Kreta: w poszukiwaniu Gortyny

Znakiem rozpoznawczym były poniewierające się tu i ówdzie antyczne kolumny. Podążyłyśmy ich śladem...

W cudownych "Zaślubinach Kadmosa z Harmonią" Roberto Calasso poświęconych greckiej mitologii Gortyna pojawia się wiele razy. Tu "w cieniu wielkiego platanu Zeus połączył się z Europą", córką fenickiego króla Agenora, którą porwał jako biały byk na brzegu morskim w Sydonie (porwanie stało się jednym z ulubionych tematów w sztuce). O mieście tym wspominał również Homer. Starożytne Gortys mogło liczyć nawet 300 tys. mieszkańców. Zapragnęłam zobaczyć to miejsce.

Połowa października, ale na Krecie lato trwa w najlepsze. Pierwszy poranny autobus wiezie nas ze stolicy Heraklionu do Ágioi Déka w Dolinie Messara, w sercu wyspy. Gdy tam docieramy, niezbyt zamożna i niezbyt czysta wieś dopiero budzi się do życia. Ale i tak robi na nas wrażenie: za budulec wielu obejść posłużyły kamienne bloki ze starej Gortyny, na podwórkach walają się statuy i kawałki marmurów. Antyczne kolumny wspierają komórki i ganki, a korynckie kapitele zamieniły się w stoliki i postumenty. Na jednym ktoś akurat rozrabia niebieską farbę - ulubiony tutaj kolor do malowania drzwi i okien.

Jest też niesamowity, głęboko zapadnięty w ziemię (w przypadku bardzo starych miast różnica poziomów może sięgać 12 m) romański kościół z sygnaturką na dachu pod wezwaniem Dwunastu Męczenników. Podobno byli to pierwsi tutejsi misjonarze, którzy zginęli za wiarę z rąk Rzymian ok. 250 r. Ich prochy spoczywają niedaleko, w bielonej krypcie nowego kościoła. Obok niego leżą na ziemi trzony starożytnych kolumn.

Wędrujemy kamienistą polną drogą wśród oliwnych gajów i krzaczastych opuncji. Za czasów rzymskich Gortyna była stolicą wielkiej prowincji o tej samej nazwie obejmującej nie tylko Kretę, lecz również część północnej Afryki, szczyt świetności osiągnęła w III wieku n.e. Niestety, pasterze kóz nic o tym nie wiedzą i nie potrafią wskazać drogi do ruin (może dlatego, że nie mówimy po grecku).

Idziemy dalej. Wokół żywego ducha, choć niedaleko przebiega główna droga asfaltowa w okolicy. Ale wkrótce Gortyna znajduje się sama. Ze zdumieniem patrzymy, że kozy i owce skubią wysuszone trawki pomiędzy potrzaskanymi kolumnami. To musi być tu!

Znienacka wyrastają przed nami ogrodzone siatką ruiny wielkiego miasta (jesteśmy poza sezonem, czy dlatego wszystko zamknięte?). Na szczęście w siatce jest dziura... Włazimy przez nią wprost do pretorium, a raczej tego, co pozostało z siedziby wojskowego dowódcy. Tuż obok była świątynia Apolla (na ruinach z epoki minojskiej). Otacza nas cmentarzysko potężnych kolumn. Mnóstwo tu jońskich i korynckich kapiteli, tablic z inskrypcjami oraz posągów, wiele bez głów czy kończyn, ale i tak wyglądają wspaniale na tle resztek murów i poskręcanych drzew oliwnych. Jak się dowiadujemy z tabliczek, dość niedawno Włoska Szkoła Archeologii rozpoczęła tu systematyczne prace wykopaliskowe.

Po drugiej stronie szosy jest "część właściwa" Gortyny, tzn. muzealna. Przy głównym wejściu - imponujące ruiny bazyliki Ágios Titos z IV w., siedziby pierwszego biskupstwa na Krecie. Patron to święty, który nawrócił Kretę na chrześcijaństwo i został jej pierwszym biskupem, św. Paweł adresował do niego jeden ze swoich listów. Gortyna jako pierwsza na wyspie przyjęła chrześcijaństwo i wyznawała je do 828 r., kiedy to została zniszczona i dostała się pod okupację Saracenów (od tej pory pozostała niezamieszkana).

Dalej wspaniały odeon, a na jego scenie kamienne tablice z tzw. Kodeksem z Gortyny z ok. 450 r. p.n.e. odkryte w 1884 r. Robią na nas niezwykłe wrażenie. Są olbrzymie (9 x 3 m), podobno największe ze znalezionych dotąd na terenie Grecji, to zarazem najstarsze źródło prawa greckiego. Pokryte tzw. pismem bruzdowym - linie czyta się na przemian, w przeciwnych kierunkach, tak jak układają się bruzdy oranego pola (styl znany jako boustrofedon - dosłownie: jak wół pługiem). Prawa ukazują hierarchiczne społeczeństwo greckie z V w. p.n.e., wynika z nich m.in., że niewolnika karano dwadzieścia razy bardziej surowo niż człowieka wolnego. Jest też mowa o zasadach dziedziczenia, ślubach, rozwodach, adopcji...

W miejscowym muzeum są tylko posągi, w dodatku za solidnymi kratami, co odbiera przyjemność kontemplacji.

Wyrwać się stąd można tylko autostopem. Pewien miły Turek (mieszka ich trochę na wyspie) podwozi nas zdezelowanym pikapem aż do Festos, choć wcale tam nie jechał...

Gortyna w sieci

http://www.interkriti.org/gortys

http://www.messara.com

http://www.interkriti.org/visits/gortys.htm

Więcej o: