (po hebrajsku Akko) wiele zawdzięcza i dziś oglądamy miasto, jakie on zostawił. To najstarszy port na świecie (wzmianki w świętych tekstach egipskich z XIX w. p.n.e.) i jedyne zachowane miasto krzyżowców. Przechodziło z rąk do rąk: Asyryjczycy, Egipcjanie, Rzymianie, Arabowie, krzyżowcy. Kolejni najeźdźcy burzyli domy i na fundamentach stawiali nowe. Jednak po najeździe mameluków pod koniec XIII w. miasto przestało istnieć. Odbudował je dopiero w XVIII w. na fundamentach miasta krzyżowców wspomniany Al-Jazar, otaczając je podwójnym murem obronnym (nawet Napoleon nie zdołał go sforsować), przedzielonym dwiema głębokimi fosami. W Akko ciągle kopią archeolodzy, im głębiej, tym więcej znajdują pozostałości poprzednich epok, a zbadano dopiero dziesięć proc. terenu.
Spacer podziemnym miastem krzyżowców (8 m pod ulicą) zaczynamy od ogromnego Dziedzińca Rycerskiego z kolumnami ukradzionymi z Cezarei, potem refektarz, którego sufit podtrzymują trzy wielkie kolumny - jest bardzo prawdopodobne, że jadał tu Marco Polo (teraz też odbywają się bale i przyjęcia), więzienie, krypta z dwiema płytami nagrobnymi krzyżowców, z wypolerowanego kamienia jerozolimskiego. Wchodzimy do tunelu Templariuszy (osiedlili się w Akko pod koniec XII w.), prowadzącego do portu. Odkryto go przypadkowo dopiero w 1999 r., gdy kobieta mieszkająca, jak się okazało, nad tunelem zgłosiła, że ma zatkaną rurę. Jest krótki (350 m), ale robi wrażenie - idzie się drewnianym chodnikiem, pod którym płynie woda, nad głową kamienne sklepienie, mroczno i ponuro. I nagle - ruchliwy bazar turecki, z mnóstwem straganów. Oczy bolą od kolorów (podziemne miasto otwarte sobota-czwartek 8.30-16.30, piątek 8.30-14.30, wstęp 15 szekli, ulgowy 12). W cenie biletu jest wstęp do nieczynnej dziś łaźni Al-Jazara (była używana do 1940 r.), Hammam al-Pasza, gdzie oglądamy resztki marmurowych podłóg, kolorowych kafelków i ciekawy, quasi-fabularny film, opowieść o łaźni, a zarazem o historii miasta.
Co było jeszcze? 40-minutowe zejście w upał Wężową Ścieżką z Masady, pałacu-twierdzy Heroda Wielkiego z 37-34 r. p.n.e. (zasypaną gruzami odnaleziono dopiero w 1963 r.). Kąpiel (?) w Morzu Martwym, dziesięć razy bardziej słonym niż inne morza, bogatym w minerały, z których w fabryce Ahava (po hebrajsku miłość) wyrabia się sławne kosmetyki i sole. Zwoje Morza Martwego z Qumran - teksty biblijne sprzed dwóch tysięcy lat w jerozolimskim Muzeum Narodowym, pięknym, białym budynku w kształcie pokrywy dzbanów, w których w 1947 r. znalazł je beduiński pasterz. Spacer po Ein Karem, kiedyś wiosce, dziś jerozolimskiej dzielnicy artystów wśród tarasowatych wzgórz. Przejście tunelami pod Ścianą Płaczu i akweduktem z II w. p.n.e., z którego wychodzi się prosto na Via Dolorosa. Stare miasto i port w Cezarei, które Herod Wielki zaczął budować w 22 r. p.n.e. i ukończył 12 lat później - z Wieży Czasu widać leżące w wodzie dwie kolumny z jego czasów i zarys fundamentów w kształcie półkola z czasów bizantyjskich. Rzut oka na Tel Awiw, nowoczesne, ruchliwe centrum finansowe i rozrywkowe Izraela, które żyje 24 godziny na dobę, założone w 1909 r. przez zegarmistrza Akiwę Weitza. A na koniec - nie licząc fortecy, jaką jest z konieczności lotnisko Ben Guriona - biblijna Jafa (po hebrajsku Jafo, czyli piękny), dziś miasto artystów i galerii, jeden z najstarszych czynnych portów świata, ze wspaniałym widokiem na Tel Awiw i Morze Śródziemne.
* O Jerozolimie pisaliśmy w nr. 12 z 26-28 marca