Codzienny puls Rio de Janeiro wyznacza samba, a roczny - dwa wydarzenia w środku brazylijskiego lata. Pierwsze z nich to huczne przywitanie Nowego Roku na plaży Copacabana, a drugie - słynny karnawał. Są i tacy, którzy wolą przyjeżdżać do Cidade Maravilhosa (Cudownego Miasta), gdy cichnie gwar fajerwerków i karnawału, a ceny wracają do normy. Odwiedzinom przez cały rok sprzyja ciepły klimat. Dosłownie, bo temperatura nigdy nie spada poniżej 20 stopni, i w przenośni, bo pełni pogody ducha mieszkańcy każdego przybysza potrafią trwale uzależnić od tego miejsca.
Rio de Janeiro nie jest ani stolicą Brazylii (jest nią nowoczesna i zimna Brasilia), ani nawet największym miastem tego kraju. Mając oficjalnie 7 mln stałych mieszkańców, niemal trzykrotnie ustępuje liczebnością Sao Paulo. Ma jednak tyle uroku, jak żadne inne południowoamerykańskie miasto.
Podstawowy środek transportu - jeżdżą często, zatrzymują się na żądanie nie tylko na przystankach. Bywają jedynym sposobem, aby niedrogo dostać się do dalszych dzielnic północnych czy np. na plażę Ipanema, gdzie wciąż nie sięga metro. Wsiadamy od strony kierowcy, opłatę pobiera siedzący na podwyższeniu konduktor (2,10 reala, 1 brazylijski real = 1,4 zł). Jeżeli jest w dobrym humorze, powie kierowcy, by zatrzymał się dokładnie tam, gdzie poprosimy (raz wysadził mnie na przejściu dla pieszych, żebym miał bliżej do sklepu).
Rozsądny turysta nie ma się czego obawiać. Miasto jest dobrze oświetlone, mundurowi pilnują bezpieczeństwa. Wystarczy unikać dzielnic nędzy (patrz: favele ) i nie kusić losu złotą biżuterią czy drogim sprzętem elektronicznym. Na plaży uwaga na najstarszy trik świata: podchodzi dwóch młodzieńców i jeden prosi o ogień Jeśli padniemy ofiarą przestępstwa, dzwonimy pod nr 190.
Słynny żółty tramwaj, który postukując, pnie się krętymi uliczkami na wzgórze Santa Teresa. Przejazd ostatnimi zachowanymi wagonikami tej XIX-wiecznej kolejki jest śmiesznie tani - 60 centavos w jedną stronę. Niezapomniane wrażenia zapewnia przejazd akweduktem Arcos do Lapa, szczególnie gdy tramwaj jest obwieszony ludźmi (miejsc siedzących niewiele), w wagoniku nie ma szyb ani drzwi. Uwaga na wskakujących co chwila małych uliczników, którzy pojawiają się jak spod ziemi i równie szybko znikają (czasami z czyjąś torbą).
Ciągnąca się przez niemal 5 km cudowna plaża w pełni zasługuje na swoją sławę. Dobra infrastruktura - co krok porządne bary i toalety. Po słynnym mozaikowym chodniku przechadzają się przeróżne typy ludzkie - od milionerów po sympatycznych włóczęgów.
Dzielnica Copacabana to jedno z najgęściej zaludnionych miejsc na ziemi - żyje tu ponad 25 tys. stałych mieszkańców. Do tego tysiące rezydentów luksusowych hoteli i tańszych hosteli (od 100 reali za noc w dwójce). Copacabana nigdy nie śpi. Wszędzie mnóstwo otwartych non stop sklepów, barów i restauracji.
Czy w Rio w ogóle pada? Oczywiście, i to jak! Gwałtownie, choć przeważnie dość krótko - największą ulewę w życiu przeżyłem właśnie tutaj. Lato na półkuli południowej jest gorące i mokre. Bujną zieleń brazylijska puszcza zawdzięcza rzęsistym opadom przynoszącym niewielki tylko spadek temperatury. Po deszczu asfalt w Rio paruje, a po kilkunastu minutach po ulewie nie ma śladu.
Pojęcie bardzo względne. Można spędzić w mieście kilkanaście dni i nie spotkać mężczyzny pod krawatem. Tym Cariocas (urodzeni w Rio) różnią się od Paulistas (nielubianych tu mieszkańców Sao Paulo), że nawet do pracy przychodzą ubrani na luzie. Szczytem elegancji jest kelner w białej koszuli, a pracownicy publiczni noszą po prostu służbowe T-shirty. Pakując walizki, dajmy sobie spokój z marynarką czy żakietem - nawet do dobrej restauracji wpuszczą nas w krótkim rękawie. Ale uwaga: odkryty tors u mężczyzn w lokalu poza plażą nie wchodzi w grę, a topless u kobiet odpada nawet na Ipanemie.
Dzielnice nędzy to utrapienie Rio. Rządzą się własnymi prawami i są bardzo niebezpieczne. Każdy, kto widział "Miasto Boga" Fernanda Meirellesa, wie, czym może skończyć się lekkomyślne poszukiwanie przygód na wzgórzach faveli . Kradzież aparatu to najmniejszy wymiar kary, jaki może nas spotkać. Trwa tam nieustanna wojna gangów, a bolas perdidas (bezpańskie kule) są prawie tak powszechne jak bezpańskie psy. Zanim zdecydujemy się na favela tour zorganizowany przez agencję turystyczną, zastanówmy się, czy fotografowanie obdartych dzieci jest etyczne.
Widząc bosonogich chłopców kopiących piłkę na ulicach i plażach, można zrozumieć, dlaczego każdy klub piłkarski świata chce mieć w składzie Brazylijczyka. Cztery pierwszoligowe drużyny z Rio co roku rywalizują o mistrzostwo kraju i niemal co roku godzi je jakiś klub z innego miasta, zdobywając trofeum. Świętym obowiązkiem każdego prawdziwego kibica jest wizyta na Maracanie, największym piłkarskim stadionie świata (wstęp 20 reali). Piękny obiekt cechuje lekkość i gracja, a przecież w swej historii mieścił ponad 200 tys. widzów na raz. Wyprawa na mecz ligowy tylko dla odważnych, tylko w odpowiedniej koszulce klubowej, bez torby i z odliczonymi pieniędzmi.
Przy dobrej pogodzie widok ze szczytu tego skalistego wzgórza o niezwykle charakterystycznym kształcie nie ma sobie równych na świecie. Za 35 reali przeszklony wagonik kolejki linowej zabierze nas najpierw na niższą górę Urca, a następnie wjedzie na prawie 400-metrowy szczyt Pao de Acucar (cena obejmuje powrót, na obu wzgórzach można pozostać dowolnie długo). Widać stąd dosłownie całe Rio, z Ipanemą i Copacabaną na południu oraz drapaczami chmur, katedrą i majestatycznym mostem Silvy na północy. Od strony lądu nad miastem góruje figura Chrystusa (patrz: Wzgórze Corcovado ), a otwarta przestrzeń oceanu od wschodu wprost przytłacza połacią błękitu.
Niestety, jest głośno. Kierowcy lubią używać klaksonów, a ludzie gardeł. Pojęcie ciszy nocnej w zasadzie nie istnieje. Na początku jest to nieznośne, z czasem można przywyknąć, nawet do ulicznego sprzedawcy zachwalającego wrzaskiem ryby o 6 rano.
Najpierw nasłuchałem się peanów na temat tego najmodniejszego obecnie miejsca w Ameryce Południowej. Potem zamieszkałem na Copacabanie i pomyślałem, że Ipanemę z Leblonem zobaczę następnego dnia. Z jutra zrobiło się pojutrze i gdy wreszcie dotarłem do tego najbardziej na południe wysuniętego miejsca w Rio, byłem trochę zawiedziony. Owszem, plaża piękna, czysta, wokół mnóstwo wyluzowanej młodzieży, niezłe knajpki Czyli dokładnie tak jak na "mojej" Copacabanie! A ona była pierwsza i bez reszty zawładnęła moim sercem, w którym zabrakło już miejsca dla drugiego raju.
Cariocas nie lubią jeść w domu - wybór lokali jest ogromny, od bardzo drogich i luksusowych po tanie i niewyszukane. Potrawy cechuje prostota, porcje są ogromne. W restauracji zapłacimy za obiad 50 reali, ale równie smacznie zjemy w barze z rożnem (churrascaria ). Za 15-20 reali dostaniemy tam porządny kawałek grillowanego mięsa z ryżem, fasolą i sypaną na wszystko farofą (mączka z manioku). Rio słynie z feijoady , duszonej przez cały dzień potrawy z kawałków mięsa i fasoli, tradycyjnie podawanej w soboty. Pycha!
Jego kulminacją jest ostatnich pięć dni przed Środą Popielcową. Dziwny to czas dla miasta. Z jednej strony spontaniczna radość przedmieść fetujących sukces swojej escola de samba , z drugiej - starannie przygotowany show obliczony na wyciągnięcie pieniędzy od przyjeżdżającego tu bogatego świata. Mimo wszystko warto dać się ponieść wszechobecnej beztrosce. Trzeba zobaczyć koronację Momo, króla karnawału, wziąć udział w jednym z bandas (pochodów ulicznych, do których może przyłączyć się każdy, kto ma na sobie strój w odpowiednim kolorze), a ostatnie dwie noce spędzić na Sambodromie. Łatwo tam ogłuchnąć. Każda ze szkół samby popisuje się możliwie największą liczbą bębniarzy (i półnagimi tancerkami). Po karnawale należy zrobić dwie rzeczy: iść do laryngologa i spłacić dług zaciągnięty na kupno biletów - najlepsze miejsca na Sambodromie ok. 1000 dol.
Międzynarodowy port lotniczy Galeao znajduje się na Wyspie Gubernatora, kilkanaście kilometrów od centrum. W popołudniowych godzinach szczytu taksówką (50-60 reali) jedzie się tam nawet półtorej godziny! Real Auto Bus zawiezie nas za 6 reali, ale lepiej nie ryzykować - podróż z bagażami jest uciążliwa i czasowo niepewna. Drugie lotnisko - Santos Dumont - leży blisko centrum, ale obsługuje wyłącznie loty krajowe.
Szybkie, czyste i bezpieczne. Są wprawdzie tylko dwie linie, ale to w zupełności wystarcza w mieście, w którym liczą się praktycznie tylko dwa kierunki wyznaczone pasem brzegowym: północny i południowy (patrz: orientacja ). Bilet jednorazowy unitario (2,10 reala) upoważnia nas do zmiany linii bez dopłaty. Na stacjach z głośników sączy się muzyka, a wagoniki i perony są klimatyzowane. Nie należy się denerwować, gdy automat przy wejściu połknie nam bilet - tak właśnie ma być, od tej chwili nikt już nas nie będzie kontrolował.
Rio de Janeiro znaczy "styczniowa rzeka". Jest to wynik pomyłki Gaspara de Lemosa. Portugalski odkrywca tej części Brazylii musiał być bardzo zmęczony, skoro w styczniu 1502 r., wpływając do zatoki Guanabara, uznał ją za ujście rzeki. Nazwa została, choć w Rio rzeki nie uświadczysz.
Jak na wielomilionowe miasto Rio nietrudno rozgryźć już pierwszego dnia. Nie zgubimy się w plątaninie ulic, jeśli rozglądając się będziemy pamiętać, że od wschodu jest ocean, a po przeciwnej stronie góry. Idąc na południe, np. w kierunku plaży Ipanema, po prawej drogę wskaże nam zawsze widoczna na horyzoncie figura Chrystusa, a po lewej niepowtarzalny garb Góry Cukrowej.
Nie ma drugiego miasta, w którym jest aż 37 plaż, w tym dwie najsłynniejsze na świecie: Copacabana i Ipanema. Możemy też rozłożyć ręcznik na malutkiej Czerwonej Plaży (Praia Vermelha) u podnóża Pao de Acucar, centralnie położonej Botafogo czy gwarnej i niezbyt czystej Praia do Flamengo. Chwała władzom Rio za to, że nie zamykają plaż na noc, nie pobierają opłat, starannie je oświetliły i chronią je tak, że są bezpieczne przez całą dobę.
Dzięki kwitnącej gospodarce, brazylijska waluta (wymawiana w Rio "he-al", liczba mnoga reais , wym. "he-ajs" ) od kilku lat trzyma się nadspodziewanie dobrze. Niestety, reali nie kupimy w polskich kantorach. Za to bez problemu wypłacimy w Rio gotówkę z bankomatów (Visa i Mastercard). Charakterystyczne dla Brazylii są banknoty o niskich i nietypowych nominałach. Jedno- i dwurealówki są zwykle pogniecione i przetarte.
Nieduże auto można wypożyczyć już za 100 reali dziennie. Cena nie obejmuje paliwa, ale to akurat nie problem - wszyscy jeżdżą na biopaliwie z alkoholu trzcinowego, 1,7 reala za litr. Nim zdecydujemy się na wypożyczenie samochodu, dobrze się zastanówmy. Ja miałem dość już po paru dniach, bo jazda po mieście to tutaj walka o życie. Cariocas prowadzą jak wariaci, za nic mają kierunkowskazy i czerwone światła na skrzyżowaniu. Trudno w Rio znaleźć dwie rzeczy - choćby jedno auto bez wgniecenia i jakieś miejsce, by zaparkować w centrum.
Większość restauracji i niektóre bary stosują praktykę dodawania do końcowego rachunku 10-proc. opłaty serwisowej. Wyjątkiem są churrascarie , gdzie płacimy według wagi i tylko za to, co wzięliśmy na talerz, a także uliczne drink bary cachacaria czy boteco . Nieprzywykłym do tego sposobu rozliczania gościom z Europy automatyczne dopisanie servico może wydać się nie fair. Ma jednak dobrą stronę - wydaną resztę zgarniamy do kieszeni, nie zastanawiając się, ile napiwku zostawić kelnerowi.
Żółto-niebieskie taksówki są dosłownie wszędzie, można je łapać na ulicy i zamawiać telefonicznie. Na dworcach, lotniskach, a nawet przy wejściach do centrów handlowych, taksówkarze podchodzą i sami proponują transport. Nie kasują wtedy wcale drożej - po prostu w Rio jest ogromna konkurencja i trzeba wyjść do pasażera. Ceny zbliżone do polskich, ale koniecznie należy umówić się co do kwoty przed rozpoczęciem jazdy. Jeżeli zasiedzimy się na pokazie samby w dzielnicy Lapa, to zwykła taksówka typu comum na Copacabanę nie powinna kosztować drożej niż 20 reali.
To spotkanie ze znakiem firmowym Rio - figurą Chrystusa Odkupiciela z charakterystycznie rozłożonymi ramionami. Cristo Redentor już od 75 lat czuwa nad miastem z jego najwyższego punktu, wznoszącej się na ponad 700 m góry. Wjazd kolejką szynową (w obie strony 36 reali), najlepiej zająć miejsce po prawej stronie w kierunku jazdy, bo stąd widok na miasto jest najlepszy. Sama statua robi niesamowite wrażenie. Choć ma prawie 40 m i podobno waży 1145 ton, jest smukła i lekka.
Najpopularniejszą pamiątką jest miniaturka figury Chrystusa z Corcovado (6-20 reali, zależnie od rozmiaru), ewentualnie ręcznik z Copacabany (20-25 reali) lub żółta brazylijska koszulka piłkarska (podróbka 35 reali, oryginał nawet 200). Moją ulubioną ulicą handlową jest Nossa Senhora de Copacabana, głównie dlatego, że chyba nigdy się nie kończy. Jeśli ktoś woli klimatyzowane centra handlowe, to najbardziej centralnie położone jest Rio Sul, przy tunelu łączącym Botafogo z Leme. Supermarkety są na każdym kroku, w tym 24-godzinna sieć Pao de Acucar. Żywność kosztuje tam mniej więcej tyle, co w Polsce.
Przed wyjazdem do Rio zbudowałem sobie wizję owszem, ładnego, ale dzikiego miejsca pełnego przemocy i ludzi czyhających na cudze życie i majątek. Spotkałem uśmiech i życzliwość, ale może miałem po prostu szczęście? W Rio wystarczy pochylić się nad mapą, aby po chwili jakiś miejscowy bezinteresownie zaproponował pomoc. Na poczcie starsza pani oddała mi swój numerek, bym mógł szybciej podejść do okienka i wysłać widokówki. Ludzie zagadują, pytają, skąd jesteś i spontanicznie wyrażają sympatię do Polski. Trzeba tylko pamiętać o jednym - żeby im koniecznie tę serdeczność odwzajemnić.