Są miasta, do których można pojechać raz i... wystarczy. Kopenhaga - od 1445 roku stolica Danii, do nich nie należy - ile razy by się tu było, i tak odkrywa się ją na nowo. Większość turystów, będąc w niej pierwszy raz, spędza w Kopenhadze jeden dzień. Wystarczy, żeby zobaczyć to, co najważniejsze - przejść się po centrum, ewentualnie przepłynąć po kanałach wodnym tramwajem, zobaczyć zmianę warty przed pałacem królewskim (żołnierze w czapach z niedźwiedziego futra to jeden z symboli miasta), wypić piwo nad otoczonym kolorowymi kamienicami kanałem Nyhavn, odwiedzić Syrenkę - najważniejszy kopenhaski pomnik nawiązujący do jednej z baśni Christiana Andersena, wreszcie - pospacerować wiecznie zatłoczonym deptakiem Stroget (to także okazja do zrobienia zakupów). Jeśli mamy jeszcze czas kusi nas zapewne Tivoli - jeden z najstarszych parków rozrywki na świecie...
No dobrze, ale załóżmy że to już znamy. I choć chętnie pójdziemy w te miejsca po raz drugi, piąty, dziesiąty - co jeszcze warto zobaczyć w Kopenhadze poza wymienionymi wyżej typowymi punktami programu?
Talerzyk deserowy za 500 dolarów, pojemnik na lód za "jedyne" 18 tys... No cóż, działająca od 1775 roku Królewska Kopenhaska Manufaktura Porcelany ma prawo się cenić. Zresztą talerzyk, o którym mowa, to coś dla prawdziwych koneserów - należy do jednego z najbardziej ekskluzywnych serwisów, zwanego Flora Danica (1802 naczynia zdobione motywami roślinnymi). Zamówiła go swego czasu caryca Katarzyna - niestety zmarła przed zrealizowaniem zlecenia, tak więc serwis przejęła duńska rodzina królewska.
Tajniki wyrobu porcelany poznamy podczas wycieczki po Manufakturze. Przewodniczka wyjaśni nam, jaka jest różnica między poszczególnymi seriami, będziemy mogli zobaczyć, jak wygląda ręczne nakładanie wzorów, być może nawet sami zechcemy popróbować swoich sił. Jeśli chcemy - w przyfabrycznym sklepiku możemy dokonać też zakupów, główny sklep z porcelaną znajduje się na Stroget.
Zwiedzanie: wycieczki z przewodnikiem odbywają się od poniedziałku do piątku w godzinach 10,11,13 i 14. Początek - z Welcome Center, przy Smallegade 47 (dojazd z centrum autobusami 1 i 14), czas trwania ok. 1 godziny, cena - 25 koron.
Miasto wygląda zupełnie inaczej, kiedy chodzimy jego ulicami, inaczej, gdy spojrzymy na nie z góry. Najpopularniejszym punktem widokowym jest 105-metrowej wysokości wieża ratusza, na którą wjeżdża się windą. Stojąca nieopodal zabytkowa Okrągła Wieża (Rundetaarn), mimo że znacznie niższa, również gwarantuje niezłą panoramę, a przy okazji mieści najstarsze w Europie, wciąż czynne obserwatorium astronomiczne. Platforma widokowa znajduje się tu 35 m nad poziomem ulicy, a żeby się na nią dostać, trzeba przejść 209 m po spiralnej platformie liczącej w sumie 7,5 obrotów. Niegdyś karocą zaprzężoną w sześć koni wjechała po niej caryca Katarzyna, teraz raz w roku organizowany jest w wieży... wyścig rowerowy.
Najwięcej satysfakcji daje jednak wieża oddalonego nieco od centrum Kościoła Zbawiciela (Vor Frelsers Kirke). W tym przypadku wejście na wysokość 90 m stanowi propozycję nie tylko dla mających dobrą kondycję (do pokonania jest ponad 400 schodów), ale również nie odczuwających lęku przestrzeni. Spiralne, zwężające się schody oplatają iglicę wieży na... zewnątrz, co dostarcza naprawdę mocnych wrażeń.
