Obecnie Jordania jest krajem dość nowoczesnym i cywilizowanym. W stolicy ciągle natykamy się na sklepy znanych światowych firm, po ulicach jeżdżą samochody takie jak wszędzie, hotele coraz częściej spełniają międzynarodowe standardy, nawet obsługa i menu w restauracji poza niewielkimi modyfikacjami nie będą się znacznie różniły od podobnych w Warszawie, Paryżu czy Nowym Jorku.
Stolica Jordanii - Amman - znana była już w czasach biblijnych. Wspominała o niej nawet Księga Rodzaju. Miasto rozkwitło w czasach rzymskich, zajmując, podobnie jak Rzym, miejsce na okolicznych siedmiu pagórkach. Rzymianie nazwali je... Filadelfią - ta najbardziej znana Filadelfia jest więc tylko o wiele młodszą siostrą tej jordańskiej. Jeśli nie wiemy o tej z pochodzenia rzymskiej nazwie, mijana po drodze do Ammanu uczelnia nosząca dumną nazwę University of Philadelphia może nas nieco zszokować.
Zwiedzanie miasta najlepiej jest zacząć od górującej nad miastem cytadeli. Widać stamtąd jak na dłoni poszczególne wzgórza (teraz Amman zajmuje ich ponad dwadzieścia), pokryte nieco chaotycznie mniejszymi i większymi białymi domkami przyklejonymi do zboczy jak ptasie gniazda.
Najbardziej rzuca się w oczy ogromny amfiteatr rzymski położony u stóp przeciwległego wzgórza. Może pomieścić 6 tys. widzów. Jest w świetnym stanie i ciągle odbywają się w nim przedstawienia.
Przed amfiteatrem znajdują się resztki kolumnady forum, a niedaleko odeon - mniejszy teatr, który także został zbudowany przez Rzymian w II wieku n.e. Widownia była dość zniszczona, ale niedawno ją zrekonstruowano i urządzane są tam koncerty.
Na szczycie najwyższego wzgórza był w starożytności akropol. Teraz ze świątyni Heraklesa zostało zaledwie parę kolumn. Poza tym są też ruiny wielu budowli z różnych okresów - oprócz rzymskich również bizantyjskie i arabskie. Nie stanowią imponującego widoku i trzeba użyć siły wyobraźni, żeby domyślić się, jak wyglądało zabudowane wzgórze.
Na samym szczycie stoi nowoczesny gmach muzeum. Nie jest ono wprawdzie duże, ale posiada wiele cennych eksponatów. Są tam na przykład słynne zwoje znalezione w Morzu Martwym. Oprócz tego można obejrzeć niepozorne, jakby nieudolnie ulepione figurki, ponoć najstarsze wolno stojące przedstawienia człowieka na świecie.
Zielone i urodzajne tereny w Jordanii znajdziemy jedynie na zachód i północ od Ammanu. W stosunku do całej powierzchni kraju jest ich raczej niewiele.
Na północy krajobraz jest urozmaicony, drogi wiją się wśród pagórków i nad dolinami, na zboczach są pola i sady.
Jakieś 30 kilometrów od stolicy, wśród malowniczych wzgórz leży Jerash, czyli starożytna Gerasa. Rozpościerające się na olbrzymim terenie świetnie zachowane miasto rzymskie naprawdę robi wrażenie. Oczywiście jest nadgryzione zębem czasu - kilkanaście wieków robi swoje, nie ma tam na przykład przykrytych dachami domów czy sklepów. Ale na przykład teatr wygląda prawie tak, jakby go niedawno zbudowano - inna sprawa, że przed niecałym półwieczem był gruntownie odnawiany. Na scenie jest "stała" dekoracja, czyli mur przebity trzema ozdobnymi wejściami, z urozmaicającymi przestrzeń kolumnami na wysokich cokołach.
Do starożytnego miasta wchodzimy przez imponujący łuk triumfalny, wybudowany na cześć cesarza Hadriana w 129 roku n.e., kiedy to zaszczycił miasto swą wizytą.
