Istnieje wiele podobieństw kulturowych, dla których Irlandia stała się ulubionym celem emigracji Polaków. Jednym z nich jest z pewnością swobodne podejście obu narodów do kwestii porządku. Przybyszom oczekującym eleganckich widoków "zachodniego kraju" od razu rzuca się w oczy chaos urbanizacyjny, nieład parkingów, placów budowy, graffiti i torby odpadków w bramach. Swojski bałagan wyspiarskiego krajobrazu czyni go mniej onieśmielającym, niż pedantycznie wysprzątane otoczenie krajów germańskich lub skandynawskich.
Polacy rozumieją i wybaczają chaos, jaki towarzyszy rozwojowi ekonomicznemu. Taki sam jest obecny w ojczyźnie, łączą więc z nim nadzieję na podobny sukces jak skok "celtyckiego tygrysa". Zajęci skokiem cywilizacyjnym Irlandczycy mogli nie mieć dotychczas głowy do upiększania swojego otoczenia. Są jednak sygnały, że to się zmienia wraz ze stabilizacją ekonomicznego dobrobytu. Lokalne władze najdynamiczniejszych regionów zaczynają przykładać coraz większą wagę do wyglądu miejsc publicznych, ponieważ dochodzą ich narzekania turystów i mieszkańców.
Rada miasta Dublin, wraz z wprowadzeniem nowego planu gospodarowania odpadami, rzuciła wyzwanie śmieciarstwu. Walka będzie prowadzona z użyciem najnowocześniejszych technologii, w strategii mowa jest bowiem o bazie danych kontenerów i koszy na odpadki opartej na systemie informacji geograficznej. Inną innowacją ma być możliwość donoszenia o zaśmieconych miejscach przy pomocy i z użyciem zdjęć z telefonów komórkowych. Zresztą w internecie już obecne są strony, na których zniesmaczeni obywatele umieszczają sfotografowane przy drogach i na podwórkach hałdy śmieci (http://www.keepdublintidy.ie). Dodatkową siłą operacyjną ma być nowa grupa strażników porządku, którzy przy pomocy ukrytych kamer będą robić naloty na punkty, gdzie nielegalnie pozostawiane są odpady.
Największe poruszenie wśród dublińskiej społeczności wzbudza jednak pomysł urzędników incognito, zasadzających się na niedbałych właścicieli czworonogów. "Pooper scoopers" mają wesprzeć policję we wlepianiu mandatów i tym sposobem zredukować ilość psich kup w miejscach publicznych. Sekundują im matki, zmęczone szorowaniem dziecięcych bucików z odchodów. Właściciele zwierząt czują się zaś dotknięci, że nagonka skupia się na ich pupilach, a nie na nieczystościach pozostawionych przez ludzi. "Mam dwa psy i chociaż zawsze po nich sprzątam (w plastikowe torebki), jestem zdumiona ilością brudu na ulicach i podwórkach! Wczoraj wracając z pracy O'Conell Street natknęłam się na mężczyznę, który musiał ulżyć sobie przy ścianie Clerys, o 4.55 w biały dzień" - narzeka Jessica na forum independent.ie.
Kolejni internauci zauważają, że każdorazowe zbieranie psich ekskrementów mnoży ilość plastikowych torebek. Jak słusznie zauważa Lisa, w rezultacie nieszkodliwa, łatwo rozkładająca się materia składowana jest w zupełnie nierozkładających się, nieprzyjaznych środowisku woreczkach. "Co za wykręt i żałosna wymówka, żeby nie sprzątać po swoich ulubieńcach!" - podnoszą się głosy nawołujące, aby każdy dorośle brał odpowiedzialność za poczynania swoje lub swoich piesków.
Tak przejawia się duch obywatelski, a jego znaczenia dla sprawy nie przeoczyli również radni. Postanowili ozdobić służbowe pojazdy przesłaniem, według którego śmiecący sami są "nic nie warci". Specjalne prezentacje będą kształtować właściwą postawę młodzieży w szkołach podstawowych. Nieporządne osoby, przedsiębiorstwa i instytucje będą publicznie piętnowane. Do tego dojdzie kampania medialna z udziałem celebrities, uświadamiająca jak bardzo rażą w oczy pety, guma do żucia i opakowania po fast-foodach rozrzucone na ulicach. Ma być ona wielojęzyczna, aby wzięli ją sobie do serca również przyjezdni. Ciekawe, jak władze zwrócą się w niej do polskiej społeczności.
Tekst z serwisu: Życie w Irlandii