San Francisco nie wita kalifornijskim słońcem. Samolot przebija się przez kilka warstw chmur i kiedy ląduje - na zewnątrz leje. Niby nic dziwnego w grudniu. Trochę podejrzanego optymizmu tchnie urzędnik straży granicznej: - Pierwszy raz w Stanach? Powodzenia! - i oddaje paszport, nie mrugnąwszy nawet okiem na listę dziewięciu miast, przez które przyleciałam do Stanów, a które musiałam umieścić w deklaracji. Przez przyciemnione szyby minibusu niewiele widać poza wzgórzami i mrowiem domków w dolinach. Przed godz. 11, już w hotelu i sprawdzam e-maile. Po dwóch godzinach oczy same mi się zamykają. "Dobrze, położę się na godzinę" - postanawiam. Spałam pięć. Budzika nawet nie słyszałam. Następny dzień wygląda dość dość podobnie, tylko jet lag dopada mnie odrobinę wcześniej - o godz. 11. I znów pięć godzin. To pierwsza tak duża różnica czasu i pierwszy jet lag dosłownie zwalający z nóg. Całe szczęście, że spotkaniea z Johnem, 48-letnim prawnikiem, umówione na godz. 17.30. Kiedy odwozi mnie po nim, narzekam, że górki, które widziałam do tej pory, to zupełnie niewysokie, że w ogóle nie przypominają tych z "Ulic San Francisco". - Dobrze, pokaże ci górkę - podejmuje wyzwanie prawnik. Jego 10-letni ford wtacza się pod stromą jak się wydaje górę na California Street. - To jest góra! - dziękuję mu oglądając się do tyłu, a John skręca w lewo. Kiedy się odwracam - krzyczę. Po prostu nie mogę pohamować krzyku. Jones Street. To tutaj jeśli samochód nie zatrzyma się na szczycie, wyleci w powietrze. To tutaj młody Michael Douglas ścigał przestępców wyskakując swoją policyjną furą w górę. John nie omieszkał dodać: - Ostatnio hamulce przestały mi działać! Jak na rollercoasterze w wesołym miasteczku. No, prawie... - Ładnie, prawda? - John pokazuje widok z góry i zaraz opowiada, że w Stanach ludzie się wściekają na mieszkańców SF, bo ci, jak już im się udało zamieszkać w Mieście Mgły, przy każdej okazji podkreślają, jak tu jest pięknie. - Kolega z Nowego Jorku zawsze mi wyrzuca: "Nie możesz mi po prostu pokazać pięknego widoku? Zawsze musisz dodać, że jest piękny?" Bo jest pięknie. I mieszkańcy Zatoki doskonale zdają sobie sprawę, że mieszkają w pięknym miejscu. Po kilku dniach zjeżdżałam tą samą Jones Street z samej góry od Pacific Street. Jones wyżej jest, co wydawało mi się wcześniej niemożliwe, jeszcze bardziej stroma. Zjeżdżałam też wyłożoną czerwoną kostką i obsadzoną kwiatami Lombard Street, najbardziej pozakręcaną ulicą Kalifornii a może i świata z ośmioma ostrymi zakrętami, na jeszcze bardziej stromym wzgórzu. Bill Cosby śmiał się, że kwiaty posadzili miejscowi na grobach tych, którzy się pozabijali próbując zjechać w dół. John kiedy nie obwozi przyjezdnych raczej tak planuje trasę, żeby wyższe wzgórza omijać. Wjeżdża na nie tylko po to, żeby nie wyjść z wprawy.