Z boku mijamy hipodrom ogrodzony solidnym murem, gdzie ścigały się rydwany. Oglądanie wyścigów konnych było jedną z ulubionych rozrywek mieszkańców Gerasy.
Największe wrażenie robi ogromny owalny plac otoczony wysokimi kolumnami. Wszystkie kolumny stoją, jak stały prawie dwa tysiące lat temu, połączone poziomą belką - architrawem. Podobno w czasach rzymskich między kolumnami były wejścia do sklepów, teraz praktycznie nie ma po nich śladu.
Ostatnio na środku placu, na cokole, tam gdzie kiedyś był pomnik cesarza, postawiono jedną z kolumn, tworząc w ten sposób jakby pomnik kolumny. Na jej szczycie zamontowano metalowy znicz, zapalany w czasie dorocznego festiwalu odbywającego się w Jerash.
Na placu rozpoczyna się główna ulica miasta zwana Cardo Maximus. Po jej obu stronach strzelają w niebo rzędy smukłych kolumn. Z dużej fontanny teraz, niestety, nie płynie już woda. W upalnym klimacie bardzo się przydawała, mógł się z niej napić każdy spragniony przechodzień. Poza tym fontanna była niewątpliwie ozdobą.
Ulica jest wybrukowana potężnymi blokami z wapienia. Jak się trochę przyjrzymy, zobaczymy w bruku podłużne rowki - wyrzeźbiły je koła rydwanów i wozów.
W czasie spaceru wśród imponujących ruin rzymskiego miasta możemy natknąć się na fragmenty misternie ułożonych mozaik. Pochodzą one z czasów bizantyjskich, kiedy rzymskie świątynie przekształcono w kościoły chrześcijańskie. Kościołów było w Gerasie co najmniej piętnaście! Do naszych czasów niewiele z nich przetrwało - niewysokie fragmenty murów i właśnie podłogi z urzekającymi mozaikami.
Oprócz oglądania starożytnych pozostałości w Jordanii stąpamy po szlakach biblijnych. Najważniejszym miejscem, zarówno dla chrześcijan, jak i Żydów jest góra Nebo. Rozciąga się z niej wspaniały widok na żyzną dolinę Jordanu i Morze Martwe, może więc właśnie dlatego Jahwe przywiódł tam Mojżesza, żeby zobaczył przed śmiercią rozciągającą się u jego stóp Ziemię Obiecaną. Tam też Mojżesz dokonał żywota i jest tam, jak mówi tradycja, pochowany.
W domniemanym miejscu śmierci Mojżesza już w IV wieku n.e. zbudowano kościół. Zachowały się ściany i kolumny dzielące nawy do wysokości mniej więcej dwóch metrów oraz przepiękne mozaiki z IV i VI wieku.
Teraz pieczę nad całością sprawują franciszkanie, przeprowadzając gruntowne badania i renowacje. Stare fragmenty ścian uzupełnione są nowymi, a całość przykrywa rozłożysty dach z falistej blachy.
Przed kościołem, nad urwiskiem, stoi pełna ekspresji nowoczesna rzeźba z metalu - Mojżeszowa laska z oplecionym na niej wężem.
Niedaleko świętej góry Nebo, w niewielkim miasteczku Madaba, na posadzce kościoła jest mozaika - mapa Ziemi Świętej. Co prawda nie zachowała się w całości, ale na widocznych fragmentach, dokładnie podpisanych (po grecku), można znaleźć Betlejem i Jerycho, rzekę Jordan, Jezioro Tyberiadzkie (Genezaret), Morze Martwe z rybackimi łodziami płynącymi na połów, a nawet egipskie piramidy.
Większość kraju to pustynia - bezkresne tereny bez jednego drzewka czy krzaczka. Gdzieniegdzie rosną tylko niskie, bladozielone kępki - aż dziw, jak wytrzymują bez wody.
Jordańska pustynia to płaskie, kamienne pustkowie. Najbardziej rzucają się w oczy przecinające je linie wysokiego napięcia, zawieszone na olbrzymich słupach. Można jechać setki kilometrów i monotonny krajobraz wcale się nie zmienia.