I jeszcze jedna możliwość podziwiania Kopenhagi z lotu ptaka - obiad lub kolacja w panoramicznej restauracji Alberto K na 20. piętrze hotelu SAS-Radisson. W tym przypadku możemy upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu - nie tylko smacznie zjemy (specjalnością są dania kuchni skandynawskiej i włoskiej), mając u stóp całe miasto, ale przy okazji poznamy bliżej twórczość słynnego Arne Jacobsena, bo to on zaprojektował używane tu do tej pory krzesła i oryginalne sztućce.
Wstęp na Okrągłą Wieżę i na wieżę Kościoła Zbawiciela (od 1 kwietnia do końca października) - 20 koron.
W tym roku o Arne Jacobsenie jest w Kopenhadze szczególnie głośno - powodem jest setna rocznica jego urodzin. Zmarły w 1971 r. architekt nazywany bywa ojcem duńskiego nowoczesnego wzornictwa. W Centrum Wzornictwa Przemysłowego przy kopenhaskim bulwarze Andersena trwa właśnie wystawa poświęcona jego twórczości. Do 9 czerwca można podziwiać zarówno jego najbardziej znane prace (m.in. słynne fotele z serii "Jajo", "Kropla" oraz "Łabędź"), jak i te, które nigdy nie zyskały sobie uznania. Później - od 30 sierpnia do 12 stycznia 2003 r. - ekspozycję związaną z Jacobsenem można będzie zobaczyć także w położonej blisko 30 km na północ od Kopenhagi Louisianie (tak nazywa się tamtejsze muzeum sztuki nowoczesnej). Jeśli natomiast chcemy sprawdzić pomysły Jacobsena, rozejrzyjmy się (lub zamieszkajmy) w "sztandarowym" obiekcie zaprojektowanym przez słynnego architekta - hotelu Radisson SAS Royal. Wybudowany w latach 60. XX w. z zewnątrz nie robi wrażenia, natomiast wnętrza ma bardzo ciekawe (ich oryginalność wykorzystano przy kręceniu scen do filmu "Odyseja kosmiczna 2002"). W hotelu nie ma nawet typowej recepcji - całe lobby jest niezwykle nowoczesne. Kultowym apartamentem jest "606", w którym wszystko jest tu do końca zgodne z zamysłami mistrza.
Więcej o Jacobsenie w internecie: www.arne-jacobsen.com . Jeśli chcemy urządzić sobie pobyt pod znakiem twórczości Jacobsena, warto skorzystać z oferty hotelu Radisson SAS - za 1560 koron w tygodniu i 1320 w weekend spędzimy noc we wnętrzach zaprojektowanych przez słynnego architekta, po śniadaniu, które jest w cenie, będziemy mogli wykorzystać darmowy bilet do Centrum Duńskiego Wzornictwa, wieczorem zjemy kolację w słynnej restauracji Alberto K. (projektu Jacobsena), a dodatkowo otrzymamy prezent zaprojektowany przez Jacobsena i okolicznościowy album. Informacje: www.Radissonsas.com , tel. (+45 33) 426 000.
Dania to kraj piwoszy. A że żółty napój jest tu znacznie tańszy niż w sąsiedniej Szwecji, w weekendy z kraju położonego po drugiej stronie Sundu ciągną tu prawdziwe tłumy. Również na polskim rynku zarówno Carlsberg, jak i Tuborg (po fuzji w 1970 r. to już ta sama firma) są dobrze znane. Nawet jeśli nie jesteśmy smakoszami piwa, wizyta w browarze Carlsberg na pewno godna jest polecenia.
Historia słynnego piwa sięga roku 1847 - wtedy to J.C. Jacobsen na wzgórzu poza starymi murami miejskimi wybudował browar, nazywając go Carlsberg, czyli Wzgórze Carlsa (na cześć swojego syna Carla i w nawiązaniu do wzniesienia, gdzie zakład powstał).
W salach wystawowych dowiemy się, jak to Wikingowie pili piwo z rogów, idąc wzdłuż ściany z zakapslowanych butelek przekonamy się, jak dynamicznie duński browar podbijał rynek (w 1847 r. produkcja wynosiła ok. 1 mln butelek, w 1901 r. już 131 mln, w 1968 - 1,4 mld , a ostatnie dane - z 1998 r. - mówią o ponad 10,8 mld). Przechodząc przez kolejne sale, poznajemy proces wytwarzania i dystrybucji piwa, zaglądamy do stajni, w której jest jeszcze kilka koni wykorzystywanych do ciągnięcia dziś już zabytkowych wozów z piwem, wreszcie na końcu czeka nas darmowa degustacja złocistego napoju.
