Pan z informacji turystycznej krajowego terminala na lotnisku JFK trochę mnie jednak zaskoczył: - Pamiętaj, żeby z pociągu Airtrain wysiąść nie na Howard Beach, ale na Archer Avenue. Jak wysiądziesz na tej pierwszej stacji, pojedziesz przez Brooklyn. Nie chcesz jechać przez Brooklyn. Nie chcesz poznawać mieszkańców Brooklynu. Szczególnie jak masz ze sobą bagaż. Oczywiście pojechałam przez Brooklyn. Kolega, sam zresztą z Brooklynu, i to z części uważanej za najgorszą, komentował przez telefon: - O jakim Brooklynie on mówi? Ludzie, którzy wsiadają już na stacjach brooklińskich rozmawiają po angielsku, ukraińsku, niemiecku, norwesku. Taką międzynarodową atmosferę czułam tylko na początku podróży - w Londynie. Inne metropolie, choć z mnóstwem turystów czy expatów, nie mają nawet namiastki tego tygla kulturowego co Londyn i Nowy Jork. Na stacji Franklin Avenue wsiada wysoki potężny mężczyzna. Jeszcze go nie widać, a już słychać: - Co z was za ludzie! Co z was za ludzie! W pociągu rozwija myśl: - Głodny, niewyspany, bezdomny. Chcecie, żebym się rzucił pod pociąg?! - robi pauzę i rozgląda się po wagonie. Ludzie milczą, większość gapi się w podłogę, pani z naprzeciwka dosłownie truchleje. W San Francisco bezdomni różnych się imali sposobów, żeby zwrócić na siebie uwagę. Przeważnie po prostu zaczepiali: "Jak się masz?", "Miłego dnia", "Ładna kurteczka". Ludzie albo wrzucali im pieniążki, albo nie, ale zawsze wdawali się w pogawędkę - o pogodzie, o krawacie urzędnika, o zaostrzeniach burmistrza Newsoma wobec bezdomnych - i rozstawiali się w pokoju. W nowojorskim metrze facet spaceruje z jednego końca w drugi. - Chcecie, żebym skończył pod kołami waszego pociągu?! Chcecie mnie mieć na sumieniu?! Parę groszy wam szkoda na uratowanie czyjegoś życia?! Dolar-dwa wystarczy, żeby uratować komuś życie! - i zmienia ton na trochę mniej agresywny: - Byłem żołnierzem, byłem w Iraku, a teraz tak mnie traktujecie! Żołnierzem byłem! W armii amerykańskiej! Ojczyzny broniłem, a wy mi paru groszy żałujecie! Wysiada jak tylko drzwi się otwierają, ale jeszcze się odgraża: - Będziecie się smażyć w piekle! Dwie stacje dalej, na Borough Hall, wsiada trzech mężczyzn z bongami, krzesełkami, przeszkadzajkami i atmosfera zmienia się zupełnie. Ludzie się rozluźniają, uśmiechają, klaszczą. Kiedy mężczyźni kończą grać przed dojazdem do następnej stacji, pasażerowie sypią drobnymi i życzą "Wesołych Świąt", to znaczy: "Happy Holidays". W tak multietnicznym i odreligijnionym miejscu oględne nazwanie Bożego Narodzenia w pakiecie z Nowym Rokiem "Świętami" naprawdę nie dziwi. Rozmach komercyjnego przygotowania do świąt jest całkiem spory. Jezusa ze żłóbkiem zastępuje rozdający cukierki na Broadwayu włochaty Elmo z Ulicy Sezamkowej, przy choince i świetlistych aniołkach przed Rockefeller Center stoją znaki, przy których można się fotografować, a panowie z aparatami chętnie pstrykną zdjęcie, na którym widać i ciebie, i całą choinkę, i budynek Rockefeller Center. Po drugiej stronie ulicy turyści z rozdziawionymi buziami podziwiają świerkowe dekoracje przed sklepem Cartier przy Piątej Alei. To ukoronowanie wszystkich dekoracji świątecznych, które przewijały mi się przed oczami przez pół świata. Już na początku listopada w gorącym Singapurze na drzewach pojawiły się migające gwiazdy. W Tokio pary i niesparowani nerwowo zaczynali się rozglądać, gdzie spędzą ten romantyczny bożonarodzeniowy dzień. Pomogą im w tym katalogi z romantycznymi wyjazdami albo propozycje restauracji na specjalne bożonarodzeniowe romantyczne kolacje we dwoje, albo inne propozycje ciekawego spędzenia czasu - musi być romantycznie. Bo Boże Narodzenie w Japonii - Kurisumasu - to najbardziej szczęśliwy dzień na randkę, święto zakochanych. Już od Singapuru przez Hongkong, Tokio, San Francisco (z przerwą tylko na Szanghaj) w kawiarniach, sklepach, na ulicy wszędzie słychać było "White Christmas" albo zawodzącego George'a Michaela "Laaast Christ-mas I gave you my heart " (w Nowym Jorku wyręczały go stada nastolatek). I żeby nie było - ja naprawdę bardzo lubię Boże Narodzenie. Tylko dlaczego wszyscy uparli się na te dwie piosenki?