Jeżeli pojedziemy na wschód od stolicy kraju, jedyną atrakcją są zbudowane na kompletnym pustkowiu tzw. pustynne zamki. Powstały w VII wieku naszej ery, w czasach dynastii Omajadów. Wbrew nazwie budowle z bloków jasnego kamienia wcale nie są zamkami, chociaż w swoim czasie pełniły rolę rezydencji kalifów. Rzeczywiście wyglądają jak twierdze nie do zdobycia. W grubych murach przeważnie nie ma okien, tylko otwory strzelnicze, a jeśli są okienka, to naprawdę niewielkie. Dzięki temu wewnątrz panuje przyjemny chłód, nawet w czasie upałów.
Jeden z zamków pełnił funkcję "motelu" dla przechodzących karawan - tu zatrzymywali się kupcy i ich wielbłądy. W innym obiekcie do naszych czasów zachował się budynek hammamu, czyli arabskiej łaźni parowej. W niej zażywał kąpieli i relaksował się kalif. Ściany wewnątrz pokryte są freskami. I choć islam nie zezwala na przedstawianie postaci ludzkich ani zwierząt, to na freskach w łaźni kalifa są sceny polowań, najrozmaitsze historie, a nawet skąpo przyodziane tancerki. Niestety, malowidła są mocno nadgryzione zębem czasu. Do ich zniszczenia na pewno przyczyniła się niezbędna w łaźni gorąca para.
A kiedy poznamy już północną część kraju, trzeba koniecznie wybrać się do najciekawszego miejsca w Jordanii - tajemniczego miasta Nabatejczyków wykutego w różowej skale. Do Petry.
Wiza: Wjeżdżając do Jordanii, trzeba mieć wizę, ale można ją uzyskać na granicy. Trzeba wypełnić odpowiednie formularze i zapłacić 21 dinarów (około 30 dol.). Paszport musi być ważny co najmniej przez sześć miesięcy. Zazwyczaj wiza ważna jest dwa tygodnie, co w zupełności wystarcza na spokojne zaznajomienie się ze wszystkimi zabytkami. Jeśli chcemy w Jordanii zostać dłużej, przed terminem upływu ważności wizy trzeba zgłosić się na policję i ją przedłużyć.
Waluta: dinar jordański (JD). 1 USD = 0,7 JD. Wymiana pieniędzy w bankach (czynne rano, do 13, trzeba mieć ze sobą paszport) i w hotelach - gorszy kurs, ale dostępne o każdej porze.
Dojazd: Z Polski nie ma bezpośrednich połączeń lotniczych do Ammanu. LOT proponuje podróż z przesiadką w Wiedniu (w środy) lub we Frankfurcie (we wtorki i środy), stamtąd leci się jordańskimi liniami lotniczymi Royal Jordanian. Cała podróż trwa 8-10 godzin. Bilet w obie strony kosztuje około 3200 zł.
Warto wybrać się na kilka dni do Jordanii, będąc w Syrii. Z Damaszku do Ammanu codziennie kursuje autobus, podróż trwa około siedmiu godzin i kosztuje około 5-6 JD. Bilet dobrze jest kupić wcześniej, bo w dniu wyjazdu może ich już nie być. Raz w tygodniu między Damaszkiem i Ammanem kursuje pociąg. Jedzie linią zbudowaną na początku stulecia po to, żeby przewozić pielgrzymów z Damaszku do Mekki.
Nocleg: hotele kosztują od 8-10 do 80 JD za pokój 2-osobowy.
Zdrowie: Jordania jest krajem bezpiecznym pod względem sanitarno-epidemiologicznym, żadne szczepienia nie są wymagane. Opieka medyczna jest na średnim poziomie światowym. Za pomoc medyczną trzeba płacić, ale honorowane są ubezpieczenia zdrowotne. Wizyta u lekarza kosztuje 10-30 JD.
Bezpieczeństwo: Jordania jest krajem narażonym na ataki terrorystyczne. Musimy także pamiętać, że jest to kraj muzułmański. Dobrze jest zachować umiar, jeśli chodzi o spożywanie alkoholu i o strój (nie nosić krótkich spodenek, a panie spódniczek mini i głębokich dekoltów).
BEATA RADECKA