Mając sześć lat, "zdobyłam" Świnicę, dzięki podstępowi, jaki zastosował mój tata - opowiadał ciekawe historie o tym, co zobaczę na szczycie (a mnie było tam po prostu... zimno). I tak chodzę po Tatrach do dziś. Nie zrażają mnie tłumy ludzi, bo bywa, że idę tam, gdzie nie ma ich wcale, np. grzbietem Gubałówki do Dzianisza. Tam panuje cudowna cisza, zakłócana jedynie odgłosami natury, a jakie są widoki! I oczywiście pachnie świeżym sianem (którego odrobinę przy okazji zabieram pod obrus wigilijny). W samym Zakopanem też mam swoje miejsca. To okolice Drogi do Daniela nieopodal Strążyskiej, Drogi do Białego oraz Krzeptówki, gdzie czasem zatrzymuję się u przyjaciółki (na Krupówkach nie bywam wcale). Z górskich szlaków najczęściej wybieram rejon Chochołowskiej, np. Ornak, Czerwone Wierchy, otoczenie Hali Gąsienicowej, np. Granaty, Dolinę Pięciu Stawów, Rusinową, Waksmundzką czy Dolinę za Mnichem.
te same trasy za każdym razem dostarczają mi odmiennych wrażeń, więc właściwie bez końca mogę chodzić w te same miejsca. W górach zawsze jest wspaniale, nawet kiedy pada. Wtedy wybieram się np. na Ścieżkę nad Reglami, skąd - nawet w mglistej aurze - roztaczają się piękne widoki, a w dodatku jest pusto. Wszystko to tworzy niezwykły nastrój.
to wyprawa przed kilkoma laty na Mięguszowiecki Szczyt z przewodnikiem. To była dla mnie prawie wspinaczka, a nie zwykła wycieczka górska. Trudy wędrówki potęgowała owego dnia niesamowita pogoda: najpierw był upał, a potem burza z piorunami i grad. Ale po wszystkim miałam wielką satysfakcję.
mapy, które uwielbiam studiować. Zresztą stało się to kiedyś powodem niezbyt miłej przygody. Zaopatrzona w przedruk starej mapy wojskowej postanowiłam "spróbować owocu zakazanego" i zejść z Siwej Przełęczy do Doliny Pyszniańskiej należącej do ścisłego rezerwatu - więc nie wolno było tam chodzić. Była jednak moim marzeniem, od kiedy przeczytałam o niej w książce Stanisława Zielińskiego "W stronę Pysznej". Według mapy droga była całkiem prosta. Na początku z Siwej Przełęczy schodziłam dobrze widocznym przedwojennym szlakiem, który - zanim się spostrzegłam - zamienił się w labirynt pośród wysokiej na trzy metry kosodrzewiny. Poza nią nic nie widziałam, nie wiedziałam, gdzie iść, a z dala słyszałam... jelenie na rykowisku, bo był to październik. Wydostałam się stamtąd dzięki zastosowaniu sposobu mojego taty (niegdyś podobnie błądziłam z nim po zboczach Jarząbczego): czyli schodząc wyschniętymi korytami potoczków, które - jak słusznie przypuszczałam - doprowadzą mnie do Potoku Pyszniańskiego.
Ale nawet wędrując grzecznie szlakiem, można przeżyć przygodę bliską kataklizmowi. Pewnego razu, idąc granią Tatr Zachodnich od Starorobociańskiego w stronę Wołowca, zobaczyłam, że od strony Słowacji nadciąga potężna burza. Postanowiłam zawrócić w stronę Chochołowskiej drogą przez "górę pułapkę, górę koszmar", czyli Trzydniowiański Wierch. Zapomniałam, że szlak tam wiedzie przez konary i korzenie kosodrzewiny (nie można więc zbiegać, bo nogi ślizgają się i wpadają w dziury). Burza dopadła mnie na granicy lasu. Niebo rozświetlały błyskawice, potwornie grzmiało, aż odruchowo padałam na ziemię. W końcu z Trzydniowiańskiego zeszłam Krowim Żlebem, który zamienił się w rwący potok. A w dolinie: cisza, spokój, sucho, świeci słońce. Ludzie patrzyli na mnie jak na zjawę - byłam cała mokra, ubłocona...
Półwysep Helski, zwłaszcza Kuźnicę, która może się szczycić spokojem i pięknymi plażami. Lubię też Hel, gdzie można naprawdę dobrze zjeść (niebo w gębie poczułam w Izdebce, gdzie podają rewelacyjne prawdziwki w maśle i czosnku). Lubię też Gorce, cudownie "puste", i Mazury, gdzie czasami żegluję z przyjaciółmi.
które chciałabym kiedyś odwiedzić. Moim wymarzonym celem podróży jest Nepal (Himalaje!). Bardzo pragnę pojechać też w Andy. Ze względów religijnych chciałabym odbyć pielgrzymkę pieszą drogą św. Jakuba do Santiago de Compostela w północnej Hiszpanii (jej trasa mogłaby się zacząć np. w północnych Pirenejach, jeszcze we Francji). Może uda mi się kiedyś zobaczyć również klasztor Gethsemani w Kentucky, w którym żył bliski mi Thomas Merton - amerykański trapista, pisarz. Chciałabym też ponownie odwiedzić miejsca, w których byłam niedawno: Górę Synaj, Jezioro Galilejskie, Brugię i Louven w Belgii.
*Agnieszka Niziurska jest absolwentką warszawskiej ASP (dyplom w 1980 r. w pracowni prof. Jana Tarasina). Do 3 maja w foyer redakcji "Gazety Wyborczej" przy ul. Czerskiej 8/10 w Warszawie można oglądać jej wystawę "Sytuacje bezgraniczne". Artystka pokazuje na niej cykl obrazów, których tematem są relacje między niebem a ziemią