Jeśli czas pozwoli, warto obejść dzielnicę, która stanowi imperium Carlsberga. Wiekowe kominy kontrastują z nowoczesnymi silosami i strzelistym biurowcem. Szczególnie ciekawa jest ozdobiona rzeźbami słoni brama - kapitalny przykład, jak ozdobna może być architektura przemysłowa.
Zwiedzanie browaru (muzeum) - codziennie oprócz poniedziałków i świąt od 10 do 16, wstęp wolny.
W Kopenhadze sztukę widać na każdym kroku. Nie chodzi bynajmniej o oryginalność strojów i fryzur niektórych osób ani o występy mimów, klownów czy różnych samozwańczych gwiazd w każdym miejscu, gdzie jest szansa na łaskawą rękę turystów. Mowa o prawdziwej sztuce, która w dosłownym sensie "wychodzi" na ulice. Teraz np. na deptaku Stroget przechodniów intrygują wielkie rzeźby autorstwa kolumbijskiego artysty Fernando Botero. Wprawdzie, "co autor miał na myśli" próbują wyjaśnić ustawione przy nich tabliczki, ale i tak wiele dzieł pozostaje zagadką. Jeśli po tej wystawie pod gołym niebem twórczość Botero nas bardziej zainteresuje, wybierzmy się do położonego na obrzeżach Kopenhagi Arken, gdzie w muzeum sztuki nowoczesnej, w wielkim betonowych gmachu, można oglądać obrazy Botero. I one są szokujące - część z nich przedstawia np. sceny z prostytutkami (nie są to jednak typowe sceny seksualne), inne pokazują dramat wieloletniej kolumbijskiej wojny domowej. Wystawa potrwa do 2 czerwca, potem zastąpi ją inna prezentacja, bo Arken to całoroczne muzeum sztuki nowoczesnej, w którym często można trafić na prace światowej sławy artystów (Munch, Chagall i in.). Koniecznie przyjrzyjmy się też budynkowi, który przypomina statek osiadły na mieliźnie (swoją drogą morze jest tuż obok). Autorem projektu był 25-letni student Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych - budynek to 9 tys. m kw.
betonu uzupełnionego metalem i szkłem.
Arken - wstęp 65 koron, otwarte codziennie oprócz poniedziałków od 10 do 17. Dojazd kolejką do stacji Ishoj i dalej autobusem nr 128.
"Opuszczasz Wspólnotę Europejskiej" - głosi napis przed wejściem na teren "wolnej Christianii", której symbolem są trzy żółte kropki na czerwonym tle. Mimo że to dość kontrowersyjny rejon, coraz częściej traktuje się go jako swego rodzaju atrakcję turystyczną. Kiedy w roku 1971 zamieszkali w murach dawnych fortyfikacji hipisi, narkomanii, bezdomni, różne tzw. niebieskie ptaki, ogłosili ten teren "wolnym miastem". Władze najpierw chciały wprowadzić ład siłą, jednak po licznych protestach postanowiono nie ingerować, traktując komunę jako eksperyment socjologiczny. Odbywający się tu handel twardymi narkotykami ukrócono (choć ciastko z haszyszem nadal można tu swobodnie kupić), a część osób przeniosła się w bardziej cywilizowane miejsca, to jednak nadal Christiania ma ok. tysiąca mieszkańców, wśród których nie brak prawdziwych oryginałów w dość zaskakujących ubiorach, nieraz szokujących swym zachowaniem. Nocne wycieczki w to miejsce nie są może wskazane, ale w dzień - nie ma problemu. Niewątpliwie trzeba się zgodzić, że jest to kontrast dla "pokazowego" centrum Kopenhagi, ale i takie miejsca warto zobaczyć.
Wstęp do Christianii jest bezpłatny, niemniej trzeba uszanować obowiązujące tu zasady, m.in. zakaz fotografowania.
