Najbardziej znana budowla Gaudiego to urastająca do symbolu Barcelony Sagrada Familia, czyli kościół Świętej Rodziny. Budowę rozpoczęto 120 lat temu i... dotychczas nie skończono. Prace trwały już rok, gdy osobie odpowiedzialnej za projekt przyśnił się architekt o niebieskich oczach - takie miał Gaudi. Architekt zgodził się na propozycję nadzoru nad budową, realizując przy tym własne wizje i pomysły. Świątynia była dziełem jego życia - poświęcił na ten projekt 40 lat, a przez ostatni rok nawet spał wśród wznoszonych murów. Może to właśnie zadumanie nad architektonicznymi detalami sprawiło, że 7 lipca 1926 roku idąc, właśnie z Sagrady Familii, wpadł pod tramwaj. Nikt nie śpieszył się, by 74-letniego starca zawieźć do szpitala - ubrany był jak żebrak, nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Umierał trzy dni, ale kiedy już zorientowano się, kim jest - pogrzeb stał się wielkim wydarzeniem. Zgodnie ze swoją wolą Gaudi spoczął w krypcie Sagrady Familii.
Po śmierci Gaudiego kontynuowano budowę Sagrady Familii przez dziesięć lat, ale potem przerwała ją hiszpańska wojna domowa. Komuniści spalili wówczas kościół, zniszczone zostały plany i makiety. Dyskusje, co zrobić z niedokończonym dziełem, trwały długo, aż wreszcie w 1982 roku zapadła decyzja: skończyć. Powstało już osiem z 12 wież symbolizujących 12 apostołów, a zdobiących fasady. Wież będzie więcej - oprócz czterech "apostolskich" dojdą jeszcze cztery kolejne symbolizujące czterech ewangelistów oraz główna, środkowa wieża o wysokości 170 metrów - upamiętniająca Chrystusa. Główny problem stanowią specjaliści oraz finanse - fundusze pochodzą z datków ludzi. Nikt nie umie podać terminu oficjalnego otwarcia kościoła. Karin, rodowita barcelonka, twierdzi: - Najwięksi optymiści zakładają, że może uda się skończyć wszystko za 20 lat, ale są i tacy, którzy twierdzą, iż nawet 40 nie wystarczy. I tak są pewne przyśpieszenia - np. zakładano, że przykrycie nawy głównej nastąpi w 2014 roku, a już jest ono zrobione.
Zdania co do wyglądu świątyni są podzielone. Są tacy, którzy się nią zachwycają, ale nie brak i głosów krytyki. -To jeden z najbardziej szkaradnych budynków świata - stwierdził niegdyś George Orwell.
Póki co najlepiej Sagrada Familia prezentuje się z zewnątrz. Podziwiając dwa oryginalne wejścia, pamiętajmy, że Gaudi zaprojektował tylko jedno z nich - tzw. Fasadę Narodzenia. Drugie to już dzieło współczesne, z końca lat 80. Na pewno warto dostać się na którąś z wież - do wyboru mamy albo spiralne schodki (ok. 400!), albo wjazd windą na wysokość 65 metrów i ewentualnie dalej schodkami. Widok z okien jest fantastyczny - widać zarówno rozległą zabudowę Barcelony ograniczoną z jednej strony morzem, z drugiej - wzgórzami, jak i detale zdobień świątynnych wież. Nie zapomnijmy zejść też "do podziemi", gdzie mieści się niewielkie muzeum poświęcone twórczości Gaudiego.
Sława często przychodzi dopiero śmierci. Dzisiaj nazwisko "Gaudi" widnieje w encyklopediach, a dla Katalończyków urosło ono do miana bohatera narodowego. Arcybiskup Barcelony proponował, by ogłosić Gaudiego patronem architektów, a były nawet próby jego kanonizacji, choć Watykan nie zaakceptował kandydatury. Fakt, że Gaudi był człowiekiem niezwykle religijnym, żyjącym według wręcz ascetycznych reguł. Kiedy pracował już nad Sagradą Familią, ale mieszkał jeszcze w swoim domu w parku Guell, jego tryb życia był dokładnie uregulowany. Wstawał o świcie, mył się w zimnej wodzie, jadł śniadanie złożone z owoców (był wegetarianinem) i na piechotę szedł na plac budowy (ok. 2,5 km), w połowie drogi zachodząc do kościoła na poranną mszę (codziennie). Pracował zawsze do ok. godz. 18-tej - potem szedł do Dzielnicy Gotyckiej, gdzie w jednym z kościołów uczestniczył w wieczornej mszy. Lubił spacerować - nie prowadził żadnego pojazdu, bo - jak sam mawiał - "bujał w obłokach" i za kierownicą stanowiłby niebezpieczeństwo. Chorował na reumatyzm i artretyzm, ale nie wierzył w oficjalną medycynę, nie brał żadnych leków, żyjąc zgodnie z regułami księdza doktora Knaupa. Nie przywiązywał żadnej wagi do stroju - chodził ubrany jak nędzarz, nie przyszywał urwanych guzików. Nie miał kobiety, która by zadbała o jego wygląd - kiedyś ponoć kochał pewną dziewczynę, ale po tym, jak wyszła za innego, już żaden epizod miłosny prawdopodobnie mu się nie zdarzył. Przez jakiś czas był nawet bogaty - kiedy jednak zmarli jego najbliżsi, ojciec i siostrzenica, z którymi mieszkał, a także jego mecenas książę Guell - wszystkie swoje pieniądze poświęcił na Sagradę Familię.
