Nasz sierpniowy spływ Marózką miał być otarciem łez po lipcowym, skąpanym w deszczu i uciążliwym spływie Welem. Nie zawiedliśmy się. Chcieliśmy ładnej pogody i mieliśmy ją, chcieliśmy urokliwej, ale niełatwej rzeki, i ją dostaliśmy. Było nas jedenaścioro plus trzy psy. Z racji nieparzystej liczby osób Daniel, mój kolega z pracy, płynął w jedynce ze swoją bokserką Jadzią. Dla niej był to pierwszy kontakt z kajakiem i trudno ją było do niego przekonać. Foka i Bert, dwa corgi cardigany Magdy, pływają z nami od wielu lat i niestraszne im nawet największe przeszkody.
Zaczynamy w piątek, oczywiście nie od źródeł (znajdują się w środkowej części Garbu Lubawskiego na Warmii), tylko w Waplewie, 44 km od Olsztyna, tuż za jeziorem Mielno. Krystalicznie czysta woda sięga do łydek. Nasze polietylenowe, wytrzymałe na uderzenia kajaki bez obciążenia (bagaże jadą lądem) raz po raz szorują o kamyki i osiadają na mieliźnie. Ale tylko przez pierwszych kilkaset metrów. Zaraz potem Marózka robi groźną minę i pokazuje, na co stać nawet małą rzeczkę: nurt gwałtownie przyspiesza, w korycie pojawia się coraz więcej zwalonych drzew i głazów. Przed elektrownią w Waplewie (przenoska 80 m) pierwsze trudne bystrze, kilkaset metrów za nią - drugie, jeszcze trudniejsze nawet dla wprawnych kajakarzy. Jadzia nie wytrzymuje napięcia i kilka razy wyskakuje z kajaka, co kończy się wywrotką. Pozostałe osady jakoś sobie z przeszkodami radzą. Od mostu kolejowego na trasie Olsztyn - Działdowo (tu rozpoczyna się większość spływów Marózką) aż do jeziora Maróz rzeka jest już dużo spokojniejsza, choć nie traci na uroku. Kilometr za mostem gwałtownie skręca w lewo (uwaga! nie wpływać w Witramówkę, która może się wydawać przedłużeniem Marózki!) i gwałtownie zwęża koryto do szerokości dwóch kajaków. Kilkaset metrów płyniemy wśród ukwieconych zarośli, często zmuszani do przerywania rozpiętych nad rzeczką pajęczych sieci. Dalej Marózka toczy wody wśród rozległych trzcinowisk, żeby po niespełna kilometrze wpaść do pięknego rynnowego jeziora Maróz. Na lewym brzegu ośrodek wypoczynkowy Warmia; 700 m za nim, również na lewym brzegu, w przewężeniu jeziora urządzamy biwak. (Uwaga! Pozwolenie nań trzeba uzgodnić z Nadleśnictwem Olsztynek, tel. 089 519 42 78, 0660 477 115). Przepłynęliśmy 13 km. Wieczorem ognisko i kiełbaski.
Nazajutrz już o 6 rano, kiedy jeszcze mgły układają się na jeziorze, czworo najbardziej zawziętych grzybiarzy rusza w las. Plon to reklamówka pełna kurek. Poza tym nic - nie ma nawet muchomorów, tylko czerwone gołąbki, których nie zbieramy. Nie muszę chyba pisać, jak smakowała na śniadanie jajecznica na kurkach i bekonie... W doskonałych nastrojach (dziś też świeci słońce) ruszamy w drogę. Znów czeka nas 13 km wiosłowania. Pierwsze 6 km to jezioro Maróz. Na szczęście prawie nie ma fal. Pamiętając jednak o niedawnej tragedii na Mazurach, na wszelki wypadek płyniemy dość blisko brzegu. Wiatr dmucha w plecy i lekko nas popycha. Po niespełna godzinie jesteśmy w Swaderkach. Tu z powodu gospodarstwa rybackiego uciążliwa przenoska - 400 m wzdłuż asfaltowej drogi. Uzupełniamy zapasy w miejscowym sklepie, dokładamy wędzoną sieję i pstrąga (na smażoną rybę postanawiamy wrócić następnego dnia, na zakończenie spływu - smażalnia w Swaderkach uchodzi za jedną z najlepszych w okolicy). Kajaki wodujemy tuż za ogrodzeniem, przy ostatnim zabudowaniu z lewej strony drogi, 300 m przed mostem. Marózka ma tu wartki prąd, ale żadnych przeszkód. Szybko wpływamy do lasu, gdzie zaczyna się drugi przełom rzeki, znacznie jednak łatwiejszy od wczorajszego. Owszem, w korycie leży wiele zwalonych drzew, jednak te, które wymagałyby wysiadania z kajaka, zostały przecięte piłą. Wielka szkoda! Wokół meandrującej w głębokim jarze Marózki rozpościera się baśniowo piękny las - sosny, wielkie paprocie, parasole pajęczyn. Omszałe pnie wyglądają w słońcu wręcz nierealnie. Pierwszy kajak ma szczęście, bo prowadzi go płochliwy, jaskrawo niebieski zimorodek. Pozostałym towarzyszą stada kaczek krzyżówek (nad Marózką jest ich wyjątkowo dużo). Robimy kilka przerw, żeby napawać się widokami. Jesteśmy zdumieni, że przełom jest tak łatwy (dużo łatwiejszy niż ten pobliskiej Łyny na terenie rezerwatu Las Warmiński), i zmartwieni, że tak szybko się kończy (ma 4 km). Wpływamy na Jezioro Święte z małą wysepką pośrodku zamieszkaną przez kormorany. Naprzeciwko niej, na prawym brzegu, urządzamy drugi i ostatni biwak. W lesie zatrzęsienie kurek i dość rzadko zbieranych, ale uznawanych za doskonały grzyb jadalny płachetek kołpakowatych potocznie zwanych kołpakami. Królową grzybobrania po raz kolejny zostaje Ala, wicekrólem Filip. Wyprawiamy wielką ucztę - duszona wołowina w sosie kurkowym plus kasza gryczana i mizeria. Kto z was tak jada na spływach?
