Według znawców, to najlepsza bliska Europy miejscówka dla miłośników deski, zarówno tych wprawionych, jak i zupełnych laików. Maroko leży w fenomenalnym miejscu załamywania się fal i wybrzeże wokół miasta Agadir pełne jest tzw. spotów, czyli oaz prawdziwej falomanii. Co zaś w tym wszystkim najbardziej pociągające, to całkowite wyludnienie, jeśli porównywać ze znanym światowymi centrami surferskimi. Wysokie, samotne fale czekają na śmiałków. Najlepiej jechać tam naszą późną porą zimową (październik - marzec) i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - wyrwać się z chłodnego klimatu i złapać największe fale. Agadir może być świetną bazą wypadową, zwłaszcza jeśli dodatkowo interesują nas typowe turystyczne rozrywki (duży minus to kradzieże!).
Jednak całe wybrzeże 60 km na północ, aż do Immessouane, jest pełne surferskich obietnic: pointbreaks, reefbreaks, beachbreaks... - fanom tych terminów nie trzeba tłumaczyć. Początkującym wystarczy uwierzyć na słowo. Najlepsze plaże dla surferów to Banana Point, La Source, Anka Point, Killers Point (nazwa nieprzypadkowa), a pomiędzy nimi mnóstwo sekretnych mniejszych zatoczek do odkrycia. Nawet zuchwalcy mówią o miękkich nogach, gdy fale łamią się w Anchor Point na dystansie do jednego kilometra! Wynajmując terenowe auto możemy wybrać się na dzikie tereny na południe od Agadiru i gonić fale, które wymykają się standardowej wyobraźni.
Jak się do tego zabrać, jeśli idea mocno do nas przemawia? Można próbować organizować wyprawę samodzielnie - niektóre tanie linie latają do Maroka, zaś na miejscu można pożyczyć auto i sprzęt. Inną opcja jest skorzystanie z gotowych pakietów surferskich, których na miejscu nie brakuje. Dla przykładu, jedna ze sprawdzonych przez znajomych królika firm oferuje nie tylko zakwaterowanie (w domkach na plaży!), wyżywienie, transport, szkółkę i sprzęt, ale także atrakcje typu wieczory z fajka wodną, jazdę konną i wielbłądzią, relaksujące wizyty w łaźniach marokańskich, wycieczki na tradycyjne lokalne rynki. Do tego wesołe międzynarodowe towarzystwo i czegoż można chcieć więcej w mrocznym, chłodnym listopadzie?
Odpowiedź na pytanie zwykle smutno kończące tego typu egzotyczne opowieści - "ile to wszystko kosztuje?" - nie jest aż taka dramatyczna. Wspomniane pakiety można już zakupić w cenie 350 EUR za siedem dni, all inclusive. Na ulicy nie leży, ale chyba warto...
TEKST: AGATA CHABIERSKA