Miasteczko Byron Bay, oddalone o godzinę lotu od Sydney, okala siedem piaszczystych plaż. W południe, młodzi i starzy, w garniturach i dżinsach, podjeżdżają z deskami na dachach aut, aby choć przez kilka kwadransów zmierzyć się z falami. Turystów przyjeżdżających tu po naukę jest jeszcze więcej - nic dziwnego, że praktycznie każdy sklep ze sprzętem oferuje również kursy surfingu. Ceny kursów, zakwaterowania oraz prognozę pogody dla surferów można znaleźć na: www.byron-bay.com oraz www.byronbay.org
Najpiękniejszą spośród lokalnych plaż jest Clarks Beach - idylliczną a jednocześnie bardzo wietrzną upodobali sobie przede wszystkim windsurferzy. To również wspaniałe miejsce na bodyboarding i paralotniarstwo. Dodatkową atrakcją Clarks Beach są przepływające zimą humbaki, które na grzbietach niosą swoje małe.
Zanim pojawili się surferzy, ten skrawek lądu przez 22 tysiące lat zamieszkiwali Aborygeni. Nazywali go Walgun , czyli ramię dające schronienie, pożywienie i źródła świeżej wody. Sześć tysięcy lat temu morze zatopiło większość pradawnych siedlisk. Przed dwoma wiekami Aborygenów było tu już tylko pięciuset.
Dziś, ziemię dzielą między siebie klany plemienia Bunjalung . To właśnie od nich pochodzi legenda o zazdrosnym mężu, który włócznią zatopił kajak z żoną i kochankiem. Złamana łódź jest dziś widoczna w formie odległej o 2,5 km od lądu imponującej skały. Skały Juliańskie, bo tak nazwał większą grupę tych kamiennych wysepek Kapitan Cook, powstały wskutek erupcji wulkanu przed 20 milionami lat. Dziś dają schronienie ponad pięciuset gatunkom tropikalnych ryb, łącznie z rekinem szarym. Ten podmorski rezerwat naturalny to raj dla nurków - widoczność sięga 20 metrów, zaś średnia temperatura wody 25 stopni.
W tle plażowych klimatów rozciągają się pagórki porośnięte plantacjami orzeszków makadamii i pastwiskami. Większość pieszych szlaków wiedzie jednak nad urwiste klify - tu, 100 m nad poziomem wzburzonego oceanu wznosi się jedna z najmocniejszych australijskich latarni - Cape Byron Lighthouse . Pierwotna optyczna soczewka w jej wnętrzu ważyła osiem ton i została wykonana na specjalne zlecenie przez Francuzów. Dziś, do oświetlania drogi żeglarzom wykorzystywana jest energia elektryczna. Sygnał nadawany przez latarnię widać z odległości prawie 30 mil morskich.
Sam przylądek Byron porośnięty lasem deszczowym, z dramatycznie poszarpanymi skałami, jest jednym z najpiękniejszych na świecie miejsc do obserwacji wielorybów i delfinów. Widoki naprawdę rewelacyjne! Żeby jeszcze bilety lotnicze były nieco tańsze...
TEKST: AGATA CHABIERSKA