Ostatni poranek spływu. Na wyłysiałych od ptasich odchodów drzewach na wyspie aż czarno od kormoranów. Drą się wniebogłosy, ale słyszą je tylko grzybiarze, jak zwykle już na nogach. Reszta śpi. Nawet wtedy, kiedy grzybiarze wracają z pełnymi siatkami. Szybkie śniadanie i szybkie zwijanie obozu, bo o 10 jesteśmy umówieni na przewóz kajaków. Wypływ Marózki z jeziora Święte jest dobrze widoczny na wysokości wyspy. Kilkaset ostatnich metrów i lądujemy obok kolejnego gospodarstwa rybackiego przy moście Olsztynek - Szczytno. Tu kończy się większość spływów Marózką, potrzebny jest bowiem transport kajaków do wsi... Kurki (ok. 1 km). Nasza "podwoda" już czeka... Pierwszy widok w Kurkach? Sędziwa mieszkanka wsi z wiadrem pełnym kurek! Śmiejemy się głośno. Kurki to już symbol naszego spływu. Marózka zamienia się tu w Łynę. Płyniemy dalej, do Jeziora Łańskiego, głównie wśród trzcin, ale wiosłowanie nie jest uciążliwe - rzeka jest dość szeroka. Wpływając na Łańskie, trzeba uważać, żeby nie wplątać się w sieci po prawej stronie. Wyglądają na zniszczone, chałupniczo stawiane. Czyżby nielegalne?
Łańskie to akwen nie byle jaki. Moim zdaniem (a jestem rodowitą olsztynianką) jest najpiękniejsze na całej Warmii. To zarazem największe i najgłębsze jezioro regionu - 11 km kw. powierzchni i 57 m głębokości. Wysokie, porośnięte sosnowo-świerkowym borem brzegi i bardzo czysta woda, która w słońcu przybiera malachitowy odcień. W lasach urodzaj zwierzyny - jeleni, dzików i saren. To pozostałość po czasach PRL-u, kiedy w lasach wokół tajnego ośrodka rządowego w Łańsku (kryptonim W-1; równie tajny, ale młodszy ośrodek w bieszczadzkim Arłamowie to W-2) hodowano zwierzynę łowną, oczywiście na potrzeby polujących prominentów. M.in.: Nikity Chruszczowa, Leonida Breżniewa, Josipa Broz Tity, Bolesława Bieruta, Piotra Jaroszewicza. Dziś w ośrodku nadal chętnie wypoczywają kolejni premierzy (sama widziałam tam Leszka Millera), ale i zwykli turyści mają tu wstęp (o tajemnicach PRL-owskiego ośrodka w Łańsku opowiadają książki Wiesława Białkowskiego "Łańskie imperium", Alfa, 1990, i "Łańsk bez kurtyny", Remix, 1996). My kończymy spływ dużo wcześniej - na cyplu półwyspu, gdzie dawniej stała leśniczówka Dzierzguny (na prawym brzegu jeziora, ok. 1 km od wpływu Łyny). Jesteśmy w najszerszym miejscu Łańskiego (2 km ze wschodu na zachód). Jeszcze tylko kąpiel i szybki przegląd lasu. Dziwne - ani śladu kurek.
*Iza Szumielewicz jest dziennikarką Radia ZET
W miejscu, gdzie Marózka przecina trasę Ostróda - Szczytno, stał niegdyś młyn wodny. Któregoś razu młynarz z młynarczykami zobaczyli pędzącego znad jeziora Kiernoz czarnego konia z jeźdźcem na grzbiecie. Rumak pogalopował nad Jezioro Święte. Od tamtej pory pojawiał się codziennie po zachodzie słońca i przemierzał tę samą trasę. Któregoś razu do czarnego rumaka dołączył biały, również z jeźdźcem. Mówiono, że były to dwa duchy wojowników, którzy zginęli w dwóch różnych wojnach - jeden walczył w słusznej sprawie, drugi w złej. Ten, który zginął w słusznej sprawie, pokonał czarnego wojownika. Powiadają, że czasem nad Jeziorem Święte słychać rżenie koni, a są i tacy, którzy po zachodzie słońca boją się iść na most nad Marózką.
http://www.orzechowo.wiara.pl/kurki.html
Warto przeczytać
Nie istnieją mapy kajakarskie szlaku Marózki, częściowo został opisany w bezpłatnym wydawnictwie "Szlaki kajakowe województwa warmińsko-mazurskiego; przewodnik", WIT, Olsztyn 2005 (do dostania w biurze PTTK koło Wysokiej Bramy w Olsztynie). Można zaopatrzyć się w mapy wojskowe, te jednak nie uwzględniają kilometrażu szlaku kajakowego.
WDW Warmia w Waplewie: kajaki laminatowe (na stanie 40), cena i transport do uzgodnienia, Maróz 2, 11-015 Olsztynek, tel. 089 519 25 25, http://www.wdwwarmia.com.pl
Adam Kopiczyński: kajaki polietylenowe - 35 zł/doba, laminatowe - 25, canoe - 40, transport 1,2 zł/km (na stanie 100 kajaków), Nowe Miasto Lubawskie, tel. 0 604 507 012, http://www.splywydrweca.pl