Oryginalny starzec z długą, czarną brodą często traktowany był jako osobliwość. Ludzie przychodzili do Sagrady Familii, by go oglądać, a wtedy Gaudi buntował się - Oglądacie mnie jak słonia w zoo! - krzyczał.
W dowód uznania dla twórczości Gaudiego aż trzy jego dzieła w 1984 roku wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Są to: pałac księcia Guell, park Guell oraz dom La Pedrera.
Praktycznie poza Pałacem Biskupim w Astorga oraz rezydencjami El Capricho i Los Botines w północnej części Hiszpanii, wszystkie prace Gaudiego możemy zobaczyć w Barcelonie. Obok sztandarowej świątyni Sagrada Familia należą do nich choćby latarnie uliczne (np. przy placu Reial), a także liczne budynki, w tym pałac księcia Guell, przyklasztorna szkoła Collegi de les Teresianes czy domy Casa Vicens, Casa Mila, Casa Batllo, Casa Calvet i inne ("casa" to po hiszpańsku "dom").
Kamienicę Batllo turystom pokazuje się zwykle z okien autobusu - to dom prywatny i do jego wnętrza oficjalnie wstęp jest wzbroniony. Niedawno kupiła go firma japońska - pomieszczenia czekają teraz na wynajęcie.
W ciągu krótkiego pobytu w Barcelonie nie sposób zobaczyć wszystkie domy Gaudiego, ale na pewno trzeba znaleźć czas na słynącą z pofalowanej fasady Casa Mila (od nazwiska właścicieli). Ten niezwykły dziewięciokondygnacyjny budynek, znany także pod nazwą La Pedrera (co znaczy Kamieniołom) , wybudowany został w latach 1906-10 jako luksusowa kamienica z pierwszym w mieście podziemnym garażem. W całym domu nie ma ani jednego kąta prostego. Było to dość kłopotliwe dla mieszkańców, którym utrudniało to umeblowanie, ale Gaudi specjalnie się tym nie przejmował. O tym, że sztuka była dla niego ważniejsza niż upodobania klientów, świadczy opowieść o pewnej bogatej damie z arystokratycznej rodziny, która oglądając swój zrobiony na zamówienie pokój, przeraziła się: - Taki mały? Gdzie ja postawię pianino? - Niech pani zmieni instrument na inny. Proponuję skrzypce! - odparł niewzruszony Gaudi.
W pokojach Casa Mila wykorzystywanych jako muzealna ekspozycja możemy zobaczyć, jak wyglądało życie w czasach Gaudiego, natomiast poddasze wypełniają modele i przekroje przedstawiające wszystkie dzieła architekta (on sam uwielbiał wykonywać makiety). Największe wrażenie robi jednak dach najeżony kominami. Oryginalne kominy to przecież jeden z najbardziej charakterystycznych i najciekawszych elementów twórczości Gaudiego. Te, które są na La Pedrerze, są szczególne. Ponoć nazywa się je "straszakami na wiedźmy", choć mnie przypominały one postacie z "Gwiezdnych wojen" albo uzbrojonych ZOMO-wców z demonstracji.
Las Ramblas to deptak, który zna każdy turysta odwiedzający Barcelonę. Zaledwie kilka kroków od niego, w bocznej uliczce, stoi Pałac Guell - kolejne dzieło Antoniego Gaudiego. Wejście stanowi ozdobna, wykuta z żelaza krata. Gaudi uwielbiał metaloplastykę - wynikało to poniekąd z tradycji rodzinnych (ojciec, dziadek i pradziadek odlewali garnki z żelaza). Obok widnieje tarcza herbowa nawiązująca do katalońskiej heraldyki. Dumny ze swego katalońskiego pochodzenia architekt chętnie stosował narodowe symbole - często na murach wykorzystywał zdobnictwo w postaci czterech czerwonych linii na żółtym tle, tak jak na katalońskiej fladze. Związany z ośrodkami nacjonalistycznymi, całe życie mówił po katalońsku, przez co kiedyś nawet spędził kilka godzin w więzieniu.
