Koszmarne przysmaki w podróżach

Turystyka gastronomiczna to całkiem dochodowy biznes, każdy jest w stanie trochę przepłacić za omlet na truflach czy białoruski kawior. Gorzej jednak, gdy podczas beztroskich wakacji na talerzu znajdujemy produkty mało kojarzące się z konsumpcją. A że każda kultura nieco innego uważa za specjał i pół świata wie, że Polacy dzikusy, bo zepsutą kapustę, ogórki i sfermentowane mleko spożywają, tak też podróżowanie może być źródłem niewiarygodnych przeżyć dla podniebienia. Oto, co internauci z różnych zakątków Ziemi typują w kategorii najgorszego menu.

Zanim zbierzesz się za lekturę zobacz, co o dziwnych daniach mówi pracownik baru 'Dudu'"

Penis byka na obiad? Możliwe!

TarantuleTarantule shutterstock

Azja zdecydowanie przoduje w kategorii dziwactw i ohydztw. Jadąc przez Kambodżę, mamy szansę zasmakować grillowanych szaszłyków z tarantuli , ponoć całkiem nieźle owłosionych.

Wedle znawców produkt jest funkcjonalny, bo przypieczone nóżki służą świetnie jako wykałaczki. Chiny, czyli jądro niestrawności, oferują obok psów smażone pszczoły i koniki polne , bez obierania, zupę z rybiego mózgu, podsmażany penis wołu , małe surowe węgorze, trudną do przeżucia sałatkę z meduz oraz mający być afrodyzjakiem drink z whisky i krwi węża . Tajlandia słynie z larw mrówczych oraz najbardziej śmierdzących owoców świata - zjedzenie duriana wymaga zaawansowanego kataru siennego.

Durian wygląda niewinnie:

DurianDurian shutterstock

W Australii też znajdziesz paskudztwa:

VegamiteVegamite shutterstock

Australia też nie zbywa na oryginalności w zakresie menu: wielbłądy, rozgotowane kangury (ponoć obrzydliwe) oraz zielone mrówki nie dorastają jednak do pięt zmorze amerykańskich turystów, którzy tęskniąc na masłem orzechowym gnają do sklepów, aby kupić Vegemite , warzywny odpowiednik słynnej pasty do chleba. Brązowa, cuchnąca maź przypomina raczej lekarstwo na egzemę dla krów, zaś zabicie fatalnego smaku w ustach zajmuje całe godziny.

Afrykańskie kraje królują na forach turystycznych pod względem ilości konsumowanego robactwa oraz nieświeżości sprzedawanych na rynkach owoców i warzyw (zgnilizna wydaje się stadium doskonałym dla lokalnej ludności). Nabiału tu nie zaznamy, ale zamiast tego mamy wielki wybór gliniastych papek z kukurydzy (ugali) oraz specyficznych rodzajów chleba - etiopska injera w smaku ma przypominać mokrą ścierkę. Nic dziwnego, że ludzie nie wychodzą wieczorem myśląc, że dziś mają ochotę na jakąś tanzańszczyznę...

Zwierzęta domowe zjemy w m.in. w Ekwadorze, Peru i na Wyspach Galapogos, gdzie pieczone świnki morskie cieszą się sławą równą naszym przepiórkom.

Świnka morska na talerzu przyprawia nas w redakcji o dreszcze:

Świnka morskaŚwinka morska shutterstock

HaggisHaggis shutterstock Surowiznę rybią znamy z Japonii i sushi nikogo już nie przeraża, chyba, że ceną. W Etiopii jednak ślubnym przysmakiem jest kitfo, czyli wersja nieco bardziej hard-core: posiekany kawałek krowiego mięsa wymieszany ze świeżą krwią - symbol, że małżeństwo to pasmo udręki? Jeszcze gorsi są Eskimosi kanadyjscy spożywający surowe wnętrza upolowanych fok - naoczni świadkowie twierdzą, że konsumowane jelita są wypełnione na wpół strawionym, cuchnącym pokarmem. Drastyczna wersja jajka-niespodzianki?

Ale oczywiście i nasza ucywilizowana Europa pełna pięciogwiazdkowych restauracji i służb epidemiologicznych może się poszczycić swoimi anty-delikatesami. Do największych pomyłek gastronomii trzeba zaliczyć holenderski pomysł na frytki z majonezem, angielskie fish'n'chips, czyli odpadki ze smażalni ryb, oraz islandzki hakarl (surowy rekin zakopywany w ziemi na kilka miesięcy). Wymagające dużej porcji samozaparcia, acz ponoć całkiem ciekawe są szkocki haggis (kiszka wypełniona owczymi podrobami), cervelle, czyli owczy móżdżek podawany we francuskich Alpach oraz słynne żabie udka, przypominające w smaku kurczaka... bardzo mikrego kurczaka. Smacznego.

AUTOR: AGATA CHABIERSKA

Więcej o: