Wiódł on z Akwilei w Cesarstwie Rzymskim (dziś Friuli-Wenecja Julijska) nad Bałtyk i miał wiele odnóg. Na terytorium cesarstwa aż do linii Dunaju wędrowano drogami o utwardzonej nawierzchni lub kutymi w skałach, dalej - rzekami lub wzdłuż ich dolin oraz ścieżkami polnymi, leśnymi i górskimi. Ich przebieg zmieniał się zależnie od pory roku i warunków atmosferycznych, np. w czasie suszy za drogi służyły koryta rzeczne.
Uwielbiam bursztyn - ma w sobie coś magicznego. Może dlatego wpadłam na pomysł, by wzorem dawnych kupców przemierzyć odcinek bursztynowego szlaku... pieszo. Trasę wytyczyłam na podstawie publikacji naukowej, biorąc pod uwagę nie tylko jej historyczny przebieg, ale i dzisiejsze warunki. Wyruszyłam 30 lipca 2006 r. ze stolicy Czech. Pokonywałam średnio 20 km dziennie, choć zdarzało się i 30, a nawet 50. Starałam się wędrować przez wioski i małe miasteczka, ale niektóre odcinki szlaku pokrywały się z trasami szybkiego ruchu - wtedy musiałam maszerować ich skrajem. Nim 13 września dotarłam do Gdańska, w zachodniej Sambii (obwód kaliningradzki) spotkałam... poławiaczy bursztynu. Pokazali mi świeżo wyłowione bryłki. Z wrażenia zapomniałam zrobić zdjęcie.
że potarty o sukno bursztyn przyciąga kawałeczki papieru i źdźbła słomy, łatwo się pali, wydzielając silny żywiczny zapach. Jest kilkanaście gatunków bursztynu, różnią się gęstością, twardością i barwą - od jasnej, niemal białej, aż po czerwienie. Przypisuje się mu właściwości magiczne i lecznicze. Od dawien dawna był surowcem poszukiwanym przez mieszkańców śródziemnomorskich wybrzeży. Był ozdobą i środkiem płatniczym. Moda na bursztyn w państwie rzymskim spowodowała wzmożony ruch na szlaku bursztynowym w I w. n.e.
do stolicy Czech autobusem. Zatrzymałam się w hotelu w dzielnicy Vysoeany, a nazajutrz ruszyłam ulicą Podebradską na szlak (cały czas pod górkę!). Na peryferiach miasta, by upewnić się, czy dobrze idę, zapytałam o Mochov - miejscowość, w której miał być pierwszy nocleg. Kobieta wskazała przystanek autobusowy. Ja na to, że idę pieszo. "Joj, to je daleko!" - zawołała z troską.
to każdy niezbyt drogi. Idealnie było, jeśli znajdował się na trasie i nie musiałam nigdzie zbaczać. Starałam się, by nie kosztował więcej niż 300-500 koron/45 zł. Nie rezerwowałam noclegów, ale pytałam o nie już kilka kilometrów przed "metą". Pomagali mi przygodni ludzie, czasem zapraszali do domu lub organizowali nocleg w szkole. Za namową rodziny wzięłam adresy schronisk młodzieżowych - ceny są tam dwa razy niższe niż w tańszych hotelach (nie przekraczają 30 zł), a standard podobny.
wszędzie tam, gdzie po całodniowej wędrówce mogłam zjeść coś ciepłego. Były to zazwyczaj proste dania - jajka sadzone, jajecznica, krupnik. W drodze jadłam najczęściej ser i bułki. Rarytasem były owoce - wygrzane w słońcu papierówki i mirabelki prosto z drzewa.
mapami. Ze względu na ograniczone środki finansowe drukowałam je z czeskiego portalu turystycznego CZeCOT oraz z polskiego Szukacz.pl. Mapy jednak nie zawsze były dokładne, dlatego często korzystałam ze wskazówek ludzi. Za ich namową kilkakrotnie zmieniałam trasę, np. kiedy ostrzegli mnie, że most rozebrali złomiarze, a tam, gdzie biegły nieczynne tory kolejowe, dziś jest wyrobisko węgla brunatnego.
Elblągu. W tamtejszym Muzeum Archeologiczno-Historycznym po raz pierwszy opowiedziałam o mojej podróży i pokazałam fotografie. Wraz z przewodnikiem archeologiem zwiedziłam także wystawę "Historia gocka". Dzieje Gotów, którzy dotarli na Wysoczyznę Elbląską w drugiej połowie I w. n.e., były silnie związane z bursztynem. Skupiska ich osad leżały wzdłuż wybrzeża, przy szlaku handlowym wiodącym do Sambii.
górę Ślężę. Kiedy szłam z Kamieńca Ząbkowickiego do Jordanowa Śląskiego (49,5 km, ponad 14 godz.), Nysa Kłodzka występowała z brzegów, a ja uciekałam przed nią w klapkach przez zalane ulice. Za Ciepłowodami zabłądziłam i zamiast na Prusy poszłam na Targowicę. Nim się zorientowałam i zawróciłam do Prus, zrobiło się ciemno. Nigdzie nie mogłam znaleźć noclegu, a do tego zwichnęłam nogę. Wreszcie o 1 w nocy rozłożyłam karimatę przy drodze. Pachniało ścierniskiem, wiał silny wiatr. Przedrzemałam godzinę i ruszyłam, kulejąc, do Jordanowa Śląskiego. Właściwy kierunek wskazywało mi światło masztu na Ślęży. W Jordanowie pierwszy raz zdecydowałam się podjechać 5 km na nocleg do Pustkowa Wilczkowskiego.
małą suszarkę, być móc w hotelu podsuszyć rzeczy, i parasol. Do tego wniosku doszłam po marszrucie szosą z Elbląga do Jelonek. Lało i było bardzo zimno. Płaszcz przeciwdeszczowy nie chronił mnie całkowicie. Zmieniłam ciuchy i skarpetki, ale to na niewiele się zdało. Pod koniec dnia i tak miałam odparzone stopy.
nie chcę wędrować przez miejsca, gdzie podwórkowe psy trzyma się na łańcuchach, a bezdomne odgania od domostw.
Torunia na kolejną prezentację fotografii. Wędrując bursztynowym szlakiem, pod Toruniem chciałam przejść przez Wisłę nowym mostem. Znajduje się on najbliżej miejsca, gdzie przeprawiali się bursztynowi kupcy (dziś Otłoczyn przy ujściu Tążyny). Okazało się jednak, że most przeznaczony jest tylko dla pojazdów. Przez rzekę przeszłam więc dopiero w centrum Torunia. Na początku widziałam tylko drzewa. Po chwili - jakby ktoś rozsunął kurtynę - ukazała się panorama miasta.
oczywiście morze. O każdej porze roku, a najlepiej wtedy, gdy szaleją sztormy. By - bez plecaka! - szukać na brzegu bursztynów.
Mirosława Stroińska przemierzyła w sumie 1154 km: Praga - Sadská - Kopicák - Hradec Králové - Jarome - Nové Mesto nad Metuji - Jeleniów - Polanica Zdrój - Kłodzko - Kamieniec Ząbkowicki - Jordanów Śląski - Pustków Wilczkowski - Wrocław - Widawa - Dobroszyce - Cieszyn - Przygodzice - Kalisz - Kamień - Gadówek - Stare Miasto - Kazimierz Biskupi - Skulsk - Inowrocław - Kawęczyn - Toruń - Grzywna - Chełmno - Grudziądz - Kwidzyn - Malbork - Dzierzgoń - Jelonki - Elbląg - Frombork - Braniewo - Primorsk - Jantarnyj - Filino - Kwidzyn - Małe Walichnowy - Tczew - Pruszcz Gdański - Gdańsk - Gdynia - Starzyno