Pałac Guell powstał w latach 1886-90 na zlecenie bogatego przemysłowca i bankiera - księcia Eusebiu Guella, przyjaciela, a zarazem mecenasa architekta. Ciemne wnętrza budynku sprawiły, że księżna za nim nie przepadała - państwo Guell zatrzymywali się tu tylko wtedy, kiedy przyjeżdżali na przedstawienia do niedalekiej opery albo gdy organizowali bale. Trzeba jednak przyznać, że niewielki w sumie budynek był bardzo funkcjonalny. Przykładowo - sala balowa po zamknięciu specjalnych drzwi stawała się... kaplicą. W oknach zamontowano a la rolety, co w tamtych czasach stanowiło bardzo nowatorskie rozwiązanie. Pałac Guell był też pierwszym w Barcelonie budynkiem, w którym zastosowano oświetlenie gazowe.
Parter budynku zajmowały pomieszczenia służebne; pokoje dla państwa i gości zaczynały się na I piętrze. W podziemiach budynku znajdowała się stajnia (prowadził tam spiralny zjazd dla powozów). Warto tam zajrzeć choćby po to, by w lesie ceglanych kolumn docenić finezję wyczarowaną z prostego przecież budulca. Kute z żelaza uchwyty do przywiązywania koni w kształcie głów końskich to także prawdziwe majstersztyki. Gaudi słynął z dbałości o szczegóły - ponoć w potężnej Sagradzie Familii zawczasu już obmyślił, jak... wymieniać żarówki. Ale wracając do Pałacu Guell - nie zrezygnujmy przypadkiem z wdrapania się na dach i podobnie jak w przypadku La Pedrery - pooglądania kominów. Co prawda w tym przypadku tylko niektóre z nich są faktycznie autorstwa słynnego modernisty - m.in. taki wyglądający jak biały, choć w badaniach komputerowych doszukano się w nim prawie stu odcieni bieli! (Gaudi bardzo lubił pracować z białym tworzywem). Najbardziej kolorowe kominy to jednak już współczesna twórczość - dobudowano je jako wyraz hołdu artyście.
Wśród kilku budowli zrealizowanych na zamówienie księcia Guell jest też położony dość daleko od centrum miasta park Guell. Realizacja projektu rozpoczętego w 1900 roku trwała 14 lat. Na 20 ha powierzchni miało powstać miasto-ogród, specyficzna dzielnica złożona z 60 mieszkalnych działek. Często się mówi, że Gaudi wyprzedzał swoją epokę - tak było i tym razem. Zgodnie z nowatorskim planem urbanistycznym chodniki dla pieszych odseparowane były od jezdni dla powozów i samochodów, arkady spacerowe pomyślano tak, by chroniły od słońca i deszczu, a już swoiste dzieło sztuki stanowiła hala targowa nazwana Salą Stu Kolumn (jej sklepienie podtrzymują dokładnie 84 słupy). Może to i dobrze, że nie ma w niej bazarowego gwaru - myślę sobie, kiedy dochodząc do niej, słyszę graną na skrzypcach melodię "Ave Maria". Słucham jak zaczarowana - akustyka wspaniała. Rzucam grajkowi kilka euro i idę dalej - na schody z fontannami zdobionymi dziwnymi stworami. Tutejszy "smok" przedstawiany jest często na pocztówkach. Zdobią go tzw. trencadis, czyli kolorowe, potłuczone ceramiczne płytki - ulubione tworzywo stosowane przez artystę. Kawałki ceramiki możemy znaleźć także w pofalowanej ławce na obrzeżach znajdującego się w parku dużego skweru. To ponoć najdłuższa ławka świata - ma 152 metry. Wykonał ją pod okiem mistrza jego uczeń Josep Maria Jujol.
No dobrze, a co z pomysłem miasta? Niestety - a może na szczęście - sprzedały się tylko dwie działki. Do roku 1922 cały ten teren był prywatnym ogrodem, potem stał się publicznym parkiem. Jedyne domy, jakie tu powstały, to przypominające chatki z bajki stróżówki oraz budynek, w którym zamieszkał Gaudi (dziś jest tam poświęcone artyście muzeum).
Do Barcelony można przyjechać o każdej porze roku. Zarówno na weekend (z Polski mamy dobre połączenia lotnicze), jak i w ramach pobytu np. na tak popularnym wśród Polaków Costa Brava. Rok Gaudiego to jednak szczególny powód, by odwiedzić to ciekawe miasto. Z tej okazji odbędzie się tam mnóstwo imprez okolicznościowych - wystaw, seminariów, zaś barceloński Teatr Muzyczny od kwietnia do sierpnia wystawiać będzie musical o życiu i twórczości Gaudiego. Pomiędzy ważniejszymi budowlami Gaudiego uruchomiona została specjalna linia autobusowa - tzw. Gaudi Bus, a wiele niedostępnych do tej pory obiektów zostanie teraz udostępnionych do zwiedzania.
Rok Gaudiego to w Barcelonie ogromne wydarzenie. Proklamowała go osobiście hiszpańska królowa Zofia. Niewątpliwie ten skromny, wyrosły z rodziny rzemieślniczej architekt-modernista na takie honory zasłużył.