Największym placem miasta jest Królewski Nowy Skwer (Kongens Nytorv) z wielkim pomnikiem króla Christiana V na koniu. Tradycją stały się spontaniczne tańce wokół pomnika w wykonaniu maturzystów cieszących się z pomyślnie zdanych egzaminów. Ale nie pomnik polecam, lecz znajdujące się w pobliżu muzeum bursztynu przy sklepie, w którym sprzedawane są wyroby z jantaru. Współwłaścicielem sklepu jest... Polak. Nie ukrywa, że choć na wybrzeżu duńskim okazy "złota morza" występują, większość surowca pochodzi tak naprawdę z naszego kraju. Muzealna ekspozycja pozwala zrozumieć proces powstawania bursztynu, wyjaśnia, gdzie występuje (nawet w Austrii!), można też w dużym powiększeniu przyjrzeć się zatopionym w skamieniałej żywicy muszkom, mrówkom i innym owadom (w bursztynach można znaleźć nawet... żaby). Niesamowite jest również to, co można z bursztynów zrobić, np. statek płynący pod pełnymi żaglami (niektóre z tych wyrobów, jak informują tabliczki, pochodzą z Gdańska). Chlubą muzeum jest największy na świecie bałtycki bursztyn eksponowany w prywatnej kolekcji ważący 8,8 kg.
Muzeum Bursztynu czynne jest codziennie od 10 do 17.30 (od 13 maja do 15 września do 19.30). Wstęp - 25 koron.
Jeśli mamy już dosyć sztuki i zabytków, przytłoczyły nas daty, imiona królów (co drugi to Christian) i różne fakty historyczne, a koniecznie chcemy zaliczać muzea, mamy całkiem spory wybór muzeów "niepoważnych". Na przykład Muzeum Figur Woskowych - jedyna szansa, by stanąć przy boku Busha (poklepać go jednak nie można - włączy się alarm) i sfotografować się np. z Arafatem, chyba że wolimy Jacksona albo naszego Papieża. Uwaga na niespodzianki - Batmana w toalecie czy wyskakującego z trumny nieboszczyka. Niezłą zabawę będziemy też mieli w Muzeum Rekordów Guinnessa, choć w tym przypadku, aby wiedzieć o co chodzi, dobrze jest znać angielski (ewentualnie duński). W każdym razie jest to okazja, by stanąć przy "kopii" najwyższego człowieka świata (272 cm) i dowiedzieć się wielu ciekawostek (czy wiecie np., że rekord zejścia w morskie głębiny w przypadku człowieka bez akwalungu wynosi 125 m w ciągu 2 minut 11 sekund?). Z kolei muzeum Ripley`s Belive It or Not (Wierzcie lub nie) łączy oba opisane wyżej muzea, stanowiąc połączenie rekordów, różnych trików i figur woskowych w horrorach z domieszką różnorakich doświadczeń, jak np. wrażenia z... krzesła elektrycznego.
Już tylko dla dorosłych jest jeszcze jedno muzeum - erotyczne. Niezależnie od ekspozycji, zwłaszcza w końcówce mocno szokującej, ciekawe są reakcje zwiedzających.
I na koniec propozycja dla tych, którzy do Kopenhagi przylatują samolotem, ewentualnie na tutejszym lotnisku są tylko jako goście tranzytowi. Port lotniczy Kastrup obsługujący rocznie ponad 18 mln pasażerów zdobył już niejedną prestiżową nagrodę (w rankingu IATA uznano go cztery lata temu terminal 3 - nowoczesny budynek ze szkła, stali, aluminium i granitu i z drewnianymi panelami podłogowymi "ocieplającymi" przestronne wnętrze. W przeciwieństwie do wielu innych lotnisk jest tu cicho - zrezygnowano z nadawania co chwilę informacji, wychodząc z założenia, że wszystkiego pasażer może dowiedzieć się w punktach informacyjnych. Tu i ówdzie mijamy różnorakie dzieła sztuki. - Co one się na nas tak gapią? - słyszę poirytowaną rozmowę dwóch młodzieńców. Chwilę potem rozlega się śmiech - "one" to dwie wyjątkowo realistyczne, ustawione na balustradzie rzeźby dwóch kobiet "obserwujących" halę.
Dojazd: najtańszymi i najszybszym środkiem lokomocji między miastem a lotniskiem jest kolejka - bilet kosztuje 20 koron, kursy są przeciętnie co 10-20 minut.